Współuzależnione myślenie

Współuzależnienie to termin, który pojawił się w psychologii w latach 70-tych  i służył określeniu sposobu w jaki funkcjonują w relacjach osoby żyjące w rodzinie z problemem alkoholowym. Z czasem znaczenie tego pojęcia rozszerzono jako pewnego rodzaju wzorzec myślenia, czucia i zachowania charakteryzujący osoby, które doświadczyły w swoim dzieciństwie nadużyć ze strony swoich opiekunów, były zaniedbywane, nie otrzymały właściwej ochrony. To drugie rozumienie  pojęcia, lepiej określa termin „współuzależnione myślenie” . Charakteryzuje się ono kilkoma podstawowymi właściwościami. 

Trudność w trafnym odczytywaniu własnej wartości

Zdrowe poczucie własnej wartości jest realistyczne. Dostrzegamy swoją wyjątkowość i darzymy siebie szacunkiem, ale też widzimy swoje słabe strony i obszary do rozwoju. Trudność w ocenie własnej wartości osoby myślącej we współuzależniony sposób  polega  na doświadczaniu jednej ze skrajności lub też przechodzeniu z bieguna na biegun – od poczucia „bycia nikim”  do stanu megalomanii, czucia się kimś znacząco lepszym i wartościowszym od reszty otoczenia.  Ten ekstremizm i niestabilność  w myśleniu o sobie ma związek z nieustannym porównaniem się z innymi osobami, bazującym bardzo często na zewnętrznych cechach takich jak wygląd, zamożność, znajomości, osiągnięcia własne lub przynależność do znaczącej społecznie rodziny, wykształcenie, osiągnięcia itp.

Maria, czterdziestotrzyletnia matka trójki dzieci, ocenia swoją wartość poprzez osiągnięcia swoich dzieci. Kiedy jej najstarszy syn oblał maturę, poczuła się całkowicie bezwartościowa  i „do niczego”. Miała poczucie, że jej syn „odebrał jej szacunek do siebie jako matki”. Bogdan, trzydziestoletni prawnik, zbudował swoje poczucie wartości na randze jaką dawała mu praca w znanej warszawskiej kancelarii. Po nieoczekiwanej  stracie pracy „poczuł się jak mały chłopiec”, nie był w stanie funkcjonować w racjonalny sposób, czuł, że „cały świat się mu zawalił”, a on sam nie reprezentuje nic.     

Cieszenie się szacunkiem społecznym jaki dają zewnętrzne atrybuty sukcesu nie jest niczym złym, ale posiadanie ich nie jest tożsame z wartością, którą mamy będąc dzieckiem,  kobietą czy mężczyzną i której nikt nie może nam ani dać ani odebrać. Wartość ta jest nam przypisana jako istotom przychodzącym na ten świat, nasze dokonania zewnętrzne, których ocena zależy w dużym stopniu  od opinii innych, są tylko sposobem w jaki manifestujemy w świecie swoją indywidualność. Definiowanie własnej wartości tylko poprzez pryzmat oceny otoczenia powoduje, że nigdy nie możemy poczuć się bezpiecznie we własnej skórze, każde „wahnięcie” w  ocenie innych powoduje, że „ziemia usuwa się nam spod nóg”. Brakuje nam fundamentów.

Trudność w ustalaniu własnych granic

Granice są naszym sposobem ochrony siebie. Powstrzymują innych przed nadużywaniem nas, powstrzymują nas przed nadużywaniem innych.  Dotyczą naszego świata wewnętrznego, dzięki nim możemy rozpoznać własne myśli i uczucia od myśli i uczuć innych ludzi. Dotyczą też naszego ciała i przestrzeni, której potrzebujemy dla poczucia komfortu i bezpieczeństwa. Osoba myśląca we współuzależniony sposób  ma problem z odczytywaniem własnych granic, co wiąże się też z trudnością w odczytywaniu granic innych ludzi. Prowadzi to do sytuacji w których albo pozwalamy innym bezkarnie  nadużywać naszego czasu, energii, ciała, przestrzeni albo sami/same robimy to innym, często zależnym od nas ludziom. Osoby, które mają małą świadomość swoich granic miewają często poczucie, że ktoś je poniża lub, że one poniżają innych, mają problem z mówieniem „nie”, doświadczają lęku związanego z bliskością.

Trudność w określeniu siebie

Nasze „Ja” nie jest czymś stałym, jest raczej procesem w trakcie którego stajemy się powoli całością, przechodząc przez wiele faz przejściowych. Trudność w określeniu siebie polega na braku wiary w to, że etap na jakim jestem, moja rzeczywistość, to czego doświadczam w danym momencie swojego rozwoju jest na tyle ważne, że warto się nad tym pochylić i uszanować to doświadczenie. Trudność w określeniu siebie to pewnego rodzaju nawyk nie kontaktowania się ze swoimi autentycznymi emocjami i myślami. W zamian kierujemy uwagę na zewnątrz lub dostosowujemy odczucia do tego jak wyobrażamy sobie, że powinny one wyglądać. Niektóre osoby mają ten nawyk utrwalony na tyle mocno, że w ogóle nie umieją odczytywać swoich emocji. Kiedy ktoś je np. zezłości doświadczają „niepokoju” albo „zaczyna je boleć brzuch”. Nie są w stanie rozpoznać i nazwać, tego, że czują złość. Inne osoby  umieją poczuć i nazwać swoje autentyczne uczucia, nie pozwalają sobie jednak na to, aby wyrażać je wobec innych. Czując złość np. uśmiechną się i powiedzą „Ależ skądże nie przeszkadza mi, że spóźniłeś się godzinę, poczytałam sobie w tym czasie ciekawą książkę”. Własne emocje mają w wewnętrznym systemie przekonań o wiele mniejszą rangę niż konieczność dbania o pozytywny  odbiór ze strony otoczenia.

Trudność w zaspokajaniu swoich potrzeb i pragnień

Wszyscy mamy ten sam zestaw potrzeb, niezależnych od naszej woli,  których zaspokojenie jest podstawowym warunkiem dobrego życia. Do potrzeb tych należy wypoczynek, jedzenie, schronienie, czułość fizyczna i emocjonalna, seks, bezpieczeństwo, rozwój i inne.  Potrzeby dzieci zaspokajają początkowo opiekunowie, potem jako dorośli dbamy o to sami. Jeśli nie jesteśmy w stanie sami/same zaopiekować się sobą w jakimś aspekcie, zwracamy się po pomoc do innych, ale to my jesteśmy odpowiedzialni/ne za zauważenie jakieś swojej potrzeby i znalezienie drogi do jej zaspokojenia.  Współuzależnione myślenie wiąże się z trudnością w zaspokajaniu własnych potrzeb. Możemy być nauczeni/czone nie czytać tych potrzeb w ogóle i w związku z tym nie umiemy ich rozpoznawać. Doświadcza się tego, jako po prostu braku potrzeb np. idę do sklepu z intencją kupienia sobie nowego ubrania i czuję, że właściwie to  przecież nic nie potrzebuję, każda nowa rzecz wydaje mi się niepotrzebna, myśli krążą wokół tego co już mam i w co przecież mogę się ubrać. Inne osoby potrafią rozpoznawać potrzeby, ale mają głęboko uwewnętrznione przekonanie, że mówienie o nich i staranie się o ich  zaspokojenie  jest samolubstwem. Źle  świadczy o osobie, która to robi. W milczeniu oczekują od innych odczytania tych potrzeb i zatroszczenia się o nie np. żona nie mówi mężowi, że chce dostawać od niego kwiaty na rocznicę ślubu i złości się, kiedy on ich nie przynosi. Osoby te wolą często ograniczyć siebie, niż prosić o pomoc.  Zaniedbywaniu  swoich potrzeb często towarzyszy uczucie wstydu, że w ogóle coś potrzebuję.

Trudność w wyrażaniu swojej rzeczywistości z umiarem

Osoba myśląca we współuzależniony sposób ma skłonność do zachowań ekstremalnych. Angażuje się w coś „na całość”, albo  nie podejmuje działań  w ogóle. Jest szczęśliwa albo zrozpaczona.  W depresji albo w „amoku”. Ten brak umiejętności znalezienia środka może dotyczyć różnych aspektów życia. Sposobu traktowania własnego ciała np. nadmiernego folgowania apetytowi  i objadania się  lub obsesyjnego trzymania kolejnych diet i wyniszczania głodem swojego organizmu. Popadania w pedantyczną skrupulatność lub skrajne  niechlujstwo.  Wchodzenia w przypadkowe relacje miłosne lub całkowitego izolowania się od bliskości. Na poziomie myślenia jest to operowanie tylko dwiema kategoriami „czarną” i „białą” np. „Jeśli nie masz takiego samego zdania jak ja, to znaczy że mnie nie kochasz”.  To także balansowanie pomiędzy skrajnymi emocjami – przechodzenie od podziwu wobec drugiej osoby, do nienawiści i całkowitego dyskredytowania jej wartości.

Współuzależnione myślenie jest zbudowane na błędnych przekonaniach jakich nauczono nas w dzieciństwie. To one dyktują nam sposób interpretowania świata i naszego w nim miejsca. Niestety ten rodzaj przekonań, jest dla nas i naszego otoczenia bardzo  krzywdzący. Zmiana jest jak najbardziej możliwa, wymaga jednak pracy i pomocy z zewnątrz np. w postaci terapii. Warto szukać sposobów na lepsze życie.

Scroll to Top