Agnieszka Czapczyńska

Zajmuję się terapią indywidualną, terapią grupową, warsztatami rozwojowymi dla kobiet, prowadzeniem superwizji i szkoleniami w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Jestem z wykształcenia psycholożką, ukończyłam Wydział Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. W terapii łączę kilka nurtów: psychologię procesu, arteterapię, focusing, EMDR, brainspotting oraz jogę. Jestem superwizorką w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego i Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”.

Kobieta po czterdziestce – czas metamorfozy  

Wraz z początkiem lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku pojawiło się, stworzone przez psychologa Daniela Levinsona określenie „kryzysu wieku średniego”.  Ta nazwa jest w pewnym sensie myląca, bo wiąże się z czymś dramatycznym, nieprzewidywalnym i stanowiącym źródło bólu, a tym samym podtrzymuje mit, że tylko młodość jest w naszym życiu okresem rozwoju i rozkwitu. W rzeczywistości zmiany psychiczne jakich doświadczamy po 40-ce są naturalnym etapem w życiu każdego człowieka i niosą potencjalne możliwości spełnienia oraz życiowej satysfakcji, jakie we wcześniejszych latach były całkowicie poza naszym zasięgiem. Dotyczy to zarówno mężczyzn jak i kobiet, choć każda z płci przechodzi przez te fazę zmian w nieco inny sposób. Co dzieje się z kobietami w tym okresie życia?  Jeśli rozejrzymy się uważnie wokół, zauważymy, że kobiety w średnim wieku często przewartościowują swoje priorytety i cele. Wracają do zaniedbanej w młodości szkoły, kończą nieudane związki, zmieniają charakter swojej dotychczasowej pracy… Staję się wierna sobie „…po raz pierwszy nie obawiam się swego osądu ani osądu innych ludzi. Te rzeczy zaszły na dalszy plan, na plan pierwszy wysuwa się kwestia „Czy to jest prawdziwe dla mnie w tym momencie?”” * 40-ka jest czasem konfrontowania się z zasadniczymi kwestiami życia „Kim jestem?”, „Jaki jest sens mojego życia?” „Czym jest dla mnie szczęście?” Powodem do tego rodzaju przemyśleń bywa śmierć bliskich, 40-ka to okres w naszym życiu, w którym  zaczynamy tracić naszych rodziców.  Coraz częściej też dotykają nas choroby, które nieubłaganie przypominają o kruchości i przemijalności własnego życia. Zaczynamy uważniej przyglądać się dotychczasowym wyborom i ich konsekwencjom, wyciągamy wnioski, stajemy się coraz bardziej uczciwe wobec samych siebie, a z czasem także wobec innych…Według Daniela Levinsona między czterdziestym a czterdziestym piątym rokiem życia zaczynamy patrzeć wstecz i dokonujemy oceny dotychczasowego życia, przygotowując się w ten sposób do zbudowania struktury dla okresu średniego. Ten czas przejściowy nie musi wcale być kryzysem, może być po prostu czasem szybkiej lub powolnej zmiany. Wszystko zależy od tego na ile uporałyśmy się z rozwiązaniem psychologicznych wyzwań poprzednich faz życia, na ile zbudowałyśmy podwaliny poczucia własnej wartości i świadomość posiadanych zasobów, które będą nas zasilać w okresie zmiany. Kobiety, które przekroczyły próg 40 tki tak opisują swoje doświadczenia psychiczne „  wiele kobiet odnotowuje wzmożoną aktywność marzeń sennych, doświadczanie deja vu, rozpoznawanie synchronizacji, zwiększenie zaufania do własnych sądów i wzmożoną intuicję. Wiele z nich mówi również o pewnego rodzaju niezłomniej mądrości pomagającej przełamać stare wzorce i wzmacniającej pęd ku autentyczności” *.  Podczas metamorfozy zachodzącej w tym okresie życia, kobiety stają się bardziej aktywne, asertywne, zaczynają wykraczać poza dotychczas priorytetowy interes najbliższych i stają się bardziej skupione na własnych celach. Narodziny wewnętrznej siły Karol Gustaw Jung, uważał, że w drugiej połowie życia rozwijamy te strony swojej osobowości, które dotychczas zaniedbaliśmy. U mężczyzn oznacza to rozwijanie „animy” (swojego aspektu żeńskiego), u kobiet „animusa” aspektu męskiego. Ta zmiana ma u kobiet charakter zarówno psychiczny jak i czysto fizjologiczny. Pod koniec 40-tki ( średnia statystyczna to wiek 48,5 roku) kobiety wchodzą w okres menopauzy, który na poziomie hormonalnym oznacza min. wzrost w naszym kobiecym organizmie ilości testosteronu. Nasz  „wewnętrzny mężczyzna” może oznaczać, że staniemy się bardziej władcze, zdecydowane, niezależne w podejmowaniu decyzji. Kontakt z siłą, nie jest ani dobry ani zły, to kierunek jaki obierzemy decyduje o tym, czy nasza kobieca moc, pojawiająca się po 40-ce będzie twórcza i budująca, czy użyjemy jej do narzekania, wzmocnienia kontroli nad innymi, krytyki czy umartwiania nad poniesionym stratami. Wybór należy do nas… Wiele kobiet w tym okresie  życia „staje na nogi”, zaczyna wiedzieć co tak naprawdę jest dla nich ważne i konsekwentnie zmierzać w tym kierunku. Z boku patrząc decyzje o wznowieniu przerwanej 20 lat temu nauki, odejście ze stabilnego etatu i stworzenie własnego miejsca pracy  czy nieoczekiwana dla otoczenia decyzja o rozwodzie  mogą wydawać się „kryzysem”, w rzeczywistości stoi za tym odzyskana po latach siła, głęboka samoświadomość swoich potrzeb, odwaga zaczynania niektórych spraw od nowa. Uczenie się „samolubstwa” Z obserwacji Daniela Levinsona wynika, że jeśli nie znajdziemy rozwiązania na  „wyzwanie” danej fazy życia, powróci ono do nas po latach, po to by dać nam kolejną szansę „odrobienia lekcji”. Wyzwaniem wobec którego stajemy jako młode kobiety jest pogodzenie sprzeczności pomiędzy byciem autonomiczną, skupioną na sobie, kolokwialnie mówiąc „samolubną”, a byciem altruistką, wrażliwą na potrzeby innych. Zwykle, kobiety w naszej kulturze rozwiązują ten dylemat rezygnując z siebie na rzecz najbliższych. Koło40-tki zaczynamy być coraz bardziej świadome ograniczeń tego wyboru. Rzeczywiście stajemy się niedościgłymi  mistrzyniami w sprawowaniu opieki nad innymi, zaspokajaniu potrzeb otoczenia, troszczeniu o dobre samopoczucie wszystkich dookoła. Jednak z czasem jesteśmy tym coraz bardziej zmęczone, wypalone, zamiast zyskiwać szacunek wobec siebie, coraz bardziej go tracimy…Zaczyna do nas docierać nierównowaga pomiędzy braniem i dawaniem jaka towarzyszy codziennemu życiu. 40-tka bywa kolejną szansą na przyjrzenie się temu dylematowi, wobec którego stanęłyśmy po raz pierwszy jako nastolatki wchodzące w swoje pierwsze związki. Tym razem mamy jednak 20-30 lat więcej i możemy podjąć zupełnie inne decyzje. Wiele kobiet odkrywa w tym okresie życia, że tzw. „samolubstwo” jest po prostu troską o siebie i wyrazem poważnego, podmiotowego traktowania własnych, kobiecych potrzeb. Kontynuując nierównowagę między braniem i dawaniem w swoich relacjach, pozbawiamy innych możliwości rozwoju (np. nieustannie wyręczając ich), a siebie sił, które mogłyby służyć budowaniu tego co dla nas ważne w tej fazie życia.     Intuicja i wytrzymałość emocjonalna W wieku średni robimy się silniejsze emocjonalnie. Psychicznie zdrowa kobieta po 40-ce albo posiada już dystans do ran jakie odniosła w życiu, albo zaczyna mieć odwagę, aby zatroszczyć się o swoje uzdrowienie. Nie bez powodu bardzo wiele kobiet w tym okresie życia rozpoczyna jakiś rodzaj terapii czy autoterapii np. poprzez  udział w grupach rozwojowych, aktywność artystyczną, praktykę jogi czy inny rodzaj aktywności związanej z ruchem itp. To pomaga leczyć stare rany. Po 40-ce zwykle umiemy już odróżniać dobre relacje od tych, które nas niszczą i mamy większy dystans niż dotychczas  do zachowań innych. Umiemy wyraźniej stawiać granice i wyraźniej mówić czego oczekujemy od otoczenia. To daje pewnego rodzaju stabilność emocjonalną. Jako młode kobiety byłyśmy bardzie narażone na huśtawkę emocji wywołaną opiniami i zachowaniami innych, teraz stajemy się bardziej „samosterowne” . Inni nadal pozostają ważni, ale nie są już jedynym i podstawowym

Kobieta po czterdziestce – czas metamorfozy   Read More »

Krytyk wewnętrzny – nasz (nie)znany przeciwnik

Cierpienie to tylko fragment drogi powrotu do kontaktu z własnymi emocjami. Nasze „wewnętrzne dziecko” jest czymś o wiele bogatszym i pełniejszym niż tylko zapis krzywd, które w sobie nosimy. To także możliwość bardziej autentycznego doświadczania radości, zabawy, kontaktu z duchowością, jakkolwiek ją rozumiemy. Nasza tożsamość składa się w wielu systemów przekonań, które często są ze sobą w bardzo głębokim konflikcie. Te różne „głosy”, które składają się na to kim jesteśmy, są określane w psychologii jako „kompleksy”, „podosobowości”, ”wzorce energii”, ”stany ego”. Różne pojęcia, ale proces mniej więcej ten sam… Często nie mamy świadomości tego jak liczną „rodziną” są nasze wewnętrzne systemy przekonań. Na pewno jednak często tego doświadczamy. Jest to zauważalnie dotkliwe zwłaszcza w sytuacji konfliktu wewnętrznego, gdy czujemy rozdarcie pomiędzy sprzecznymi impulsami. W słynnym dylemacie decyzyjnym pomiędzy „mieć ciastko, a zjeść ciastko” jedna część mnie pragnie zjeść coś pysznego, druga powstrzymuje ten impuls za pomocą rozsądnej argumentacji. Toczymy w swoim umyśle nieustanne dialogi, jeśli nasze „podosobowości” są w konflikcie, ta ze stron, która jest chwilowo mocniejsza, wygrywa i kierunkuje nasze działanie. Oczywiście, nie oznacza to końca rozdarcia, ponieważ ta strona, która została pominięta, prędzej czy później odezwie się np. w postaci poczucia winy, smutku, złości. Jeśli zjem ciastko (wygrał głos związany z przyjemnością), pominięty „racjonalny” głos wygeneruje np. poczucie winy, pojawi się myśl typu „Jak mogłaś złamać dietę, jesteś słaba” itp. Jeśli z kolei stanę po stronie samodyscypliny, prędzej czy później część, która miała ochotę na ciastko „dopadnie” mnie poprzez np. poczucie utraty smaku życia. Pojawi się np. myśl „tylko te obowiązki, już nic mi nie wolno” itp. Rozwiązaniem konfliktu jest integracja, czyli znalezienie wewnętrznej perspektywy, która pozwala połączyć ze sobą sprzeczne tendencje. Generalnie, zajmuje to całe życie… Kultura jako źródło utraty kontaktu ze swoją autentycznością Kultura, w której żyjemy, na wiele sposobów odcina nas od kontaktu z naszym „autentycznym ja”. Poprzez wychowanie dostajemy  ogromną liczbę przekazów, które wprost lub nie wprost mówią nam, że to kim jesteśmy nie jest wystarczająco dobre i godne miłości. Zachodnia cywilizacja socjalizuje każde kolejne pokolenie w duchu zwalczania siedmiu grzechów głównych. „Pycha, chciwość, nieczystość, gniew, obżarstwo, zazdrość i lenistwo” i cokolwiek się kryje pod tymi określeniami, należy do cech, których trzeba się wyzbyć. Jak piszą Hall i Sidra Stone, twórcy metody voice dialogue, pewne wzorce energii, które przynosimy na świat są zbiorowo wydziedziczone (wyrzucone poza tożsamość, mówiąc innym językiem) za pośrednictwem kultury. Rodzina, w której się wychowujemy jest bezpośrednim narzędziem tej represji. Jeśli była to rodzina, w której stosowano przemoc, represja bywa znacznie mocniejsza, a kontakt z „odszczepionymi” aspektami siebie całkowicie zablokowany. Nasze „autentyczne ja” na początku spontaniczne i swobodne, z czasem coraz głębiej chowa się pod maską dostosowania, prowadzenie przejmują nasze „podosobowości” przykrojone do oczekiwań otoczenia. W nurcie psychologii procesu określane jako „wewnętrzny krytyk”, w metodzie voice dialogue „Obrońca-Kontroler”. To ukrycie jest na tyle skuteczne, że w większości przypadków tracimy w dorosłym życiu kontakt z żywym i spontanicznym aspektem siebie. Utożsamiamy się z normami świata, które mówią „trzeba coś osiągnąć”, „być jak inni”, „czegoś w życiu dokonać” itp. Kiedy nasze ”wewnętrzne dziecko” upomina się o odpoczynek, przyjemność czy po prostu przestrzeń i uwagę, zwykle spostrzegamy to jako problem. Nie lubimy tej uważanej za „wadliwą” części siebie i podejmujemy z nią walkę. Uczymy się traktować swoją emocjonalność, spontaniczność, seksualność, kreatywność z perspektywy surowego rodzica, który karze dziecko za nieposłuszeństwo wobec społecznie akceptowanych zasad poczuciem winy, wstydem, złością na siebie. Tracąc w ten sposób kontakt z wolną i spontaniczną częścią siebie, tracimy bezpowrotnie możliwość, odkrycia kim w pełni jesteśmy i po prostu cieszenia się życiem, które jest. Każdy aspekt naszego wewnętrznego świata ma swoją rację bytu. Problemem (z mojej perspektywy) jest to, że stajemy się w dorosłym życiu zbyt jednostronni/e w swojej percepcji siebie. W medycynie chińskiej uważa się, że każda nierównowaga prędzej czy później doprowadzi do choroby. „Chorobą” może być zarówno nadmierna dominacja „podosobowości” dziecięcej i brak dojrzałego aspektu „dostosowanego”, jak i odwrotnie. W naszej kulturze prawdopodobnie cierpimy zwykle z tego drugiego powodu. „Krytyk wewnętrzny” Jednym z najgłośniejszych i najmocniejszych  głosów wchodzący w skład naszej „dostosowanej” części jest krytyk. „Krytyk wewnętrzny” to zestaw przekonań pochodzący bezpośrednio z historii osobistej (przekazy rodziców, opiekunów, ważnych osób itp.) lub (pośrednio) stanowiących „prawdę” kulturową, , które określają naszą tożsamość w granicach akceptowanych przez otoczenie. W doświadczeniu wewnętrznym to przekonania, które w surowy, oceniający i porównujący sposób opisują nasze właściwości, cechy wyglądu, charakteru, działania itp. Krytyk często zaczyna się od słów: „Jestem zbyt…”, „Jestem niewystarczająco…”, „Nie umiem…”, „Nawet jeśli teraz mi się udało, to następnym razem…”, „Nie zasługuję na…”, „Inni są lepsi w …”. Krytyk wewnętrzny jest aspektem naszego wewnętrznego „ja”, które w swojej intencji ma służyć ochronie, stara się strzec naszego przetrwania w świecie niczym surowy rodzic za pomocą  nieustannego „dopasowywania” do wymagań otoczenia. Działa niczym osobisty policjant, który nieustannie wypatruje różnych zagrożeń i arbitralnie ustala, najwłaściwsze sposoby ochrony. Kontroluje nasze zachowanie poprzez wytworzenie wewnętrznego systemu zasad, które mają służyć dostosowaniu do wymogów świata i naszemu przetrwaniu. Z czasem, ten kontrolujący głos tak mocno się w nas „rozrasta”, że potrafi „zagłuszyć” inne aspekty naszego wewnętrznego świata – nasze emocje, potrzeby ciała, spontaniczne impulsy… To co w zamierzeniu jest wewnętrzną strukturą służącą ochronie, zamienia się bardzo często w dorosłym życiu w więzienie. Przemoc w rodzinie – jak najbliższe nam osoby wzmacniają wewnętrzny głos krytyczny Głos „wewnętrznego krytyka” jest częścią tożsamości wszystkich, ale doświadczenie przemocy ze strony innych, bardzo silnie go wzmacnia, ponieważ stanowi zewnętrzne, „obiektywne” potwierdzenie tego, co i tak myślimy o sobie samych. Już nie tylko słyszę w swojej głowie „Jestem słaba, nic nie umiem”, bo te same słowa padają z ust bliskiej mi osoby – ojca, matki, męża, żony…  Doświadczenie złego traktowania w dzieciństwie lub dorosłym życiu, polegające na zaniedbywaniu potrzeb, przemocy psychicznej, fizycznej czy seksualnej wzmacnia  krytyczny przekaz wobec siebie. Krzywdzone dziecko nie myśli „mama czy tata są źli”, bierze winę na siebie „to ja jestem zły/a, skoro jestem tak traktowany/a ”, „właśnie na to zasługuję”, „bardziej się postaram, będę bardziej idealna/y i wtedy będą mnie kochać” . To staranie się w sytuacji bycia ofiarą przemocy w rodzinie tak naprawdę nigdy nie ma końca,

Krytyk wewnętrzny – nasz (nie)znany przeciwnik Read More »

Komunikacja bez przemocy

– Piotrek, natychmiast posprzątaj swój pokój, masz potworny bałagan, nie mogę na to patrzeć! – Przecież wczoraj sprzątałem, czepiasz się mnie ciągle. – Nie mów do mnie tym tonem, do matki nie mówi się „czepiasz się” – A co niby mam mówić, ty ciągle widzisz to co chcesz zobaczyć. Przecież wczoraj odkurzałem! – A te książki pod łóżkiem! A ten zestaw talerzy i sztućców z całego tygodnia obok biurka! – Daj mi spokój, tobie w niczym się nie dogodzi! Ten dialog w najróżniejszych wariacjach zna większość rodziców. Wydaje się, że nie ma innego rozwiązania jak tylko konflikt. Powód znajdzie się zawsze – sprzątanie, zakupy, wyjście z psem, wybór kanału telewizyjnego… Kłócimy się z naszymi rodzicami, dziećmi, partnerami, żadna relacja nie jest wolna od konfliktów. Mówimy sobie krzywdzące słowa, etykietkujemy wzajemnie swoje zachowanie, stosujemy oceny własnego zachowania. Trudno, aby po takich wymianach słów czuć się ze sobą dobrze. Nasz kulturowy sposób komunikowania się jest oparty na wzajemnej przemocy. U jego podstaw leży pewien  paradygmat myślenia, którego nie jesteśmy świadomi/e, bo leży on u podstaw myślenia naszej kultury opartej na rywalizacji, zdobywaniu, działaniu kosztem doświadczania życia. Paradygmat ten mówi, że jeśli są dwie osoby, które mają dwie różne potrzeby, to uda się zaspokoić tylko potrzebę jednej. W cytowanym powyżej dialogu albo uda się zaspokoić potrzebę dbania o własne poczucie wartości matki (którą realizuje, podobnie jak wile innych kobiet, poprzez utrzymywanie czystego domu) albo potrzebę autonomii syna (którą realizuje, jak wiele nastolatków,  poprzez wprowadzenie własnych standardów dbania i swoją przestrzeń). Świat „albo-albo” jest zawsze światem wojny, czego  dotkliwie doświadczamy w codziennym życiu.      Istnieje jednak inny sposób komunikowania się. Nosi nazwę „Porozumienie bez Przemocy” i jako metoda ma swoje korzenie w psychologii humanistycznej. Komunikacja bez przemocy koncentruje się na głębszym rozumieniu świata poprzez połączenie naszych spostrzeżeń z uczuciami i potrzebami własnymi oraz z potrzebami innych. Uwaga przenosi się z poszukiwania zewnętrznych powodów naszego samopoczucia na to, co dzieje się wewnątrz nas. Podkreśla, że uczucia, jakich doświadczamy wynikają z naszego sposobu myślenia i z tego, czy nasze potrzeby są zaspokojone. To przekierowanie świadomości pomaga nam odzyskać naszą moc i nawiązać kontakt z własną współczującą naturą. Zdaniem Rosenberga, twórcy metody,  większość ludzi posługuje się w życiu „językiem szakala”, którego uczymy się żyjąc w społeczeństwach, które narzucają taki właśnie wzorzec komunikowania się. Nawykowo koncentrując się na własnych lub cudzych błędach, skłonni jesteśmy do ocen, osądzania, oskarżeń w stosunku do siebie samego i innych osób, co w rezultacie prowadzi do konfliktu, manipulacji i przemocy. Alternatywą wobec tego stylu komunikacyjnego jest „język żyrafy” polegający na empatii, umiejętności dostrzegania potrzeb ukrytych za negatywnymi komunikatami, posługiwaniu się w codziennej komunikacji z innymi sercem. Jak się komunikować? Porozumienie bez Przemocy wychodzi z humanistycznej koncepcji człowieka, zgodnie z którą wszyscy ludzie mają w gruncie rzeczy te same potrzeby, których spełnienie umożliwia satysfakcjonujące życie. Różnimy się natomiast, czasem bardzo znacznie, strategiami zaspokajania tych wspólnych  potrzeb.  Kluczową umiejętnością dobrego komunikowania się  jest rozróżnianie potrzeb od strategii. W cytowanym dialogu matki i syna, potrzebą matki było poczucie własnej wartości, a strategią porządek w domu, potrzebą syna była autonomia, a strategią  kontestowanie zasad sprzątania tworzonych przez matkę. To rozróżnienie jest bardzo ważne, bo  nasze potrzeby są nie negocjowalne, po prostu mamy je jako ludzkie istoty i mamy prawo zawsze dążyć do ich zaspokojenia. Rzecz wygląda zgoła inaczej jeśli mówimy o strategiach. Te należą do obszaru zmiany, kompromisu, wzajemnego porozumienia. Nie negocjujemy naszych potrzeb ale strategie ich realizacji. Model procesu Porozumienia składa się z czterech  podstawowych elementów: W omawianym przykładzie rozmowy matki z synem, matka mogłaby powiedzieć „ Kiedy widzę książki po łóżkiem i talerze obok biurka, czuję złość, bo potrzebuję czuć się dobrze we własnym domu i dlatego proszę cię, abyś zaniósł te rzeczy na swoje miejsce”. Brzmi trochę obco? Nie jesteśmy przyzwyczajeni do mówienia sobie wzajemnie o emocjach i potrzebach, ale to, że czegoś nie umiemy, nie oznacza, że nie możemy się tego nauczyć. Tym bardziej, że komunikacja oparta na empatii, a nie wzajemnej ocenie sprzyja dobremu, satysfakcjonującemu życiu. Za naszymi uczuciami kryją się potrzeby. Osądy, krytyka, diagnozowanie, interpretacje zachowań innych to zastępczy sposób wyrażania potrzeb. Gdy słyszymy słowa: „Zawsze mnie krytykujesz”, to w rzeczywistości rozmówca informuje nas, że nie zaspokoiliśmy jego potrzeby bycia zaakceptowanym. Mąż mówiący: „Kochasz dzieci bardziej ode mnie” daje do zrozumienia, że potrzebuje więcej uwagi i kontaktu ze swoją żoną. Jeśli zamiast komunikowania własnych potrzeb, uciekamy się się do osądów i ocen, nasi rozmówcy prawie na pewno usłyszą krytykę, a wtedy całą energię zużyją na obronę lub kontratak. Kiedy ujawniamy swoje potrzeby i łączymy je z uczuciami, rosną nasze szanse na to, że zostaną one zaspokojone. Celem tego rodzaju komunikowania się nie jest zmienianie ludzi i ich zachowań tak, by dostosować je do naszych preferencji. Celem mówienia „językiem żyrafy”  jest tworzenie związków opartych na szczerości i empatii. Świat jest pełen możliwości. W naszych związkach wszyscy mamy prawo dążyć do zaspokajania swoich ważnych życiowo potrzeb, ważne jest tylko to, aby umieć wspólnie znaleźć takie strategie działania, które sprawia, że wszyscy będziemy czuć się wygrani. Dostępne w Polsce książki dot. Komunikacji bez przemocy  to min. „Porozumienie bez przemocy. O języku serca” – M.B. Rosenberg 2003 . „Edukacja wzbogacająca życie” – 2006 . M.B. Rosenberg Agnieszka CzapczyńskaZajmuję się terapią indywidualną, terapią grupową, warsztatami rozwojowymi dla kobiet, prowadzeniem superwizji i szkoleniami w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Jestem z wykształcenia psycholożką, ukończyłam Wydział Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. W terapii łączę kilka nurtów: psychologię procesu, arteterapię, focusing, EMDR, brainspotting oraz jogę. Jestem superwizorką w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego i Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”. agnieszkaczapczynska.pl

Komunikacja bez przemocy Read More »

Poza seksualne powody uprawiania seksu

W pochodzącej z początku XX wieku teorii libido, Zygmunt Freud, stawia tezę, że niezaspokojone potrzeby seksualne mogą skłaniać nas do podejmowania zachowań zgoła poza seksualnych. Zamiast uprawiać seks jemy, jesteśmy agresywni czy tworzymy… Jeśli coś działa w jedną stronę, to zwykle możliwa jest też opcja odwrotna tj. wiele naszych zachowań w sytuacjach intymnych może służyć zaspokajaniu potrzeb, które nie mają nic wspólnego z naszym popędem seksualnym. Jedno i drugie, tj. wyrażanie swojej seksualności poprzez agresję czy twórczość, jak i uprawianie seksu, aby zaspokoić potrzebę dominacji, bezpieczeństwa czy poczucia wartości, odbywa się czasem na bardzo nieświadomym poziomie, a czasem jest to planowane działanie nad którym mamy pełną kontrolę. Zachowania te łączy pewna prawidłowość: im mniej mamy świadomości swoich autentycznych potrzeb, tym większa frustracja i niezadowolenie z seksu… Seks jako akt zemsty Jednym z bardzo świadomych , poza seksualnych powodów uprawiania seksu jest zemsta i chęć ukarania partnera/ki. Stoi za tym motywacja typu: „Ty zraniłeś/aś mnie, ja teraz zranię ciebie”, „Pokażę Ci, że nie jesteś najważniejsza/y” albo „ Jeśli Ty mnie nie doceniasz, pokażę Ci, że innym na mnie zależy”. Zemsta daje zwykle pięć minut satysfakcji z odwetu, ale trzeba za nią zapłacić pewną cenę. Używanie swojej seksualności do jakiegokolwiek celu innego niż seks, wiąże się zawsze z mniej lub bardziej przedmiotowym potraktowaniem zarówno siebie jak i „obiektu” z którym dochodzi do zdrady. Tak motywowany seks zwykle nie przynosi głębszej satysfakcji, wybór partnera/ki bywa pośpieszny i dość przypadkowy, w zbliżeniu brakuje bliskości, czułości, bezpieczeństwa. Osoba zdradzająca doświadcza często wiele żalu i zranienia, co nie sprzyja otwarciu się na nowe, inne doznania, miewa poczucie winy i czuje się ze sobą źle. Krótko mówiąc, seks jako zemsta nie przynosi ukojenia i gmatwa związek jeszcze bardziej. Obopólne zdrady są trudniejsze do pokonania. Inną formą karania przez seks, jest odmawianie seksu. Jeśli zachowanie to jest jasno wyrażone np. „Nie mam ochoty na seks, po tym jak mnie dziś potraktowałeś” daje to pewną szansę na rozmowę i świadome rozwiązanie konfliktu. Czasem jednak nic nie zostaje nazwane, osoba „karana” nie ma nawet czasem pojęcia o tym, że jest karana. Po prostu nie dochodzi do zbliżenia, na które miałaby ochotę, czuje się odrzucona, nie zrozumiana itp. Konflikt w związku trwa nadal i nie ma szans na zmianę…  Seks jako narzędzie władzy i dominacji Najdrastyczniejszą formą użycia seksualności do pokazania w związku swojej władzy i dominacji jest gwałt. Gwałt nie jest formą seksu, jest nadużyciem, które w naszym kodeksie karnym traktowane jest jako przestępstwo. Większość ofiar gwałtu to kobiety, w niewielkim procencie ofiarami stają się mężczyźni. W każdym przypadku gwałcicielami są mężczyźni. Poprzez gwałt sprawca pokazuje ofierze, że nie szanuje jej autonomii, to nie ona decyduje w związku, jej potrzeby nie są ważne. Przemoc seksualna jest sposobem zapewnia sobie władzy poprzez wywoływanie strachu. Gwałt nie ma nic wspólnego z dawaniem sobie nawzajem przyjemności, jest formą przemocy seksualnej, której towarzyszy przemoc psychiczna (np. zastraszanie) i przemoc fizyczna (np. bicie, wiązanie itp.). Celem gwałtu jest podporządkowanie sobie drugiej osoby, wzbudzenie w niej strachu i uległości wobec sprawcy. Wymuszony seks nie jest źródłem satysfakcji seksualnej po stronie ofiary, nie buduje relacji ani bliskości. Jest drastyczną formą przekraczania granic, źródłem traumy dla ofiar, które czasami latami borykają się z długofalowymi konsekwencjami zespołu stresu pourazowego. Seks jako wyraz lęku przed samotnością  Pójście do łóżka błyskawicznie skraca dystans między dwojgiem ludzi. Etapy budowania intymności, które wymagają mierzenia się z wieloma trudnymi emocjami – wstydem, nieśmiałością, lękiem przed odrzuceniem itp. przekracza się podczas jednego wieczoru (często przyspieszaczem jest tez alkohol). Ulegamy złudzeniu, że skoro odsłoniliśmy swoje ciała, to się znamy, skoro sypiamy ze sobą, to coś nas łączy. Fascynację erotyczną łatwo pomylić z zakochaniem. Seks jest w tym przypadku sposobem ucieczki przed poczuciem samotności. Jest wiele osób, które wolą czasem iść do łóżka z kimkolwiek, niż doświadczyć samotnej nocy. Niestety, seks nie tyle przeciwdziała samotności, co pozwala jej chwilowo nie czuć. Bliskość fizyczna stwarza iluzję bliskości emocjonalnej. Zwykle przygodny seks, w którym chodzi tylko o chwilową przyjemność i zapomnienie, pozostawia poczucie pustki i rozczarowanie. Ma jednak ten walor, że chwilowo odwraca uwagę od rzeczywistych problemów. Samotność dotyczy także życia w małżeństwie. Czasem partnerzy/ki trwają przy sobie mimo braku uczuć, dlatego, że boją się życia w pojedynkę. Szukają ukojenia w seksie, ale go nie znajdują, bo poczucie osamotnienia odzwierciedla stan emocji w ich związku.  Seks jako wyznacznik poczucia własnej wartości  Człowiek jest istotą społeczną. To, co robią i mówią inni, ma wpływ na nasze postępowanie. Przejmujemy się, porównujemy, chcemy dobrze wypaść na tle innych. Abstynencja seksualna nie ma zbyt wysokiej rangi w kulturze masowej w której żyjemy. Stanowczo wyższa rangę ma aktywność na tym polu. Staramy się dorównać standardom seksualnym lansowanym przez media, ścigamy z trudnym do zidentyfikownia ideałem, gubimy kontakt z własnymi potrzebami, tracimy z oczu związek, traktujemy seks jak wyzwanie, któremu należy podołać. Seks służy mężczyznom udowodnieniu że jest „macho”, kobietom, pokazaniu, że są pociągające. Seksualność staje się podwaliną poczucia własnej wartości, co bywa bardzo niestabilnym fundamentem, ponieważ jakiekolwiek trudności związane z realizacją sfery seksualnej czy uszczerbkiem atrakcyjności fizycznej, powodują dramatyczne konsekwencje emocjonalne, rezonują poczuciem niedostosowania, bycia „gorszym/ą” itp. Nie wspomnę już o zwykłym, dotyczącym nas wszystkich procesie starzenia się, który może łatwo odebrać poczucie wartości budowane tylko na poczuciu atrakcyjności seksualnej.    Seks jako sposób na zdobycie poczucia bezpieczeństwa Sypialnia służy nam często do zaspakajania potrzeb związanych z brakiem poczucia bezpieczeństwa i pewności siebie. Przytulamy się do siebie i na chwilę znika niebezpieczny świat wokół…Łóżko jest dobrym sposobem, żeby poczuć się bezpiecznie, odzyskać pewność siebie. Oszukujemy siebie samych/e, bo chwilowe poczucie spokoju jakiego doświadczamy podczas zbliżenia, znika i wracamy do punktu wyjścia. Trudności relacyjne z jakimi się borykamy pojawiają od nowa, a nasze niskie poczucie bezpieczeństwa pozostaje takie jakie było. Seks nie jest w stanie pomóc nam w życiu poczuć się bezpiecznie, pozwala tylko na chwilę zapomnieć o tym, jak bardzo boimy się życia. Co zrobić by seks był tylko seksem? Jeżeli po seksie (nawet gdy sprawił nam przyjemność) pojawiają się mniej lub bardziej negatywne emocje, oznacza to, że seks miał być dla nas drogą do realizacji poza seksualnych potrzeb. Na poziomie świadomym i

Poza seksualne powody uprawiania seksu Read More »

Kim jestem? – trudne dylematy nastolatków

Nastolatek – forma poczwarki człowieka, między stadium dziecka i stadium dorosłym. Charakteryzuje się absurdalnością zachowań, specyficznym sposobem myślenia, infantylnymi skłonnościami do palenia, picia, ćpania (w celu przystosowania się do otoczenia) i uprawiania przypadkowego seksu. Nastolatki występują na obszarze całego świata, większe skupiska znajdują się na terenach gimnazjów i liceów. Zatrważająca natomiast jest dostrzeżona w ostatnich latach nadmierna ekspansja nastolatków w internecie, w takich serwisach jak epuls, nasza-klasa, fotka.pl nie mówiąc już o tzw. fejsie.  Nonsensopedia, polska encyklopedia humoru Podstawowym dylematem przed którym stoi nastolatek/tka, jest odpowiedź na pytanie „Kim jestem?”. Dzieci wkraczają w wiek młodzieńczy w stanie „magmy”, bliżej nieokreślonej potencjalności stania się z czasem osobą o skonkretyzowanej postawie życiowej czy zawodzie. Nastolatki nie są pewne swoich przekonań i wartości, potrafią nimi żonglować w nieoczekiwany dla samych siebie i otoczenia sposób. Nic nie jest stałe i na zawsze. Przyglądają się własnemu ciału, podlegającemu szybkim zmianom, czasem z ciekawością, czasem z lękiem. W tym okresie doświadczają różnych „dorosłych” sytuacji, poznają ludzi należących do środowisk wykraczających poza środowisko rodziców, eksperymentują z różnymi tożsamościami i zaczynają sklejać swoje poprzednie i obecne doświadczenia w kruche poczucie własnego „ja”. Negatywny scenariusz tej fazy życia to zagubienie własnej tożsamości. Niektóre nastolatki wybierają wersję siebie, która jest przeciwieństwem tego, czego oczekuje od nich rodzina i społeczeństwo, wolą raczej mieć negatywną tożsamość np. przestępcy, niż nie mieć żadnej. Pozytywny scenariusz tej przemiany, to osiągnięcie takiego poziomu wewnętrznej spójności, który umożliwia dojrzałe funkcjonowanie w świecie, to co Freud definiował jako osiągnięcie zdolności do miłości i pracy. Erik Erikson , twórca teorii faz rozwoju osobowości, wprowadza pojęcie „psychospołecznego moratorium” czyli okresu w którym jednostka nie jest gotowa, by sprostać obowiązkom samodzielnego życia i ma społecznie „zagwarantowane” prawo do zwłoki. Jako rodzice i opiekunowie nastolatków godzimy się faktem, że jest to okres w życiu naszych dzieci, w którym tylko na pozór mamy do czynienia z osobą dorosłą, bo równocześnie traktujemy jej dojrzałość z bardzo ograniczonym zaufaniem. „Psychospołeczne moratorium” to okres pobłażania ze strony społeczeństwa, który pozwala młodym ludziom na wypróbowanie różnych ról, uczenie się, ponoszenie porażek, a jednocześnie chroni przed wieloma konsekwencjami ich własnych czynów. To czas, na w gruncie rzeczy, akceptowane społecznie przygody, próby, „wybryki”, poszukiwania. „Dziwacznie” ubrany nastolatek, to normalny nastolatek. Młodzi ludzie potrzebują przestrzeni do eksperymentowania z różnymi postawami. Na tym polega w naszej kulturze wyzwanie tej fazy życia. Młodzi ludzie przywdziewają swoje tożsamości jak aktorzy teatralne maski. Bardzo często dzieje się to w kontrze do wzorców rodziców, którzy skarżą się, że „nie poznają” swojego dziecka. Córka „nagle” z otwartej i zaradnej zamienia się w depresyjną, zamkniętą w sobie. Syn z cichego i pogodnego przeistacza się w duszę towarzystwa, wraca do domu po alkoholu i bywa agresywny. Tych przemian może być bardzo wiele, nastolatki „przymierzają” tożsamości, których źródłem jest kultura w której żyjemy, mass media, postacie publiczne. W każdym pokoleniu pojawiają się „idole”, którzy modelują wzorce zachowania i wyglądu młodych ludzi. To, że nasze dziecko ubiera się w czarne stroje, słucha muzyki heavy metal i zrobiło sobie stosowny tatuaż na jakieś części ciała, nie oznacza, że tak już będzie zawsze. To faza przejściowa (dla generalnej większości), która służy wypróbowaniu różnych postaw po to, aby odnaleźć tą, która najlepiej pasuje do temperamentu, osobowości, wyzwania życiowego młodego człowieka oraz do czasów w których żyje.  Tworzenie się niepowtarzalnej tożsamości, stanowiącej o naszej unikalności jest w gruncie rzeczy bardzo skomplikowanym procesem, na który składa się wiele doświadczeń życiowych. Okres bycia nastolatkiem jest na tyle wyjątkowy, że to kim się staniemy w tej fazie, pociąga za sobą duże konsekwencje dla reszty życia. W tym okresie wybieramy kierunek edukacji, który często decyduje o wyborze zawodu, tworzymy pierwsze związki. Z perspektywy młodej osoby, która jest zmuszona do podejmowania tych decyzji w stanie braku świadomości kim jest, bardzo często przypomina to losowanie puli wygranych w toto-lotku. Podobieństwo polega na analogicznym poczuciu przypadkowości i braku wpływu na sytuację. Fazy kształtowania się dorosłej tożsamości Wg. teorii Jamesa Marcii, początkowo młodzi ludzie znajdują się w stanie zagubienia tożsamości. Jest to sytuacja, w której młoda osoba nie zaangażowała się jeszcze w żadną ścieżkę życiową, zawód lub związek interpersonalny i nie myśli aktualnie o takim zaangażowaniu. Jest psychicznie „po stronie” bycia dzieckiem swoich rodziców. Zdobywając większe życiowe doświadczenie, młody człowiek może zacząć zastanawiać się nad swoimi wyborami, zaczyna analizować wybory na które mógłby się zdecydować. Jest to sytuacja, w której młodzi ludzie rozważają różne możliwości, doświadczają ról, ale odkładają ostateczną decyzję wyboru ze względu na brak pewności. Niepewność w myśleniu na temat własnej przyszłości może wywoływać znaczny niepokój, szczególnie wtedy, kiedy młody chłopak czy dziewczyna nie potrafią odpowiedzieć na pytania rodziców i przyjaciół dotyczące przyszłej kariery zawodowej lub wyboru kierunku kształcenia. Z tej przyczyny niektórzy młodzi ludzie decydują się na pozostawienie w stanie braku tożsamości, przestają myśleć na temat podejmowania wyborów lub decydują się na tożsamość tymczasową, czyli wybierają pewien wygodny zestaw przekonań lub celów bez dokładnej analizy innych możliwości (np. wybieram wszystko to, co moja najbliższa przyjaciółka). Dalsze doświadczenia życiowe pomagają w wyborze postaw i wartości, tak aby młody człowiek mógł ustalić względnie stały kierunek życia, który pozwala na osiągnięcie tożsamości. Te fazy kształtowania się dorosłego obrazu siebie można widzieć jako przemiany rozwojowe, ale dany stan wcale nie musi być poprzedzony wcześniejszym. To co wydaje się konieczne dla zbudowania spójnej tożsamości, to próbowanie różnych postaw, człowiek nie może osiągnąć dojrzałej tożsamości bez rozważania różnych możliwości wyboru. A zatem, teoria psychologiczna potwierdza życiowe doświadczenie. W okresie dorastania potrzeba stawania się kimś innym niż „wszyscy w mojej rodzinie”, eksperymentowania i próbowania nowych postaw czy zachowań, jest jak najbardziej naturalna, wskazana i zdrowa. Poszukiwanie własnej drogi i próba samookreślenia dokonuje się przez lata i wymaga akceptacji i zrozumienia ze strony otoczenia. Młody człowiek to ktoś, kto nie osiągnął jeszcze pełnej dojrzałości, nie jest pewien swojej atrakcyjności ani umiejętności kontrolowania emocji, nie wie, kim jest, nie umie często podejmować właściwych decyzji. Nastolatki są często nietolerancyjne (zwłaszcza dla rodziców), pełne negatywizmu i krytyki, trudne we współżyciu. Jeśli nie uzyskają wsparcia z zewnątrz (np. ze strony dorosłego, którego darzą szacunkiem), grozi im zagubienie, brak samookreślenia. To okres w życiu w którym wielu młodych ludzi doświadcza

Kim jestem? – trudne dylematy nastolatków Read More »

Podwójna natura lęku

Dlaczego dwie osoby potrafią zareagować w tej samej sytuacji w skrajnie odmienny sposób? Czemu dla części ludzi, życie jest stałym źródłem lęku i poczucia zagrożenia, a dla innych rodzajem kuszącej przygody? Czy niektórzy ludzie rodzą się bardziej lękliwi od innych? A jeśli tak, to na ile możemy mieć wpływ na naszą naturę? Lęk jest jedną z najczęściej przeżywanych emocji towarzyszących naszemu życiu. Doznajemy go wszyscy, zarówno ludzie zdrowi jak i cierpiący na różne zaburzenia (w tym zaburzenia lękowe). Ocenia się, że około 25% osób zdrowych fizycznie przeżywa nasilenie lęku w jakimś okresie swego życia np. w czasie zmiany, przełomu, kryzysu. 5-10% populacji cierpi na zaburzenia lękowe. Lęk można opisać jako bardzo nieprzyjemny stan emocjonalny, charakteryzujący się odczuwaniem nieuzasadnionych obaw czy uczucia zagrożenia. Lęk cechuje się różnym nasileniem i czasem trwania. Jeżeli stopień jego nasilenia mieści się w granicach możliwości adaptacyjnych tj. jesteśmy w stanie prowadzić normalne życie, czujemy lęk, ale mimo to podejmujemy wyzwania, nie wypadamy z dotychczasowych ról, można mówić o lęku fizjologicznym. Może on pełnić funkcje pozytywne np. sygnalizuje niebezpieczeństwo, mobilizuje do działania. Kiedy lęk przekracza możliwości adaptacyjne, wtedy głównie niszczy nasze życie… W przeciwieństwie do głodu czy pragnienia, które zawsze dotyczą teraźniejszości, lęk potrafi dopaść nas w kilka dni, miesięcy, a nawet lat od zaistniałej realnej sytuacji zagrożenia. Jest stanem, który sprawia, że tracimy poczucie pewności i bezpieczeństwa. Z punktu widzenia naszego indywidualnego doświadczenia, wydaje się on całkowicie zbędny, trudny i komplikujący życie. Z punktu widzenia ewolucji gatunku, jest podstawą przetrwania. Bez „straszaka” jakim jest reakcja lękowa, być może nie bylibyśmy w stanie przeżyć. Lęk pojawia się w efekcie różnych wydarzeń traumatycznych jakie spotykają nas w życiu, ale może mieć także charakter doświadczenia społecznego, które wiąże się z okresem wojny, przemiany, trudnej sytuacji. Stwierdzono np. ogromny wzrost liczby osób cierpiących na zaburzenia lękowe wśród mieszkańców byłego NRD w drugiej połowie lat 90tych, po upadku muru berlińskiego, kiedy kraj wkroczył w okres zmian, nie działał już stary system, nowy dopiero był w trakcie tworzenia. Podobne statystyki, pokazujące wzrost liczby osób z zaburzeniami lękowymi, odnotowano w USA po katastrofie 11 września. Podwójna natura lęku Od czasów Freuda różnicuje się dwa rodzaje czynników wywołujących lęk tj. czynniki psychologiczne i związane z chemią naszego mózgu, biologiczne. W pewnym sensie podział ten jest sztuczny, bo jedno jest sprzężone z drugim i zastanawianie się na tym, co w przypadku lęku jest pierwsze, to niczym nierozwiązywalny dylemat dotyczący jajka i kury. Jak psychologia stara, tak podział ten jednak istnieje i w jego wyniku powstało wiele koncepcji, dzięki którym leczy się obecnie zaburzenia lękowe. Teorie poruszające się w obszarze wpływu psychiki na genezę lęku, mówią o działaniu układu rodzinnego i naszych doświadczeń wczesnodziecięcych, błędnym systemie przekonań, umiejętnościach społecznych itp. Z tych teorii wyrosła praktyka psychoterapeutyczna. Teorie biologiczne koncentrują się na badaniach dotyczących pracy mózgu, dzięki nim mamy leki… Neurochemia mózgu a lęk Odkrycia z obszaru badań nad fizjologią mózgu wskazują na to, że istnieje genetyczna predyspozycja do odczuwania lęku, a niektórzy ludzie rodzą się z bardziej wrażliwym układem nerwowym od innych. Nie oznacza to jednak, że osoby te skazane są na zaburzenia lękowe czy depresję. Z obserwacji prowadzonych na bliźniakach jedno i dwujajowych wynika, że nie tyle dziedziczy się zaburzenia lękowe, co przynosi na świat pewną wrażliwość układu nerwowego. Można być osobą o bardzo wrażliwym, średnio wrażliwym i mało wrażliwym układzie nerwowym. „Wrażliwcy” doświadczają lęku częściej od innych ludzi, co jednak wciąż nie oznacza, że będą cierpieli w swoim życiu na zaburzenia lękowe. Bardziej niż struktura układu nerwowego, kluczowy dla rozwoju zaburzeń lękowych, wydaje się klimat dzieciństwa i sposób wychowania. W jaki sposób nasz mózg wpływa na doświadczanie lęku? Badania pozwoliły na ustalenie po jakiej „trasie” przebiega bodziec lękowy czyli np. sytuacja, która wywołuje stres. Okazuje się, że aktywizuje on dwie podstawowe ścieżki neuronalne – jedna z nich jest długa i przebiega przez korę mózgową, druga jest błyskawiczna, ma charakter ścieżki „alarmowej”, prowadzi do części mózgu zwanej ciałem migdałowatym. Kora mózgowa służy do bardzo precyzyjnego przetwarzania informacji, które napływają do nas ze świata zewnętrznego, ciało migdałowate uruchamia natychmiastowo wszystkie systemu organizmu, tak aby był on gotowy do walki lub ucieczki. Jeśli komuś się zdarzyło przeżyć atak paniki na widok patyka przypominającego węża, to tak właśnie działa ciało migdałowate. Szybko, sprawnie i czasem bez sensu. Ciało migdałowate poza aktywizacją organizmu przesyła informacje o zagrożeniu do hipokampa,  części mózgu, która jest odpowiedzialna za zapamiętywanie sytuacji w których pojawił się bodziec stresu (po to, żeby go uniknąć na przyszłość). W czasie, gdy ciało migdałowate instynktownie aktywizuje reakcję lękową, kora w świadomy sposób przetwarza informacje i analizuje cały kontekst, potwierdzając lub odwołując alarm. Innymi słowy, nasza świadome myślenie za pośrednictwem kory może hamować instynktowną reakcję lękową na stres. Zaburzenia lękowe wynikają z dysfunkcji jednego lub obydwu tych dwóch mechanizmów. Przypomina to stan utraty kontroli w zepsutym samochodzie w którym równocześnie wysiada mechanizm przyspieszenia (czynność ciała migdałowatego) i hamowania (kora). Nie zawsze wiadomo jaka funkcja mózgu jest odpowiedzialna za pojawienie się zburzeń lękowych. Niektóre wynikają z nadmiernej aktywności ciała migdałowatego, inne z niewystarczającej aktywności przedczołowej kory mózgowej. Z badań weteranów wojny w Wietnamie cierpiących na zespól stresu pourazowego wiadomo, że w ich mózgach zawodziły obydwa mechanizmy – obszar ciała migdałowatego był bardziej pobudzony niż u osób bez zaburzeń PTSD, równocześnie zidentyfikowano słabszą reakcję kory przedczołowej. Mówiąc obrazowo, awaria polegała na tym, że samochód ciągle przyspieszał sam z siebie i nie działały hamulce, które mogłyby go zatrzymać… Lęk a psychoterapia Lęk można wyciszyć lekami, które bezpośrednio wpływają na chemię mózgu. Można też i to z dużą skutecznością, obniżać jego poziom za pośrednictwem psychoterapii. Psychoterapia operuje na poziomie kory przedczołowej poprzez zwiększanie repertuaru bodźców uspokajających, wyciszających pobudzenie ciała migdałowatego. Możemy zatem nauczyć się świadomie „uspokajać” swoją reakcję lękową. W różnych tradycjach psychoterapeutycznych pracuje się z lękiem w różny sposób, ale efekt jest ten sam. Zdobywamy umiejętność przytomnego doświadczania chwili obecnej i świadomego oddzielania tego co jest realnym zagrożeniem, a co naszą wewnętrzną wizją zagrożenia. Zaczynamy odróżniać co jest kijkiem, a co wężem. Psychoterapia czasem łączona jest z farmakoterapią, choć nie jest to żadna reguła. Leki obniżające poziom lęku mają ten walor,

Podwójna natura lęku Read More »

Podpatrywanie umysłu – skąd się bierze złość?

Doświadczanie emocji, przypomina pływanie. Kiedy woda jest wzburzona, a my nie umiemy pływać, można się tego naprawdę solidnie bać. A nawet, jeśli umiemy już nieco pływać, kiedy nadchodzi duża fala, łatwo wpaść w panikę i zacząć się zachowywać w nieprzewidywalny sposób. Obchodzenie się ze złością, należy do najtrudniejszych „lekcji pływania”. Jest to emocja, która w codziennym życiu sprawia nam często wiele trudności. Po czyjej stronie jest odpowiedzialność?  Za własną złość winimy często innych. „Tak mnie wkurzyli, że aż głośno krzyknąłem”, „Gdyby zrobiły o co prosiłam, nie musiałabym ich ukarać” itp. Wszyscy to znamy…Wydaje się, że złość przychodzi sama, nie wiadomo skąd. A właściwie wiadomo, źródłem są zawsze jacyś „inni” .W rzeczywistości złość, podobnie jak inne emocje, nie bierze się „ze zewnątrz”, tworzy ją nasz umysł. „Proces” powstawania złości składa się z kilku elementów, których po prostu świadomie nie dostrzegamy. „Nauka pływania”, polega między innymi na tym, aby nauczyć się dostrzegać te etapy. Wybuch złości poprzedzają różnego rodzaju stany wewnętrzne do których należą myśli, uczucia, różne doznania w ciele. Myśli poprzedzające złość to np. obrazy krzywdzących zdarzeń z przeszłości, rożnego rodzaju osądy na temat tego co się dzieje teraz, oskarżenia pod adresem osób, które nas otaczają itp. Ten wewnętrzny dialog, powoduje często pojawienie się takich emocji jak wstyd, ból, krzywda, wstyd, brak nadziei, bezsilność, lęk, a równolegle do nich złość. Złość czasem narasta powoli, czasem jest to nagły „skok”, podniesienie się poziomu energii, które doświadczamy jako bicie serca, krótki oddech, zaciśnięcie szczęk, napięcie mięśni. Jesteśmy gotowi/e do ataku, ale żeby do niego doszło, nasz umysł, musi nam na to pozwolić. Określa się to jako „impuls do działania”, jest to rodzaj wewnętrznej zgody na to, aby uzewnętrznić swoje emocje krzykiem, gwałtownym ruchem, słowem niosącym określoną treść, odwróceniem wzroku… Ten ostatni etap to zachowanie. Jak widać, „rozkładając” doświadczenie złości na czynniki pierwsze, istnieje wyraźna i prosta zależność między naszym wewnętrznym dialogiem, komentującym zdarzenia jakie nam się przytrafiają, a tym co czujemy i co za tym idzie, jak się zachowujemy. Uczenie się samoświadomości to odzyskanie wpływu na ten prosty behawioralny schemat – myśl/uczucie/zachowanie . Kluczowa lekcja w „nauce pływania” , czyli kontroli nad złością. Jak nasz umysł wytwarza złość? Doświadczenia jakie nam się przytrafiają, nie są ani dobre ani złe. Po prostu są. Można je opisać na poziomie faktów np. „ ktoś wziął moją książkę nie pytając o zgodę”, albo „ktoś mówi do mnie porównując mnie do mojego brata”. To nasz umysł nadaje tym zachowaniom różne etykietki. „On się nie liczy z moimi prawami”, albo „ona mnie krytykuje”. W gruncie rzeczy ocenianie zdarzeń, jest naszą zdobyczą ewolucyjna jako gatunku i podobno pomagało nam przetrwać przez tysiące lat w dżungli życia. Nasz umysł musiał nauczyć się szybko decydować czy to co się nam przydarza jest pozytywne (zatem należy do tego dążyć) czy negatywne (zatem należy tego unikać) . W związku z tym wszystkie doświadczenia jakich doświadczamy są natychmiast klasyfikowane jak „dobre” albo „złe”. Jeśli bezrefleksyjnie działamy pod wpływem tych prostych ,wewnętrznych osądów, dzielących rzeczywistość według prostego wzoru „białe/czarne” (który skądinąd jest naturalny i automatyczny), jesteśmy na prostej ścieżce do utraty kontroli nad własną złością. „On mnie zdradził”      Historia Marii i Zbyszka może okazać się bliska nam wszystkim. Zbyszek przez ostatnie trzy tygodnie zaczął być dziwnie zamyślony. Maria, jego żona, kilka razy zauważyła, że zamyka się w łazience, żeby nie słyszała jego rozmowy przez telefon. W marynarce męża, którą zanosiła do pralni znalazła wydruk z jego konta , świadczący o znacznej wypłacie, o której nic nie wiedziała. W jej głowie powoli rozwinął się cały scenariusz zdrady. „Znalazł inną”, „nasz związek już nie istnieje”, „chce mnie zostawić i odejść”. Przez jakiś czas czuła narastający ból i smutek, potem przyszła pora na wściekłość. Wykrzyczała mu w końcu, że jest złym człowiekiem i złamał jej serce. A wtedy okazało się, że Zbyszek przez te trzy tygodnie przygotowywał jej prezent na 40 urodziny, wyszukał i zaprosił znajomych z dawnych czasów oraz wynajął na to spotkanie piękny ośrodek na Mazurach. Osąd jest naturalną konsekwencją tego jak działa nasz umysł, który dzieli każde doświadczenie na „białe”, albo „czarne”. Zaczynamy porównywać doświadczenia, które nam się przydarzają do standardów, które znamy. A potem wierzymy, że to jedyna prawda… „Ona jest leniwa i mnie wykorzystuje” W wielu sytuacjach, nasz umysł nadaje innym osobom i ich zachowaniom krzywdzące etykietki, które przekształcają normalny proces rozpoznawania własnych doświadczeń w serię osądów „oni mnie wykorzystują”, „ona jest głupa”, „ludziom nie można ufać” itp. Są one prostą drogą do odczuwania złości wobec innych. Maria razem ze swoją młodsza o rok siostrą Ewą, dzielą się obowiązkami w sprzątaniu wspólnego pokoju. Ostatnio Ewa wstaje później niż zwykle, nie ściele swojego łóżka, zostawia rozrzucone ubrania przed szafą, nie zanosi kubków i talerzy z których korzysta do kuchni. Maria w chwili szczerości powiedziała siostrze „Jesteś totalnym leniem, co ty sobie myślisz, że jesteś jakąś księżniczką?”. Zaatakowana takimi określeniami Ewa, odpowiedziała „ A tobie co do tego? Nie jesteś moją matką i odczep się”.  Być może, gdyby udało się jednej z sióstr nie nadać etykietki „lenia” drugiej, tylko opisać jej zachowanie „nie ścielesz łóżka, rzeczy i naczynia leżą na podłodze” oraz swoją reakcję „jest mi z tym niewygodnie”, możliwym stałby się jakiś rodzaj dialogu między dziewczynami. Etykietki i oceny bardzo szybko prowadzą do złości i konfliktu… Przymus oceniania Nasz umysł jest tak skonstruowany, że ma naturalną skłonność do osądzania, oceniania, obwiniania, przypisywania innym intencji. Jeśli nie nauczymy się rozpoznawać tego mechanizmu, wpadamy w pułapkę utraty kontroli nad własną złością (oraz innymi emocjami). Nasza „odruchowa” perspektywa widzenia różnych doświadczeń jest zwykle dość wąska, ponieważ dostrzegamy zwykle tylko jedną, możliwą interpretację tego co się wydarza wokół, a ona nie zawsze jest jedyną wersją prawdy…Nawyk oceniania, staje się jeszcze bardziej niszczący jeśli mamy skłonność do „przeżuwania” problemów i częstego wracania do nich w myślach. Powoduje to, że jesteśmy w stanie chronicznej złości, żalu czy poczucia niesprawiedliwości, mimo, że w naszym życiu, realnie nikt nas aktualnie nie krzywdzi…Jeśli utwierdzimy się w negatywnym osądzie i bezkrytycznie go zaakceptujemy, zaczyna on żyć w autonomiczny sposób. Staje się „prawdą obiektywną” i wyznacza nam sposób w jaki zaczynamy się zachowywać. Nasze emocje,

Podpatrywanie umysłu – skąd się bierze złość? Read More »

Paradoksy poczucia własnej wartości

Ciągle muszę udowadniać samej sobie, że jestem wystarczająco dobra i ciągle mam poczucie, że jednak „czegoś mi brakuje”. Kiedy zajmuję się moimi dziećmi, towarzyszy mi poczucie winy, że poświęcam im zbyt mało uwagi i czasu, bo jestem pracującą matką i często, kiedy one mnie potrzebuje, po prostu nie jestem dostępna. Jest też ich ojciec, ale to matka powinna być przy nich, kiedy coś się dzieje… To samo czuję w pracy. Często towarzyszy mi niezadowolenie z siebie, bo wiem, że mogłabym być skuteczniejsza, szybciej się rozwijać zawodowo, więcej osiągnąć na ścieżce kariery. Gdyby nie kilka lat przerwy na dzieci i to, że pewna część mojej uwagi, zawsze, nawet wtedy gdy pracuję, jest zaprzątnięta troszczeniem się o innych, byłabym w zupełnie innym miejscu.. Myślę, że powinnam umieć oddzielać życie osobiste od zawodowego, ale nie umiem. Kiedy pomiędzy jednym, a drugim spotkaniem z klientami dzwoni moje dziecko ze szkoły, że bardzo źle się czuje, albo wiem, że zaraz po wyjściu z pracy muszę zdążyć na zebranie w przedszkolu, po prostu myślę o tym. To samo dotyczy małżeństwa, czasem się kłócimy z mężem, mamy dla siebie mało cierpliwości. Po tygodniu balansowania na cienkiej linie łączącej obowiązki kobiety pracującej na pełen etat, mamy dwójki dzieci i gospodyni, nie mam już siły na bycie atrakcyjną partnerką dla mężczyzny. W weekend najchętniej zawinęłabym się w koc i w starym dresie poczytała jakąś książkę, pijąc herbatę z cytryną. Mam poczucie bycia kiepską żoną,  za mało staram się o nasz związek. Jak mam czuć się ze sobą dobrze, kiedy w każdym ważnym obszarze mojego życia nie wyrabiam się ? Beata, 43 lata, ekonomistka Czy poczucie własnej wartości ma płeć? Encyklopedia Webstera określa poczucie własnej wartości jako wiarę w siebie i szacunek dla własnej osoby. Innymi słowy mówiąc, poczucie własnej wartości jest to sposób, w jakim myślimy i mówimy o sobie. Poczucie własnej wartości jest fundamentem tego jak funkcjonujemy w życiu, po jakie wyzwania sięgamy, w jaki sposób stawiamy granice innym, jak radzimy sobie ze stresem i wielu innych obszarów. Ludzie z niskim poczuciem własnej wartości generalnie nie wierzą w siebie i swoje siły, w trudnych sytuacjach wolą uciec niż zmierzyć się z problemem, mają trudności by przyjmowaniem wyzwań, paraliżuje ich lęk przed porażką. To, co i w jaki sposób, myślimy o sobie wywiera ogromny wpływ na nasze życie, nasze szczęście, kontakty z innymi, odnoszenie sukcesów, twórczość, niezależność i autonomię. Nawet spełnienie w sferze seksualnej jest w znacznym stopniu uzależnione od naszego poczucia wartości, osoba pewna swojej atrakcyjności fizycznej ma więcej odwagi w szukaniu partnera/i, odważniej wyraża swoje potrzeby, lepiej radzi sobie z odrzuceniem czy porażką. Prostą zasadę, że im większe poczucie wartości tym łatwiej nam żyć, zna chyba każdy. Wiadomo też powszechnie, że poczucie własnej wartości ma związek z naszym dzieciństwem i tym w jaki sposób obchodzono się z nami w przeszłości. Czy ma także związek z naszymi innymi właściwościami np. z tym czy urodziliśmy się jako chłopiec czy jako dziewczynka? Przyglądając się bliżej kulturowym oczekiwaniom związanym z płcią, widać wyraźnie, że rola kobiety skonstruowana jest w sposób uniemożliwiający osiągnięcia trwałego poczucia zadowolenia z siebie. Rola męska jest znacząco bardziej spójna i dająca więcej możliwości zbudowania pozytywnego obrazu własnej osoby. Co bym nie zrobiła, będzie źle… Paradoks kulturowej roli kobiecej polega na tym, że jest ona wewnętrznie sprzeczna. W każdym pozytywnym wyborze, kobieca ścieżka zawiera jakiś element negatywny. Oznacza to tyle, że jeśli kobieta zdecyduje się na jakikolwiek wybór, dostępny w naszej kulturze dla swojej płci, będzie w jakimś stopniu doświadczała poczucia, że zrobiła coś złego. Konsekwencje tego paradoksu dla poczucia własnej wartości kobiet są oczywiste… Kobieta, która decyduje się poświęcić życie macierzyństwu, może mieć wrażenie, że jest zbyt tradycyjna, wykonuje zajęcie o małej randze społecznej, jest zależna ekonomicznie od partnera i „nie przynosi do domu pieniędzy”, jest „tylko” matką. Kobieta, która jednoznacznie poświęca się pracy i karierze, nie ma dzieci, czasem też decyduje się nie mieć stałego partnera, uchodzi za samolubną, egocentryczną, „babochłopa”, mało kobiecą. Posiada niezależność i autonomię, często całkowicie niedostępną „kobietom domowym”, ale jej kobiecość jest podważana przez otoczenie, z perspektywy rodziny uchodzi często za „niespełnioną”, „niepełną”. Kobieta, która wybiera łączenie obydwu ról – roli matki i roli kobiety działającej w jakimś obszarze publicznym czy zawodowym, doświadcza tego o czym pisze cytowana Beata. Jest permanentnie niezadowolona z siebie, bo nie jest w stanie spełnić oczekiwań społecznych jakie wiążą się z godzeniem tych ról. Jest zawsze „niewystarczająca” . Dla dzieci, bo ma dla nich za mało czasu i uwagi. Dla pracodawcy, bo nie poświęca się tak jak mężczyźni. Dla partnera, bo nie starcza jej cierpliwości, żeby dbać o podtrzymywanie relacji. Innymi słowy, nie istnieje w naszej kulturze wybór kobiecej ścieżki, który byłby jednoznacznie dobry i pozwolił dokonać którejkolwiek z nas całkowicie pozytywnej oceny samej siebie. Kobietom jest o trudniej niż mężczyznom zbudować wysokie poczucie własnej wartości. Jest ono bardzo mocno związane z kontekstem kulturowym. Myślimy o sobie dobrze, jeśli jesteśmy w stanie wywiązać się z oczekiwań związanych z rolami, które definiują nasze życie. Rola kobiety, zbudowana jest w paradoksalny sposób, uniemożliwiający osiągnięcie pełnego zadowolenia w jakimkolwiek momencie życia. Nastolatki z którymi czasami pracuję, stoją wobec wielu nierozwiązywalnych dylematów, w tym dotyczących własnej seksualności. Z jednej strony są pod presją kultury masowej i grupy rówieśniczej, która skłania do śmiałego dysponowania swoją seksualnością, aktywności i korzystania ze swobody seksualnej. Z drugiej zaś, młode kobiety, które pozwalają sobie na ujawnianie swojej seksualności w otwarty sposób, określane są jako „puszczalskie”, „łatwe” (inne epitety pominę). Tak jak w przypadku dojrzałych kobiet, droga utrzymania stabilnego poczucia własnej wartości jest ciernista. Te bowiem młode kobiety, które z kolei są bliższe wartościom tradycyjnym w naszej kulturze i które nie korzystają ze swobody seksualnej, mają w grupie rówieśniczej pozycję „nudnych”, „nienowoczesnych” „zacofanych” (tu też inne epitety pominę). Kulturowe role związane z płcią, dotyczące mężczyzn, zarówno młodych jak i tych dojrzałych są także wymagające wielu wyrzeczeń i kompromisów wobec własnej autentyczności, jednak poprzez fakt, że są znacząco bardziej spójne i jednoznaczne, umożliwiają (przynajmniej potencjalnie) osiągnięcie zadowolenia z siebie. Wielu dojrzałych mężczyzn buduje swoje poczucie własnej wartości w oparciu o sukcesy w obszarze pracy zawodowej, dominującą pozycję

Paradoksy poczucia własnej wartości Read More »

On kocha mnie jak potrafi – przemoc psychiczna w związku

Przemoc zaczyna się w związku w momencie, w którym jedna strona zaczyna rościć sobie prawo do decydowania o życiu drugiej strony. Przemoc psychiczna jest zwykle pierwszą formą przemocy jaka pojawia się w relacji ze sprawcą. Sprawca potrafi latami stosować tylko tę formę przemocy, czasami „zmienia narzędzia”, przemoc przyjmuje inne formy – przemocy fizycznej, seksualnej czy ekonomicznej. Przemoc to intencjonalne, zamierzone działanie ze strony sprawcy, którego celem jest osiągnięcie władzy oraz kontroli nad ofiarą. Co to jest przemoc psychiczna? Przemoc psychiczna jest najtrudniej rozpoznawalną formą nadużycia, ponieważ w wielu momentach wydaje się ofierze „konstruktywną krytyką” lub „ zrozumiałą troską” ze strony sprawcy. Często jedynym wyróżnikiem pomiędzy przemocą psychiczną a konfliktem prowadzącym do rozwoju związku, jest to że ofiara czuje się coraz gorzej psychicznie, traci wiarę w swoje możliwości, zaczyna odczuwać lęk przed partnerem, czuje się odpowiedzialna za zachowania sprawcy, nieustannie dąży do doskonałości w celu zadowolenia partnera i uniknięcia jego złości, a pomimo wysiłku nieustanie jej doświadcza.   Przemoc psychiczna przyjmuje wiele form, które są na tyle dobrze „zakamuflowane”, że można je wziąć za troskę czy oddanie. Sprawca pod pretekstem „miłości” lub tradycji „taka jest rola mężczyzny” kontroluje ofiarę, izoluje ja od otoczenia, ogranicza kontakty ze znajomymi, rodziną, czasem uniemożliwia pracę zawodową lub dalszą edukację. Robi to różnymi metodami: Prawdziwą intencją sprawcy nie jest „udoskonalenie” swojej partnerki, ale obniżenie jej poczucia własnej wartości, poprzez zdeprecjonowanie wszystkiego co jest dla niej ważne, podważenie kompetencji, zawstydzenie jako kobietę, matkę, żonę, umniejszenie osiągnięć jakie posiada. Im ofiara, będzie czuła się gorzej we własnej skórze, tym sprawca może czuć się lepszy, mądrzejszy i bezpieczniejszy w relacji, bo kobieta, która nie wierzy w swoją wartość nie odważy się odejść tak łatwo… Sprawca przemocy psychicznej potrafi zadręczyć ofiarę, inwigilując jej życie osobiste tak, że nie powstydziłyby się tego służby specjalne czasów totalitarnych. Jest mistrzem monopolizowania uwagi swojej partnerki, tak aby pamiętała o nim w każdym momencie swojego życia. Potrafi podczas ważnego spotkania służbowego ofiary wysłać 40 sms-ów w ciągu godziny o treści „Kocham Cię, co robisz w tej chwili” albo uderzyć z drugiej strony „Ty suko, zdradzasz mnie”. Klasyką, nie wymagającą wielkich umiejętności jest włamywanie się do komputera „ukochanej” , czytanie jej korespondencji, ingerowanie w jej życie osobiste poprzez wysyłanie ważnym dla niej osobom pogróżek, kłamliwych informacji w jej imieniu itp. Sprawcą przemocy psychicznej może być zarówno mężczyzna jak i kobieta, jednak dane statystyczne i praktyka organizacji pomocowych mówią, że większość ofiar to kobiety, większość sprawców to mężczyźni. Przemoc dotyczy zarówno związków homo jak i heteroseksualnych.   Przemoc psychiczna jest czasem preludium do innych form przemocy w związku np. przemocy fizycznej. Bicie, szarpanie, niszczenie przedmiotów, duszenie itp. jest na szczęście w naszych czasach coraz częściej rozpoznawalne jako nadużycie i budzi ofiarę jak dzwonek alarmowy. Kobiety decydują się sięgnąć po pomoc policji czy psychologa właśnie w tak drastycznych momentach. W wielu związkach nie ma jednak tego dzwonka, bo nigdy nie dochodzi do przemocy fizycznej. Ofiary pozostają nieświadomie rzeczywistego źródła swojego cierpienia, uważają, że nie doświadczają przemocy, bo nie są bite. Potrafią latami walczyć o bycie bardziej doskonałą, usprawiedliwiać sprawcę i nie zauważać, jak niszczy je codzienna krytyka, kontrola, zastraszanie czy izolacja od świata. „Czy on się może zmienić?” – jak zatrzymać przemoc Przemoc nigdy nie zatrzymuje się sama. Sprawca ma na tyle dużo zysków w tak funkcjonującej relacji, że trudno jest mi podać jakikolwiek powód do zmiany z jego perspektywy. Programy korekcyjno-edukacyjne dla sprawców świecą pustakami, programy dla ofiar są przepełnione oczekującymi na pomoc. Jedyną stroną zainteresowaną zatrzymaniem przemocy są bowiem ofiary i świadkowie, bo to oni ponoszą największe straty. Przemoc psychiczna jest taką samą formą przemocy jak przemoc fizyczna, podlega karze na podstawie tych samych artykułów kodeksu karnego i wymaga udzielenia ofierze takiego samego wsparcia ze strony organizacji pomocowych. Osoba doświadczająca przemocy psychicznej ma prawo zgłosić ten fakt na policję, powinna też koniecznie skorzystać z pomocy placówki pomocowej. Adresy placówek pomocowych znajdujących się na terenie całej Polski udzielających profesjonalnego wsparcia ofiarom przemocy można znaleźć w internecie na stronie www.porozumienie.niebieskalinia.pl. W placówce takiej powinna istnieć możliwość skontaktowania się z psychologiem i prawnikiem. W przypadku przemocy ze strony najbliższych pomoc z zewnątrz jest niezbędna, ponieważ ofiara działając w pojedynkę nie ma dystansu do sprawcy, ma skłonność do minimalizowania swoich strat, liczenia na to, że „to było ostatni raz” i „on się zmieni jak obiecał”. Wiele kobiet obawia się zawiadamiać Policję w przypadku bycia ofiarą znęcania psychicznego. Boją się braku zrozumienia ze strony służb, wynikającego z „ulotności” przestępstwa np. braku dowodów. Dowodami świadczącymi o przemocy psychicznej są zeznania świadków, nagrania, sms-y, zgłoszenia na policję. Sprawca stara się często utrzymywać ofiarę w przekonaniu, że „nic nie wskóra i nikt jej nie pomoże”. Jest to część strategii uzależniania partnerki od siebie. Masz prawo do życia wolnego od przemocy W przypadku doświadczania jakiejkolwiek formy przemocy, w tym też „tylko”  przemocy psychicznej” ofiara ma prawo : *kontaktować się z dzielnicowym i każdorazowo po doświadczeniu przemocy oczekiwać założenia Niebieskiej Karty, notatki policyjnej uruchamiającej procedurę ochrony ofiary; * złożyć doniesienie na prokuraturę; *otrzymać bezpłatną pomoc psychologiczną i prawną świadczoną przez specjalistyczne placówki pomocowe finansowane przez samorząd, znajdujące się na terenie całego kraju. Pomoc jest możliwa! Agnieszka CzapczyńskaZajmuję się terapią indywidualną, terapią grupową, warsztatami rozwojowymi dla kobiet, prowadzeniem superwizji i szkoleniami w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Jestem z wykształcenia psycholożką, ukończyłam Wydział Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. W terapii łączę kilka nurtów: psychologię procesu, arteterapię, focusing, EMDR, brainspotting oraz jogę. Jestem superwizorką w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego i Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”. agnieszkaczapczynska.pl

On kocha mnie jak potrafi – przemoc psychiczna w związku Read More »

O tych, co wszystko zostawiają na potem…

Paweł należy do ludzi, którzy zwlekają z podjęciem działania we właściwym czasie. Zaczął studia, ale na drugim roku odkrył, że powinien robić coś zupełnie innego… Przerwał naukę, żeby nabrać dystansu i podjąć decyzję. Zdecydował się na inny kierunek, ten wymarzony. Problem jednak nie zniknął. Do każdej sesji przygotowuje się w ostatniej chwili. Zawalił wielokrotnie terminy prac semestralnych. Wszystko robi w taki sposób jakby tak naprawdę tego nie chciał. Mówi jednak, że chce. Uchodzi za zdolnego lenia, ale czy taki jest naprawdę? Skąd bierze się przepaść pomiędzy intencją, a działaniem? Z jednej strony chcemy, podejmujemy wstępne kroki, planujemy, już nawet mówimy o tym znajomym, zaczynamy z wiarą, że tym razem się uda…A potem wydarza się coś, co odciąga, przeszkadza, uniemożliwia, powoduje, ze kolejny raz stoimy twarzą w twarz wobec swojej bezsilności. To dość trudne do zaakceptowania, ale przyczyna odwlekania działania, którą znajdujemy w świecie zewnętrznym, to zwykle tylko pretekst. Prawdziwy powód leży w nas… Wewnętrzny „przeszkadzacz” to część nas z którą się bardzo słabo znamy i najczęściej nie lubimy. Jedyny sposób na przerwanie tej zabawy w kotka i myszkę ze sobą, to zatrzymanie się nad tym aspektem siebie i odkrycie co ma nam do przekazania. Istnieje wiele przyczyn dla których zwlekamy z rozpoczęciem działania, jeśli odkryjemy sens tego działania wbrew sobie, otworzymy drogę do zmiany. Odkładamy najważniejsze sprawy na ostatnią chwilę z wielu powodów. Boimy się porażki. Jedną z podstawowych przyczyn unikania działania jest lęk przed tym, że jeśli je podejmiemy okaże się, że jesteśmy nie dość dobrzy/re. Utrzymywanie siebie oraz innych w niepewności co do swoich możliwości jest rodzajem furtki. Dzięki niej zawsze można powiedzieć „Ta praca, którą wykonałam/em jest średnia, po miałem/am na nią tylko jedną noc”. „Zwlekacze” odbierani są przez otoczenie jako osoby, którym nie zależy na sukcesie, a porażki odnoszą głownie dlatego, że wkładają w swoją pracę mało wysiłku. To jednak tylko pozór, wspierany przez fałszywy mit, że najlepiej funkcjonuje się pod presją . W rzeczywistości wszystko co robimy „w ostatnim momencie” traci na jakości w porównaniu do tego , czemu można poświęcić więcej uwagi. Działając w napięciu jesteśmy dużo mniej efektywni/ne niż działając w stanie odprężenia. Nieprawdą jest też przekonanie, że można zapomnieć do ostatniej chwili o tym co mamy do wykonania, bo zwykle zwlekaniu towarzyszy poczucie winy i niepokoju. „Zwlekacze” oszukują samych/e siebie uważając, że mechanizm odwlekania dobrze im służy. Toczymy nieustanną batalię z głosem wewnętrznego krytyka, który mówi nam „musisz to zrobić najlepiej ze wszystkich”, „musisz okazać się mistrzem/nią”, „nie wolno ci zrobić nic przeciętnego”. Zwykle w opozycji do tego głosu pojawia się tendencja przeciwstawna „ jeśli coś muszę, to nie zrobię nic”. Dialog ten zwykle dzieje się poza nasza świadomością, po prostu doświadczamy pewnego rodzaju niepokoju i zachowujemy się w niezrozumiały dla siebie oraz otoczenia sposób (np. zwlekamy wbrew własnemu interesowi czy możliwościom). Wewnętrznej presji bycia najlepsza/ym, po to by zadowolić siebie i innych bardzo często towarzyszy równoczesny bunt przeciwko temu co angażuje tak dużo energii i uwagi, że brakuje jej już na wykonanie czegokolwiek. Przypomina to walkę z tatą i mamą, które często mają za sobą osoby, które wyrastały w atmosferze autorytarnej władzy rodziców. Zwlekanie ze swoimi decyzjami wiąże się z wielkim bagażem doświadczeń pokazujących, że nasze decyzje zawsze w przeszłości okazywały się złe, godne krytyki. Toniemy w chaosie impulsów, wszystko jest równie ważne i równie nieważne. Są osoby, które mają trudność w określeniu swoich osobistych priorytetów i podążają za każdym impulsem bez rozróżnienia, który jest dla nich ważny w danej chwili, a który nie istotny. Np. w trakcie pisania pracy czuję głód i idę do lodówki po coś do jedzenia, ale kiedy ją otwieram widzę jak jest brudna, więc sięgam po ścierkę i myję drzwi lodówki, odkładając ścierkę dostrzegam kątem oka nie wyrzucone śmiecie, więc biorę wiadro, ale nim dochodzę do drzwi słyszę dzwonek telefonu , biegnę do pokoju żeby znaleźć telefon, po drodze przypominam sobie o pracy która miałam napisać …  W tym przypadku zwlekanie z podjęciem działania jest wynikiem wewnętrznej trudności w wyborze tego co dla mnie naprawdę ważne, odróżnienia własnych priorytetów od skierowanych wobec nas oczekiwań otoczenia. Doświadczamy depresji. Osoby w stanie depresji nie odczują przyjemności z czegokolwiek, wszystkie opcje wydają się równie szare. W takiej sytuacji podejmowanie działania jest równie trudne co bezcelowe. Symptomy depresji takie jak natłok przytłaczających myśli czy negatywnych emocji wobec siebie utrudniają skupienie na zadaniu, obiektywne spojrzenie na stopień jego trudności, zmniejszają motywację do przekraczania trudności. Depresja wymaga rozpoznania i podjęcia leczenia. Powodów dla których zwlekamy z podejmowaniem działania może być o wiele więcej. Ważne jest to, aby zobaczyć, że to na co nie mamy wpływu w swoim zachowaniu, jeśli zostanie potraktowane jako ważna część nas, która niesie komunikat dotyczący kierunku naszego rozwoju osobistego, może stać się naszym sprzymierzeńcem, pokazać czego tak naprawdę potrzebujemy np. większego kontaktu ze sobą, oddzielenia od oczekiwań innych, wzmocnienia poczucia własnej wartość, rezygnacji z perfekcjonistycznego systemu wartości itp. Trudno znaleźć jedną receptę na to jak sobie radzić ze swoją skłonnością do odwlekania. Poniższe wskazówki nie są lekarstwem na tę dolegliwość, mogę jednak pokazać kierunek w który warto zmierzać: Agnieszka CzapczyńskaZajmuję się terapią indywidualną, terapią grupową, warsztatami rozwojowymi dla kobiet, prowadzeniem superwizji i szkoleniami w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Jestem z wykształcenia psycholożką, ukończyłam Wydział Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. W terapii łączę kilka nurtów: psychologię procesu, arteterapię, focusing, EMDR, brainspotting oraz jogę. Jestem superwizorką w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego i Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”. agnieszkaczapczynska.pl

O tych, co wszystko zostawiają na potem… Read More »

Scroll to Top