W zmaganiach o ludzką twarz – życie z nastoletnim dzieckiem

Nastoletnie dzieci potrafią być nieprzewidywalne jak pogoda. Waleczne jak bohaterowie średniowiecznych bitew w walce o tak zwany „własny porządek” dotyczący pokoju, który zamieszkują ( w języku rodziców „potworny bałagan”). Uległe i bierne jak owce idące na rzeź wobec presji rówieśników. Ospałe i wiecznie zmęczone w ciągu roku szkolnego. Pracowicie rozglądające się za jakąś (płatną, rzecz jasna) pracą w czasie wakacji, tradycyjnie uważanych przez dorosłych, jako czas powszechnego przyzwolenia na lenistwo. Te 20-30 lat jakie nas dzielą od własnych, dorastających dzieci, powoduje, że jest nam bardzo trudno ogarnąć wzajemnie swoją perspektywę…

Gdzie w tym jest logika?

Dla rodzica to często zadanie ponad siły, aby dostrzec sens w różnych zachowaniach nastolatka. Przy zastosowaniu uniwersalnego mechanizmu empatii, czegoś się jednak można doszukać w tym kosmosie wyglądającym na totalny chaos… Motywem przewodnim bardzo wielu zachowań naszych dorastających dzieci jest bardzo podstawowa ludzka potrzeba niezależności i autonomii. Towarzyszy nam ona przez całe życie, choć jej realizacja w dojrzały sposób tzn. bez naruszania granic innych i bez równoczesnego robienia krzywdy sobie, wymaga naprawdę wielu lat nauki na własnych błędach… Któż nie znajdzie w swoim własnym życiu przynajmniej jednego przykładu młodzieńczych działań z cyklu „na złość babci odmrożę uszy”. Postawa nastolatka „nie, bo nie”, niezależnie od tego czy dotyczy odmowy nauki, zaniechania sprzątania, negowania jedzenia tego, co proponują rodzice, czy jakiegokolwiek innego aspektu życia, jest często podyktowana głęboką potrzebą autonomii i decydowania o sobie. Możemy to rozumieć i szanować, ale jak pomóc swojemu dziecku? Z perspektywy dorosłego rodzica, oddanie swojemu 16 czy 17 letniemu dziecku kontroli nad własnym życiem, nawet na poziomie planowania codziennej diety zakrawa często na szaleństwo. Raczej wiadomo czym się skończy. Pizza, pizza i jeszcze raz pizza… (to wersja „łagodna”). Walka ze zbuntowanym nastolatkiem, podobnie jak próba ucieczki od problemu, są strategiami absolutnie nieskutecznymi…

Po co rozmawiać, jak i tak się ciągle kłócimy?

Myślę, że dla tego, bo rozmowa to jedyne co nam często zostaje do zrobienia. Potrzeba autonomii to potrzeba bycia zauważoną/y i uszanowaną/ym jako osoba o własnej, niezależnej perspektywie. Dotyczy to i „młodych” i „starych”. Dla każdego, kto doświadcza takiej potrzeby (w tym dla naszego dziecka) robienie tego, co każą inni (niezależnie od tego jak bardzo jest to sensowne) może być po prostu okropne. Warto jest powiedzieć dziecku, że rozumiemy, czego ono doświadcza i naszą rodzicielską intencją jest pomóc mu w stawaniu się niezależną osobą. Spytajmy nastolatka/ę co możemy zrobić, aby ułatwić jej/jemu rozwój na tej ścieżce. Zdobywanie samodzielności to w końcu niebagatelnie trudne wyzwanie. Z drugiej strony, nasze oczekiwania i doświadczenie są także ważne. Otwarte mówienie o swoich potrzebach, oczekiwaniach, niepokojach pomaga przekroczyć potencjalny konflikt i znajdować „rozwiązania środka”. Nie musimy zgadzać się na samodzielny wyjazd pod namiot naszego 16-latka, ale też on nie musi już jak „maluch” spędzać całych wakacji na koloniach albo na wczasach z rodzicami. Może jest do znalezienia rozwiązanie „przejściowe” np. wyjazd pod namiot, ale pod okiem dorosłego wujka czy cioci… 

Język rozmowy

Bardzo ważny jest język rozmowy z naszym dorastającym dzieckiem. Sposób w jaki mówiliśmy/łyśmy w czasach „przed batalią o wolność i niepodległość”, może nie przynieść zamierzonego rezultatu. Jeśli o coś prosimy, musimy mieć w sobie gotowość na przyjęcie odmowy lub próbę negocjacji. Pytanie „Czy możesz nakarmić psa?” zostawia każdej myślącej (a nasze dziecko jest nią na pewno!!!!!) osobie przestrzeń na podpowiedź „tak”, „zaraz” , „nie mogę” lub cokolwiek innego. Są sytuacje w których warto jest zadawać pytania, bo ważne jest dla nas rodziców danie wolności wyboru swojemu dziecku. Są jednak sytuacje w których nie mamy na to najmniejszej ochoty. Dla precyzji komunikacji unikajmy wtedy próśb, po prostu poinformujmy „Proszę nakarmić psa!” Polecenie jest bardziej autorytatywne i wymaga wypełnienia. Jeśli potrzeba autonomii (lub cokolwiek innego) nie pozwoli naszemu dziecko podporządkować się temu, możemy zawsze wzmocnić swoją argumentację. Warto przy tym zawsze mówić jak się z tym czujemy np. „ Kilkakrotnie w ciągu ostatnich dni prosiłam cię umycie po sobie naczyń. Czuję się zła kiedy muszę to robić sama”. „Wzmocnienie argumentacji” to po prostu poinformowanie o ewentualnych konsekwencjach zachowań dziecka np. „Jeśli uważasz, że jesteś na tyle dorosły, żeby decydować o sobie sam/a, muszę przemyśleć czy nadal mam się czuć odpowiedzialna/y za opłacanie twoich rachunków telefonicznych”. Zawsze warto jest dać dziecku czas na przemyślenie naszych słów (na pewno dużo więcej niż 15 minut). W istocie nie chodzi nam przecież o robienie „na złość” (choć czasem złość się w nas „gotuje”), ale na przekazaniu informacji, że im bardziej nasz nastolatek z nami współpracuje, tym na więcej może od nas liczyć. W gruncie rzeczy to dość prosta i podstawowa zasada współżycia między ludźmi…

Druga strona medalu – rodzice    

Rola rodzica nastolatka jest jak stalowa zbroja. Z miłych, otwartych, ciepłych ludzi zamieniamy się często we współczesne ucieleśnienie ducha świętej inkwizycji… Wchodzimy w tę rolę z poczucia odpowiedzialności za los naszych dzieci, z bezradności i strachu, potrzeby ochronienia ich przed niebezpiecznym światem dorosłych. Często tak bardzo usztywniamy się, że tracimy swoją „ludzką twarz”. Nasze bystre dzieci widzą to i potrafią celnie nas wypunktować. Oto „top 20 wkurzających tekstów rodziców” (źródło: forum młodzieżowe w internecie):„- Chodź tu, – po co? – nie pytaj, tylko chodź!”, „Nie popisuj się”, „Nie obchodzą mnie twoi koledzy”, „ Ja w twoim wieku…”, „Chyba oszalałeś, jest zimno, ubierz się porządnie”, Nic nie robisz w tym domu, „Wyłącz komputer”, „Idź i się ucz” , „Posprzątaj w swoim pokoju, jak ty możesz siedzieć w takim syfie ?”, „Przestań ciągle czytać te książki !”, „Nudzi ci się? to idź się poucz”, ” Jak w szkole? ”, „Powinnaś porównywać się do tych lepszych, a nie gorszych (nawet jak lepszych jest ogromnie mało)”. „Nie rób tego, bo zaraz coś zepsujesz”, „Ściiiszzz toooo!”, „Nie pyskuj, bo Ci pysknę zaraz”…

Te teksty, zebrane razem brzmią trochę śmiesznie, trochę strasznie. Naprawdę duża część tego, co mówimy do swoich dzieci tak właśnie brzmi!!! Jesteśmy bardzo przywiązani do swojej dorosłej, rodzicielskiej „jedynej wersji rzeczywistości”, że łatwo odrzucamy „dziwną” perspektywę naszego dziecka, traktując ją jako gorszą, niewłaściwą, głupią… Już zapomnieliśmy, że my sami/e kiedyś czuliśmy/łyśmy się bardzo podobnie wobec swoich rodziców. Nie chodzi mi o to, aby przytakiwać wszystkim pomysłom nastolatka, wręcz przeciwnie, uważam, że jest to czas stawiania mocnych i zdecydowanych granic i mówienia w wielu momentach „nie”. Uważam jednak, że naszemu dziecku należy się zrozumienie dla tego co czuje i elementarny, szacunek dla inności jego perspektywy. Bądźmy bardziej ludzkimi istotami wobec swoich nastolatków!!!!

Scroll to Top