Ewa, trzydziestoletnia dziennikarka, pół roku temu rozstała się z Łukaszem, fotografem pracującym w tej samej redakcji. Przez pierwsze tygodnie nie mogła spać i jeść, schudła 10 kg. Łukasz zostawił ją dla dwudziestoletniej modelki, którą poznał podczas sesji zdjęciowej. Ewa, dotychczas radzącą sobie z każdą sprawą, aktywna i towarzyska zamieniła się w kłębek nerwów. Tysiące razy analizowała różne sytuacje dotyczące związku z Łukaszem, szukała momentów, w których mogła zrobić czy powiedzieć coś innego i to zatrzymałoby jej ukochanego. Przywoływała obrazy chwil w których było jej tak dobrze w tym związku jak z nikim innym. Majowy wypad nad morze, wspólne wyprawy rowerowe, wspólne czytanie książek pod jednym kocem, gotowanie obiadów…Tych momentów było tak wiele, wracanie do nich było z jednej strony chwilowym ukojeniem, z drugiej przynosiło ogromny ból, bo przypominało o tym co nieuchronnie się skończyło. Całe życie Ewy skupiło się na rozpamiętywaniu przeszłości i zbieraniu informacji na temat nowego związku Łukasza. Pracowali w tej samej redakcji, więc nie było to trudne. Ewa czuła się upokorzona nie tylko tym, że jej partner wybrał inną kobietę, ale też własną niemocą oderwania się od niego.
Maria dwudziestodziewięcioletnia lekarka rozstała się rok temu z Wojtkiem, wziętym warszawskim prawnikiem. Maria rozpacza po tej stracie do tej pory. Mimo, że poddaje się presji przyjaciół i co jakiś czas uczestniczy w spotkaniach towarzyskich, robi to niechętnie. Jej serce opłakuje „największą miłość życia, która odeszła”. Wojtek był ideałem – męski, zaradny, odpowiedzialny, a do tego romantyczny. Maria nie może zapomnieć wspólnych kolacji przy świecach, romantycznych spacerów w środku nocy, pysznych kanapek, które Piotr pieczołowicie przygotowywał jej do pracy i wkładał ukradkiem do torebki razem z czułymi liścikami. Rozstali się, kiedy Maria zaczęła wspominać o wspólnym domu i dzieciach. Dla Piotra liczyła się przede wszystkim kariera zawodowa, miał taki cel, żeby przed czterdziestką mieć własną, dobrze prosperująca kancelarię. Pracował kilkanaście godzin dziennie. Maria nie widziała w tym nic niepokojącego, ona też była zajęta swoją praktyką. Piotr pewnego dnia spakował swoje rzeczy i powiedział, że jest zmęczony ich związkiem. Maria nie była na to przygotowana, bo do ostatniej chwili było im przecież tak dobrze. Wręcz idealnie! Każdy nowopoznany mężczyzna wydaje się jej tylko nieudaną kopią ukochanego. Mimo upływu czasu liczy się tyko on.
Opłakiwanie utraconej miłości
Każda strata wiąże się z żałobą. Jeśli tracimy partnera/kę do opłakania jest nie tylko realna osoba, którabyła nam bliska, zaspokajała nasze potrzeby, dawała wsparcie, ale też nasze marzenia, które się z nią wiązały. Wizja wspólnego życia, domu, rodziny…Żegnamy się z realną osoba, ale też z kawałkiem siebie, który nie może się wydarzyć . Ból jest nieunikniony, ale prędzej czy później przemija. Najlepsze co można zrobić, to po prostu pozwolić sobie na smutek, złość czy inne uczucia, które towarzyszą żałobie. Historia Ewy i Marii jest przykładem żalu, która nie chce się skończyć. Przedłużony czas opłakiwania straty związku występuje o wiele częściej u kobiet niż mężczyzn, co wiąże się ze sposobem w jaki obydwie płcie radzą sobie z bólem rozstania. Mężczyźni o wiele częściej, nawet po stracie ukochanej osoby szybko otwierają się na nową relację. Nie znaczy to, że nie umieją kochać. To raczej sposób na radzenie sobie z cierpieniem, zgoła inny niż kobiecy. Kobiety mają skłonność do rozpamiętywania, wracania do przeszłości, winienia siebie lub obarczania winą partnera, marzenia o nim niezależnie od tego jak realnie wyglądał związek. Rozstanie bardzo silnie uderza w ich poczucie własnej wartości.
Wizja ideału
Ewa i Maria spostrzegają swoich byłych partnerów w sposób bardzo wybiórczy. Ich uwaga koncentruje się na jasnej stronie, minimalizuje ciemną. Łukasz, chłopak Ewy wszedł z nią w związek w trakcie trwania swojego poprzedniego romansu, a będąc z Ewą interesował się innymi kobietami, na tyle mocno, że Ewa żyła w nieustannym poczuciu zagrożenia, zazdrosna o kontakty Łukasza z całym światem. Maria wiedziała, że Piotr wybierając między nią a pracą, zawsze wybierze to drugie i wiele razy cierpiała z tego powodu. Ale kiedy przychodzi rozstanie, wiele kobiet jakby zapominało o tym co realnie działo się w związku, skupiając na jasnej stronie byłego partnera, który z czasem urasta w wyobraźni do rozmiarów niedościgłego ideału. Kiedy już w to uwierzymy, rzeczywiście myślenie o nowej relacji z mężczyzną, który będzie po prostu „zwyczajny” robi się mało interesujące…
Zranione poczucie własnej wartości
Odejście partnera bardziej boli kiedy to on podejmuje decyzję, a nie my. Kiedy rozstanie jest związane ze zdradą, jest jak wbicie sztyletu w samo serce. Tracimy pewność siebie, nasze poczucie wartości jako kobiety drastycznie spada. Nawet jeśli w trakcie trwania związku byłyśmy z siebie zadowolone, teraz nie widzimy już nic wartego uwagi i zainteresowania. Tak jakby ukochany mężczyzna zabrał wartość kobiecie, która opuszcza. W naszej społeczności kobiety socjalizowane są od najmłodszych lat, tak aby definiować siebie poprzez relacje. Oznacza to, że czujemy się godne miłości i wartościowe, o ile ktoś nas kocha albo darzy szacunkiem. Kiedy to zewnętrzne źródło akceptacji znika (np. tracimy partnera), przestajemy darzyć siebie szacunkiem. Mężczyźni kulturowo definiują siebie poprzez osiągnięcia i sukcesy w świecie zewnętrznym, dla nich także strata związku wiąże się z bólem i cierpieniem, jednak zwykle nie podcina tak głęboko wiary w swoją wartość. Z męskiej perspektywy bardziej rujnujące dla poczucia własnej wartości jest doświadczenie straty pozycji zawodowej czy rangi, jaką dają wysokie zarobki, prestiż oraz świadczące o tym gadżety.
Praca nad zmianą przekonań – odzyskiwanie poczucia własnej wartości
Koncentrowanie się na mężczyźnie, który odszedł jest sposobem odwracania uwagi od rzeczywistego problemu, jakim jest niskie poczucie własnej wartości i nieumiejętność docenienia tego kim jestem. Wiele kobiet nie jest w stanie zamknąć żałoby po stracie związku, nie dla tego, że był on naprawdę kosmicznym i jedynym w ich życiu połączeniem ciał oraz dusz, ale dlatego, że nie umieją w inny sposób poczuć się wartościowe i godne miłości. Niezależnie od sposobu w jaki prezentują się światu, nie umieją lubić siebie, nie doceniają tego kim są, nie uważają, żeby miały w sobie cokolwiek pięknego i wartościowego. Jesteśmy kulturowo nauczeni szukania swojego poczucia wartości na zewnątrz, kobiety bardziej w oparciu o zdobywanie uczuć innych, mężczyźni w oparciu o swoje sukcesy w świecie. Tak czy siak, ten sposób budowania swojej tożsamości, powoduje, że strata zewnętrznego źródła aprobaty powoduje załamanie wiary w siebie. Spojrzenie prawdzie w oczy : „Nie umiem czuć się wartościowa poza związkiem” pozwala bardziej realnie zdefiniować problem niż poprzez pogrążanie się na kolejne miesiące w fantazjach o „tym jedynym”. To nie znaczy, że strata przestanie boleć, ale przynajmniej zyska wymiar na jaki zasługuje, przestanie zajmować całą wewnętrzną przestrzeń. Warto też odpowiedzieć sobie na kilka pytań. Za czym tak naprawdę tęsknię, za jakim rodzajem doświadczenia, które dawała mi ta relacja? Kim się stawałam w tym związku, czy mam dostęp do tego doświadczenia w innych sytuacjach? Co mnie przyciągało w moim byłym partnerze, a co w gruncie rzeczy było trudne do zaakceptowania? Co mi daje kurczowe trzymanie się żalu po tej stracie, jakie mam z tego profity? Jak mogę odzyskiwać wiarę w siebie, co mnie buduje, sprawia, że czuje się ważna i cenna? Wejrzenie w siebie, zamiast kierowania uwagi na zewnątrz w stronę wspomnień i dywagacji „Jak to możliwe, że on tak postąpił” lub „Co zrobiłam źle” pozwala powoli odzyskiwać kontrolę nad swoim życiem i emocjami. Nikt nie jest w stanie dać nam wartości, ani jej odebrać, bo mamy ją w każdym momencie, niezależnie od tego czy utożsamiamy się z tym czy nie. Nikt nie może zniszczyć naszej miłości do siebie i do świata, o ile na to nie pozwolimy. Jak mawiała Eleanor Roosevelt „Nikt nie jest w stanie obudzić w nas poczucia niższości bez naszej zgody”.
Zajmuję się terapią indywidualną, terapią grupową, warsztatami rozwojowymi dla kobiet, prowadzeniem superwizji i szkoleniami w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Jestem z wykształcenia psycholożką, ukończyłam Wydział Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. W terapii łączę kilka nurtów: psychologię procesu, arteterapię, focusing, EMDR, brainspotting oraz jogę. Jestem superwizorką w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego i Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”.