Drugie małżeństwo – czy umiemy uczyć się na błędach?

„Wszyscy myślą o tym, aby zmienić świat, ale nikt nie myśli o tym, aby zmienić siebie.” – Lew Tołstoj

Nasza kultura oferuje idylliczny obraz małżeństwa, w którym ma być jak w bajce „i odtąd żyli długo i szczęśliwie”. Byciu w związku przypisujemy magiczną moc, wydaje się, że małżeństwo gwarantuje szczęście i spełnienie. Realia tego mitu są dość brutalne, co drugie małżeństwo po jakimś czasie rozpada się. Do częstych rozwodów dochodzi także w powtórnych związkach. Czyżbyśmy nie umieli uczyć się na własnych błędach? I tak i nie…

Poranieni po pierwszym rozwodzie wychodzimy często na „prostą” przerzucając winę za rozpad związku na naszego poprzedniego partnera/kę. To „on” lub „ona” zawinili swoją kłótliwością, brakiem troski o rodzinę, egocentryzmem, despotycznością, niewiernością, pijackim ekscesami…Lista zarzutów jest zwykle długa. Rozwód spostrzegamy jako wynik niewłaściwie dobranego/ej współmałżonka/ki. Nasza uwaga skoncentrowana jest na charakterystyce byłego męża i żony, a nie na dynamice naszego nieudanego związku. Ulegamy mitowi, że istnieją partnerzy idealnie dopasowani do siebie pod względem temperamentu, zainteresowań, przekonań. Poprzednim razem po prostu zwiodły nas pozory i „jeśli tyko znajdę właściwą osobę ( czytaj – inną niż poprzedni mąż/żona ), stworzymy dobry związek”. Kiedy wybieramy sobie partnera/kę, zwykle mamy skłonność do szukania osoby będącej przeciwieństwem naszego czy naszej „ex”. Kobieta, która odeszła od kontrolującego, ograniczającego ją męża, będzie być może szukała kogoś, u czyjego boku będzie czuła się swobodna i przeżyje wymarzoną wolność. Mężczyzna osamotniony w związku z kobietą preferującą niezależność i swobodę, być może zacznie się rozglądać za spokojną, niedominującą domatorką.

Głęboka potrzeba zmiany jakiej doświadczamy po rozstaniu, jest zjawiskiem korzystnym i motywującym do poszukiwań. Niestety mamy czasem niską świadomość tego, co powinno ulec transformacji, a zmianę jakiej szukamy lokujemy na zewnątrz – „chcę żyć z inną osobą i to mnie uszczęśliwi”. Tworzymy zatem nową scenografię swojego życia. Inny dom, inni znajomi, inne meble, inne nazwisko… Niezmienne pozostaje natomiast to co stanowi meritum – my sami/e. Nasza umiejętność, a raczej nieumiejętność radzenia sobie z trudnymi emocjami takimi jak złość, ból, zazdrość, nuda. Nasz lęk przed otwartym wchodzeniem w konflikty, który na dłuższą metę owocuje ich eskalacją do rozmiarów absurdu. Nasze przywiązanie do własnych stereotypów myślenia i reagowania, niezależnie od tego jak dużo nam przynoszą szkody. Okazji do przećwiczenia tych umiejętności w drugim związku może być paradoksalnie więcej niż w pierwszym. Do tego co bywało trudne za pierwszym razem, dochodzi bowiem przeszłość . Konflikty z „ex”, które potrafią się ciągnąć latami, pomimo wejścia w nową relację, skomplikowane relacje z dziećmi z poprzedniego związku, byłymi teściami, przyjaciółmi. Sytuacje, które w pierwszym małżeństwie są źródłem umiarkowanego stresu typu: organizacja Wigilii, wyjazdy wakacyjne, finanse rodzinne, mogą w drugim związku ulec nasileniu. Z prostej przyczyny – mamy drugie tyle zobowiązań niż poprzednim razem. Drugi związek jest też bardziej obciążony emocjonalnie niż pierwszy – wchodzimy w niego zranieni/ne po przednim rozstaniu. To obciążenie bywa trudne dla kolejnej relacji. Żona, która rozwiodła się z niewiernym mężem, może być przesadnie kontrolująca, podejrzliwa i okazywać brak tolerancji wobec każdego spóźnienia czy objawów autonomii nowego partnera. Mąż nadmiernie pijącej żony, może mieć trudności w zaakceptowaniu picia towarzyskiego swojej nowej towarzyszki. Zamiast być łatwiej i lepiej, bywa czasem trudniej i gorzej…Generalnie nie ma w tym nic, czego nie dałoby się przekroczyć w pozytywny sposób. Barierą bywa frustracja wynikająca z mitu, że tym razem na pewno będzie dużo prościej.

W kolejnym związku mamy też skłonność do powtarzania tego samego błędu, którym są nierealistyczne oczekiwania od drugiej osoby. Być może nie da się zresztą inaczej…Zakochanie przysłania ostrość widzenia. Kiedy mija euforia pierwszego zauroczenia, zaczynamy przecierać oczy. Rozczarowanie sobą jest pewnikiem. Moment w którym zaczynamy widzieć naszego partnera/ke w bardziej realistyczny sposób niż dzieje się to w stanie zakochania, jest paradoksalnie szansą na stworzenie naprawdę głębokiego, wartościowego i prawdziwego związku dwojga ludzi. Jest to czas, kiedy opuszczają nas złudzenia i godzimy się z myślą, że nie mamy żadnych szans na to, aby zmienić naszą nową żonę czy męża w ten wyśniony, okupiony łzami czy atakami furii ideał. Jest to czas świadomego wyboru – wiem z kim jestem, jaką osobą jest mój partner/ka i akceptują ten stan rzeczy, lub jest mi z tym na tyle źle, że decyduję się kolejny raz przeżyć zranienie rozstania.

Jak nie wejść kolejny raz do tej samej rzeki…

Wchodzenie do tej samej rzeki niby nie jest możliwe, a jednak jeśli chodzi o relacje dzieje się często. Emocje przywiązują nas do przeszłości i nieudanego związku. Najsilniejszymi z nich są żal i gniew w stosunku do „ex”. Dopóki nosimy je w sobie, dopóty trudno nam będzie znaleźć miejsce na nowe, pozytywne uczucia do drugiej osoby. Wiele osób wchodzi w kolejny związek bez przeżycia żałoby po stracie poprzedniego. Niezależnie od tego kim był nasz poprzedni partner/ka, rozwód oznacza dla nas utratę osoby, która kiedyś była dla nas ważna. To także pożegnanie z marzeniami o rodzinie, którą wtedy tworzyliśmy/łyśmy. Poczucie wstydu i porażki z powodu niepowodzenia jakim jest rozpad czegoś co miało być na zawsze… Wiele osób wchodzi po rozwodzie momentalnie w nową relację. Czasem to się udaje, mimo obciążenia emocjami z poprzedniego małżeństwa, ale generalnie warto dać sobie czas na przeżycie do końca bólu po stracie.

W nowym związku boimy się wracać do przeszłości, ponieważ wydaje się nam, że stanowi ona zagrożenie dla nowego małżeństwa. Pozbawia nas to jednak możliwości wglądu w to, co tak naprawdę spowodowało rozpad poprzedniego związku. Konfrontacja z przeszłością, zrozumienie własnej roli w dramacie, który przeżyliśmy, realne zobaczenie swoich oczekiwań i okoliczności, które sprawiły, że nam się nie udało , pomaga bardziej świadomie budować nowy związek.

Przed wejściem w kolejny małżeństwo warto dokonać pewnych konkretnych ustaleń dotyczących zasad wspólnego życia. To nie brzmi romantycznie, ale daje szansę na to, że będziemy się ze sobą czuli bezpiecznie. Diabeł, jak wiadomo tkwi w szczególe i to naprawdę ma znaczenie dla trwałości związku, jeśli wejdziemy w niego ze świadomością, że kobieta którą sobie wybraliśmy nie ma zamiaru rezygnować z pracy na rzecz domu, a nasz nowy, przyszły mąż wszystkie wakacje spędza zawsze z rodzicami…

Warto zachować wzajemną tolerancję dla swojej przeszłości, którą nasz partner/ka zbudowali z kim innym. Oznacza to trudną sztukę kompromisu wobec zobowiązań związanych z rodziną z poprzedniego związku czy przyjaciółmi.  Oddzielnym tematem jest układanie sobie relacji z dziećmi, które przeżywają trudności związane ze stratą poprzedniej rodziny. Jak wspaniały by nie był nowy rodzic, proces budowania nowego układu trwa latami i nie jest łatwy…

Kolejne małżeństwo jest zawsze naszą kolejną szansą na odkrycie tego kim jesteśmy i jaki związek chcemy tak naprawdę tworzyć. Żeby z niej skorzystać potrzebujemy umieć przetrwać czekające nas kryzysy. Im uczciwiej przyjrzymy się sami sobie nie przerzucając całej odpowiedzialności za rozwód na drugą stronę, tym bardziej rośnie szansa na to, że nie wejdziemy kolejny raz do tej samej rzeki…

Scroll to Top