Termin „wewnętrzne dziecko” nie jest nowy w psychologii, pojawiał się w latach 70-tych i 80-tych w USA. To wtedy po raz pierwszy podjęto w społeczeństwie amerykańskim publiczną dyskusję na takie tematy, jak znęcanie się nad dziećmi, kazirodztwo, przemoc w rodzinie. Do tamtej pory zaprzeczanie i rodzinne sekrety były normą zarówno w rodzinach, jak i w społeczeństwie. „Wewnętrzne dziecko” to ta część nas, która doświadcza emocji, jest spontaniczna, kreatywna, stanowi o naszej niepowtarzalności i indywidualności, którą przynosimy ze sobą na świat. To także ta cześć nas, która nosi w sobie zapis różnego rodzaju urazów emocjonalnych, których źródłem jest wychowanie.
JAK TRACIMY KONTAKT ZE SWOJĄ AUTENTYCZNOŚCIĄ
Kultura w której żyjemy, na wiele sposobów odcina nas od kontaktu z „wewnętrznym dzieckiem”. Poprzez wychowanie dostajemy ogromną liczbę przekazów, które wprost lub nie wprost mówią nam, że to kim jesteśmy nie jest wystarczająco dobre i godne miłości. Niezależnie od naszej historii osobistej i tego czy mieliśmy/ałyśmy szczęście urodzić się w kochającej rodzinie czy tez rodzinie określanej jako dysfunkcyjna, prędzej czy później dowiemy się od swojego otoczenia, że coś jest z nami „nie tak” jeśli popełniamy błędy, jesteśmy niedoskonałe/li, doświadczamy swojej seksualności, jesteśmy emocjonalne/ni, za grube/i, za chude/dzi, za wysokie/cy itd. Jako dzieci uczymy się określać swoją wartość poprzez porównywanie z innymi. Nasza kultura zbudowana jest na przekonaniu, że wartość zależy od zdolności dopasowania się do zewnętrznych standardów i oczekiwań innych. Nasze „wewnętrzne dziecko” na początku spontaniczne i swobodne, z czasem coraz głębiej chowa się pod maską dostosowania. To ukrycie jest na tyle skuteczne, że w większości przypadków tracimy w dorosłym życiu kontakt z tym żywym i spontanicznym aspektem siebie. Utożsamiamy się z normami świata, które mówią „trzeba coś osiągnąć”, „być jak inni”, „ czegoś w życiu dokonać”. Kiedy nasze” wewnętrzne dziecko” upomina się o odpoczynek, przyjemność czy po prostu przestrzeń i uwagę, zwykle spostrzegamy to jako problem. Nie lubimy tej uważanej za „wadliwą” części siebie i podejmujemy z nią walkę. Uczymy się traktować swoją emocjonalność, spontaniczność, seksualność, kreatywność z perspektywy surowego rodzica, który karze dziecko za nieposłuszeństwo wobec społecznie akceptowanych zasad poczuciem winy, wstydem, złością na siebie. Tracąc w ten sposób kontakt z wolną i spontaniczną częścią siebie, tracimy bezpowrotnie możliwość, aby w pełni dowiedzieć się kim naprawdę jesteśmy. Utrata komunikacji z „ wewnętrznym dzieckiem” to zaburzona relacja z samą/ym sobą, z własnym ciałem, umysłem, emocjami i duchem. Z autentycznym doświadczeniem swojej kreatywności i seksualności. Z byciem w pełni istotą ludzką. Nasze dysfunkcyjne relacje wewnętrzne, przekładają się na dysfunkcyjne relacje w świecie zewnętrznym. Próbujemy wypełnić pustkę, którą czujemy wewnątrz siebie czymś lub kimś z zewnątrz – co niestety nie działa. Szukanie zaspokojenia głodu na zewnątrz siebie prowadzi do zachowań określanych jako kompulsywne tj. takie, które stanowią jakiś rodzaj wewnętrznego przymusu. Odrzucanie „wewnętrznego dziecka” to przemoc psychiczna, którą nauczyłyśmy/liśmy się stosować wobec samych siebie.
JAK KONTAKTOWAĆ SIĘ ZE SWOIM WEWNĘTRZNYM DZIECKIEM?
Jest wiele sposobów odnajdywania drogi powrotu do swojego „wewnętrznego dziecka”. Często robimy to w sposób całkowicie intuicyjny i spontaniczny praktykując twórczość – śpiew, taniec, malowanie, rysowanie, zabawę, dziecięce zabawy. Nie chodzi tu koniecznie o kreatywność w rozumieniu tworzenia dzieł, które dadzą nam akceptację innych, ale o twórczość w sensie pozwolenia sobie na swobodną, niczym nie skrępowaną ekspresję w dowolnej dziedzinie, która sprawia nam przyjemność. Twórczość w której chodzi o drogę, nie o cel. Której sensem jest zabawa, odkrywanie swoich możliwości, podążanie za swoją intuicją. Dziecko, które w nas mieszka odżywa także w kontakcie z naturą, żywiołami przyrody, zwierzętami, roślinami. To nie jest przypadek, że odzyskujemy siły w trakcie wakacji. To jedyny czas w naszej kulturze kiedy „oficjalnie” pozwalamy sobie na dwa-trzy tygodnie w roku zdjąć sztywny garnitur wszelkiego rodzaju powinności. Kontakt z ”wewnętrznym dzieckiem” daje energię, wycisza, „ładuje akumulatory”. To powrót do swoich korzeni również na poziomie energii. Energia dziecka jest mocna i żywa, wystarczy popatrzeć na bawiące się maluchy. Niestety zwykle bardzo ściśle ją sobie limitujemy, większą część naszego dorosłego życia spędzamy w pełnym lub prawie pełnym odcięciu od tego jakże ważnego aspektu siebie. Nie musi tak jednak być…
Powrót do swojego „wewnętrznego dziecka” jest procesem stopniowym. Celem jest postęp, nie perfekcja. To wejście na ścieżkę powrotu do tego kim naprawdę jesteśmy, a nie tego kim powinnyśmy/niśmy być, aby zadowolić naszych rodziców, opiekunów, przyjaciół, nauczycieli. Powrót, to zastąpienie przekonań „krytycznego rodzica”, które nie pozwalają nam się zrelaksować, cieszyć z tego kim jesteśmy, doświadczać w pełni życia, przekonaniami „rodzica kochającego”. Nie chodzi o to, aby „uwolnić” dziecko i podążać w życiu za wszystkim swoimi niezsocjalizowanymi impulsami. Byłoby to niebezpieczne dla nas samych. Dziecko potrzebuje dorosłego, żeby przeżyć w skomplikowanej przestrzeni życia. To oczywisty porządek. Problem w naszej kulturze polega na tym, że ten wewnętrzny dorosły jest bardzo często niechętny dziecku, nieustannie podważa jego perspektywę, zapomina o zaspokajaniu ważnych potrzeb, deprecjonuje prawdę doświadczanych emocji. Przekazy „wewnętrznego rodzica” zwykle przypominają przekazy jakie jako dzieci słyszałyśmy/lis od naszych realnych opiekunów, oni z kolei od swoich rodziców i tak dalej. Przekazy dotyczące funkcjonowania społecznego, jakie przenoszone są w ten sposób z pokolenia na pokolenie pozostają w gruncie rzeczy niezmienione od wielu lat. Tworzą one porządek, który być może miał sens w generacji naszych dziadków i babek, jednak we współczesnych czasach okazuje się często po prostu reliktem przeszłości.
Musimy zdać sobie sprawę, że mamy możliwość wyboru. To od nas zależy na czym skupiamy swój umysł, jakimi przekonaniami karmimy same/ych siebie. Możemy zmienić nasze podświadome „oprogramowanie”, które sprawia, że nawykowo porzucamy same/ych siebie. Nawiązywanie kontaktu ze swoimi autentycznymi emocjami wiąże się często z uwolnieniem energii emocjonalnego żalu, którą nosimy w sobie. Czasem wracają uczucia bólu i zranienia, o których dawno myśleliśmy/łysmy, ze są już za nami . Cierpienie to jednak tylko fragment drogi powrotu do kontaktu z własnymi emocjami. Nasze „wewnętrzne dziecko” jest czymś o wiele bogatszym i pełniejszym niż tylko zapis krzywd, które w sobie nosimy. To także możliwość bardziej autentycznego doświadczania życia, umiejętność odkrywania niezwykłości każdej chwili , możliwość przeżywania radości, uniesienia, bliskości. Nawiązanie kontaktu ze swoim wewnętrznym dzieckiem to także klucz do naszej kreatywności oraz do bliskości w związkach z innymi ludźmi. To ta część nas, która ma dostęp do najgłębszych emocji, potrafi kochać, być wrażliwa, szczera i bezbronna. Nie możemy doświadczyć bliskości z partnerem/ką jeżeli nie jesteśmy w stanie doświadczyć tego rodzaju otwarcia na miłość.
Droga powrotu do „wewnętrznego dziecka” oznacza wejście na ścieżkę rozwoju osobistego, pracy ze swoimi przekonaniami, emocjami. Mamy ogromne możliwości kreowania własnego życia, niezależnie od tego jaka ukształtowała nas przeszłość…
Zajmuję się terapią indywidualną, terapią grupową, warsztatami rozwojowymi dla kobiet, prowadzeniem superwizji i szkoleniami w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Jestem z wykształcenia psycholożką, ukończyłam Wydział Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. W terapii łączę kilka nurtów: psychologię procesu, arteterapię, focusing, EMDR, brainspotting oraz jogę. Jestem superwizorką w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego i Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”.