Agnieszka Czapczyńska

Zajmuję się terapią indywidualną, terapią grupową, warsztatami rozwojowymi dla kobiet, prowadzeniem superwizji i szkoleniami w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Jestem z wykształcenia psycholożką, ukończyłam Wydział Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. W terapii łączę kilka nurtów: psychologię procesu, arteterapię, focusing, EMDR, brainspotting oraz jogę. Jestem superwizorką w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego i Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”.

Moja matka i ja

Myślałam, że kiedyś „wyrosnę” z żalu i złości, jakie przez całe życie czułam wobec mojej matki. Moje dzieciństwo było smutne i samotne, ciągle byłam dla niej „nie wystarczająco dobra”. Chciałam jej wybaczyć, będąc już dorosłą kobietą, bo bardzo męczyła mnie moja niechęć do niej. Rzeczywiście, kiedy sama stałam się matką,  złagodniałam, zaczęłam lepiej rozumieć jej sytuację. Sama  była samotną matką, musiała godzić pracę na etacie z opieką nad naszą trójką. Miała naprawdę trudne życie. A jednak nawet teraz, kiedy mam już 37 lat, już” wiem oraz rozumiem”, rozmawiamy przez telefon, a ona jest zainteresowana wszystkimi, poza mną, dostaję szału. Ostatnio podniosłam na nią głos, krzycząc że jest zimna i nic ją nie obchodzi, poza nią samą. Czułam potem ogromny żal do siebie, że tak się zachowałam. Przecież to nie prawda, a poza tym ona taka jest i będzie zawsze… Czego od niej chcę? Dlaczego nie ma we mnie złości na ojca, który nas zostawił, kiedy byłam małą dziewczynką, tylko do niej? Widzę, że to niesprawiedliwe, ale tak jest. (Opowieść Eli lat 37, córki Marii lat 62) Relacje między matkami i córkami bywają niezwykle trudne. Jest w nich wiele paradoksów. Czasem ogromna bliskość przeplata się ze złością i żalem. Czasem relacja jest trudna od samego początku. Czasem najsilniejsze konflikty pojawiają się w okresie dojrzewania córek, kiedy młode kobiety szukają przestrzeni do zbudowania własnej autonomii. To matki wprowadzają nas w naszą kobiecość i przez to one są tymi, które przekazują  zestaw sprzecznych ze sobą ograniczeń, za pomocą których nasza kultura definiuje kobiecość . „ Bądź seksowana, ale nie uprawiaj seksu”;  „Bądź uczciwa, ale nie rań uczuć innych ludzi”;  „Bądź asertywna, ale równocześnie miła i posłuszna”;  „Bądź inteligentna , ale nie za bardzo, bo odstraszysz chłopców”; „Jedz zdrowo, ale pilnuj się, żebyś nie była gruba”. Kultura w której żyjemy oczekuje od młodych dziewcząt porzucenia cząstki siebie, uważanej tradycyjnie za „męską”, związaną z siłą,  autonomią, wojowniczością, wyrażaniem w otwarty sposób swoich potrzeb i niektórych emocji np. złości. Niestety często posłańcami  tego przekazu wobec córek są matki, które w najlepszej intencji, przenoszą własne doświadczenia tego, co to znaczy być kobietą i w jaki sposób należy się dostosowywać do wymagań mężczyzn. Tym samym, wiele matek staje się strażniczkami ograniczeń kulturowych dotyczących młodych kobiet. Spróbujmy wyobrazić sobie matkę, która miałby odwagę  wypuścić dorastającą córkę w świat mówiąc : „Wal w życiu śmiało co myślisz”, „Twoje potrzeby są tak samo ważne jak innych, a dla Ciebie najważniejsze”, „Dysponuj swoją seksualnością , należy tylko do ciebie”, „ Twoje ciało jest wspaniałe i nic mu nie brakuje”, „Kobieta ma prawo do swojej łagodności i wściekłości”, „Czystość i porządek w twoim pokoju nie świadczą o twojej wartości” , „Wolno ci pokochać kogo zechcesz”. Brzmi obco!  Zwykle przekaz jaki dostajemy od matek  jest typu „ucz się, sprzątaj, bądź miła, nie przynieś mi wstydu”. Choć jego źródłem jest kultura i niosą go młodym kobietom wszyscy tj. otoczenie, system edukacji, ojcowie, dalsza rodzina, grupa rówieśnicza , gniew córek kieruje się często głównie przeciwko matkom, bo to one nas kontrolowały, krytykowały, pilnowały…  Dwoistość uczuć wobec matki Każda kobieta, kiedyś przestaje być nastolatką, ale nawet kiedy stajemy się  dorosłe, doświadczamy dwoistości uczuć wobec swoich matek. Z jednej strony zaczynamy w pewnym momencie rozumieć jej motywy i dojrzale akceptować. Z drugiej strony trudno uwolnić się od dziecięcego gniewu, żalu, smutku czy nieustannego poczucia winy.  Kiedy dochodzi się do takiego momentu w życiu, w którym mamy za sobą doświadczenie  trudów własnego macierzyństwa,  bycia w związku, łączenia ról, czyli wszystkiego tego przez co przeszła nasza własna matka,  zaczynamy patrzeć na nią oczami rozumiejącej kobiety. „Tak,  teraz wiem, że była ciągle nieobecna, bo nie radziła sobie z ilością obowiązków jakie miała na głowie.” „Tak, teraz rozumiem, że była nieustannie krytyczna wobec mnie, bo chciała żebym miała inne życie niż ona sama.” „ Tak, teraz rozumiem, że urodziła mnie mając 17 lat i nigdy nie pogodziła się z faktem, że macierzyństwo zabrało jej całą młodość.” Dorosłym kawałkiem swojej świadomości jesteśmy w stanie ogarnąć historię własnej matki ze współczuciem, płynącym ze wspólnoty kobiecego doświadczenia. Jednak nasza dziecięca, zraniona  część ciągle opłakuje straty. To, że mama nie miała dla mnie czasu, choć miała go dla mojego brata. To, że ciągle mnie sztorcowała i nie była zadowolona z niczego, choć się starałam bardziej niż inni. To, że musiałam być w każdej sytuacji bardziej dorosła niż byłam. Tyle urazów, ile dziecięcych historii… Doświadczenie dziewczynki, które w sobie nosimy, powoduje, że ciągle czekamy, aż mama wreszcie się zmieni i zaopiekuje nami. Ta wewnętrzna, niedokarmiona  część nas potrafi latami doprowadzać do wojny z własną matką. To ona wydaje się być odpowiedzialna za nasz głód akceptacji, niepowodzenia w życiu, niskie poczucie własnej wartości, nieudane związki, problemy z depresją… Jedyny problem polega na tym, że kiedy jesteśmy już dorosłymi kobietami, to często my same sobie odmawiamy właściwego pokarmu – jesteśmy zbyt krytyczne dla siebie, nie dajemy sobie prawa do przeżywania pewnych uczuć, zaniedbujemy podstawowe potrzeby, poświęcając się dla innych. Nasza realna, starzejąca się matka z jej zachowaniami, które dobrze znamy od lat, jest już w gruncie rzeczy tylko echem krzywdy,  jakiej być może doświadczyłyśmy. W dorosłym życiu, tylko my same możemy zaopiekować się sobą w taki sposób, aby poczuć się kochane, wartościowe i bezpieczne.      Dlaczego ojcowie wydają się być lepsi? To paradoks bardzo wielu kobiecych historii, które znam. Niezależnie od tego jak  destrukcyjna była rola ojca w rodzinie, np. był alkoholikiem, stosował przemoc, porzucił rodzinę czy też po prostu był nieobecny, bo ciągle pracował, większość żalów jakie nosimy w sercu dosięga matki. Pamięć ojca wydobywa jego pozytywy. Jest tym za którym się tęskni, który mimo, że „nawalał”, to bywał dobrym ojcem, pamiętamy  jak kiedyś nas pochwalił, albo dał cenny prezent. Z czasem okazuje się, że łatwiej mu wybaczyć trudne momenty z przeszłości niż matce,  która zwykle była tym, jedynym rodzicem trwającym wiernie  przy dziecku zawsze, opiekującym się nim, zaspokajającym jego potrzeby. W naszej kulturze oczekiwania dotyczące mężczyzn w obszarze ich funkcjonowania w związkach są znacząco niższe niż oczekiwania dotyczące kobiet. Mężczyzna generalnie wystarczy, że jest „taki jaki jest”. Kobieta musi być „jakaś”. Tę perspektywę mamy wszyscy tak

Moja matka i ja Read More »

Matka i córka

„W obecnych czasach matki wciąż  uzewnętrzniają głęboko zakorzenione lęki wielu pokoleń kobiet przed nimi: kto jest odcięty od wspólnoty, ten jest ignorowany, w najlepszym razie traktowany z podejrzliwością, w najgorszym – prześladowany i niszczony. Kobieta żyjąca w podobnym otoczeniu często próbuje tak ukształtować córkę , by ta spełniała wymogi świata zewnętrznego, zachowywała się poprawnie – w nadziei, ż ocali córkę  i samą siebie przed atakiem” „Biegnąca z wilkami”, Clarissa Pinkola Estes Wyjątkowością  relacji między matkami a córkami zainteresowano się stosunkowo niedawno. Świadczy o tym chociażby język, w którym stosujemy  słowo ‘synostwo’ dotyczące faktu bycia synem, podczas gdy bycie córką nie posiada żadnego określenia.   ‘Córectwo’ w naszej kulturze nie wydaje się zjawiskiem godnym zauważenia. Niestety często nasze matkowanie  oraz bycie córką jest trudnym doświadczeniem dla obydwu stron. Nasila się to zwykle w momencie kiedy córka staje się dorosłą kobietą i zaczyna  wchodzić w samodzielne życie. Dzieje się tak często wtedy, gdy okazuje się, że matka chce utrzymać nad wszystkim kontrolę,  nadal decydować o życiu swojego „dziecka”, nie przyjmuje do wiadomości, że córka jest już coraz bardziej autonomiczna wobec jej decyzji. Młodzi ludzie są w wielu rodzinach szczególnie ostro krytykowani  w przez rodziców właśnie w okresie dorastania i stawania „na własnych nogach”.  Za krytycznymi słowami matek i ojców kryje się wiele sensownych myśli, problem polega na tym, że krytyka nie jest najlepszym sposobem porozumiewania się, a mniej lub bardziej dorosłe dzieci reagują na to dokładnie tym samym. Tak powstaje konflikt. Trudna przyjaźń Powodem krytyki jest często to o czym pisze Clarissa Pinkola Estes, pozytywna intencja ochrony swojej córki przed powieleniem cierpieńwłasnego życia. Wiele matek karmi się iluzją, że jest to możliwe. „Gdyby tylko zechciała mnie wysłuchać i zrobiła co mówię, na pewno wszystko by jej się udało w życiu”. Gorące pragnienie ochrony własnego dziecka przed bólem, błędami, zranieniem jest potrzebą większości matek, niestety im nasze dziecko staje się bardzie dorosłe i samodzielne tym, bardziej staje się to nierealne. Nikt nie uczy się na cudzych błędach, wielu rzeczy trzeba spróbować na własnej skórze, czy tego chcemy jako rodzice, czy nie. Co więcej jest w tym wiele mądrości.  Żyjemy w czasach kiedy kolejne pokolenia coraz szybciej zmieniają swój styl życia. To co było nie do pomyślenia w czasach naszych babek, jest oczywistością w czasach naszych córek. Jako matki możemy przekazywać im naszą miłość, wsparcie, wiarę we własne możliwości, ale wiele rozwiązań dotyczących życiowych dylematów muszą odnaleźć same, bo my jako matki naprawdę ich nie znamy. Relacje córki i matki są szczególnie mocne. To nie tylko więzy krwi, ale wspólnota płci, ta sama kobieca ścieżka. Wiele matek uważa, że wie lepiej, jak się po niej idzie, bo stoją za tym lata doświadczeń, których nie posiada córka. To prawda, że doświadczenie życiowe jest niepodważalnym atutem w starciu z młodością. Jednak nie jest to powód, aby odbierać drugiej osobie, być może bardziej naiwnej, niesamodzielnej i  pozbawionej umiejętności przewidywania konsekwencji własnych decyzji, prawa do samostanowienia. Prawa do własnych błędów. Wiele napięć między  matkami i córkami wynika z chęci narzucania przez matki swojej woli i osobistych standardów życia, oraz gwałtownego buntu ze strony córek. Więź, która mogłaby by być źródłem niepowtarzalnej  przyjaźni, o ile zbudowana by była na większym partnerstwie między często dwiema dorosłymi kobietami, zamienia się w toczoną przez lata wojnę podjazdową. Kiedy córka rodzi swoje dzieci, są one często kolejnym pokoleniem włączanym w te potyczki, za pomocą strofowania córki/matki przez babcię i pouczania jej jak ma funkcjonować w nowej roli.   Syndrom „nieopuszczonego gniazda” W szczególnie trudnych relacjach matka-córka problemem jest odejście od matki i założenie rodziny bądź rozpoczęcie życia na własny rachunek. Często dotyczy to dziewcząt, które osiągnęły dzięki pomocy matki bardzo wiele – zdobyły staranne wykształcenie, posiadają wiele umiejętności i talentów. Problemem w jakimś momencie życia staje się  wyprowadzenie  z domu i  znalezienie sobie partnera życiowego, który spełniłby surowe oczekiwania  matki.  Matka  powstrzymuje odejście córki, tworzy świat przepełniony lękiem,  pokazuje, że życie poza rodzicielskim domem jest niemożliwe. Taki rodzaj działania powoduje spustoszenia w wewnętrznym świecie córki, która nie mogąc stanąć na własnych nogach (jakkolwiek byłby one drżące) traci wiarę we własne możliwości, nie buduje autonomicznego życia i przez to przestaje się rozwijać. Zanika nadzieja i swoboda, pozostaje depresja, cierpienie, beznadzieja czasem przeplatana agresją. Kobiety-córki uwikłane w  sieć manipulacji rozwijaną przez matkę boją się samodzielności, a jednocześnie desperacko pragną autonomii. Oddawanie córki w ręce mężczyzny W naszej kulturze kobiety wychowywane są do roli żony i matki.  Dziewczęca niezależność i autonomia oraz umiejętność kierowania się w życiu własną perspektywą, nie stanowią wartości uznawanych za ważne dla kobiet. Dla wielu matek obserwowanie córki, która  wybiera własną ścieżkę, zamiast autostrady wyjeżdżonej doświadczeniami babek i prababek, budzi autentyczny lęk oraz poczucie winy. „Musiałam coś zrobić nie tak, skoro moja córka nie wyszła za mąż”, „To moja wina, że ona ciągle nie ma dzieci”, „Źle ja wychowałam skoro ona żyje w związku bez ślubu”, „Za mało poświeciłam jej uwagi w dzieciństwie i ona teraz nie chce tradycyjnej rodziny”. Z perspektywy wielu matek, ale też i ojców zwieńczeniem trudów związanych z wychowaniem córki jest oddanie jej w ręce właściwego mężczyzny. Nie biorą pod uwagę innego, czasem o wiele bardziej adekwatnego do potrzeb młodej kobiety rozwiązania.    Jak przekraczać konflikt Młode kobiety naprawdę potrzebują wsparcia ze strony starszych kobiet, ale nie może to oznaczać sprowadzania ich do roli nieodpowiedzialnych dziewczynek. Niezależnie od tego jak mocno podzielił nas konflikt „matczyno-córczyny”, zawsze istnieje nadzieja na połączenie i odbudowę relacji. Na pewno nie ma powrotu do układu polegającego na zależności, jaka istnieje między mamą a jej małą, pięcioletnią córeczką. Istnieje jednak możliwość nauczenia się przez obydwie strony szacunku dla własnej inności, respektowania granic, dania sobie wzajemnie prawa do intymności, zbudowania partnerstwa mimo różnicy wieku i doświadczenia. To jest to co matki  mogą zrobić dla swoich dorosłych córek, a córki dla matek. Jeśli starsze kobiety mają ochotę czegoś nauczyć młodsze, bo uważają że wiedzą lepiej jak postąpić w danej sytuacji, niech wprowadzą tę zmianę we własnym życiu. Jest to o wiele skuteczniejsza metoda wpływania na własne dorosłe dziecko niż krytyka i przestawianie garnków w kuchni córki…     Agnieszka CzapczyńskaZajmuję się terapią indywidualną, terapią grupową, warsztatami rozwojowymi dla kobiet, prowadzeniem

Matka i córka Read More »

Ofiary kultu ciała

Kobieta ma był ładna, a mężczyzna atletyczny.  Ładna, w naszej kulturze znaczy szczupła. Atletyczny, znaczy wysoki i dobrze umięśniony. Dobrze też,  żebyśmy zawsze wyglądali  młodo i mieli świeżą, wypoczętą oraz opaloną karnację”. Niezależnie od wieku, kobiety i mężczyźni mają zinternalizowany ten jeden wzorzec fizycznego piękna. Oczywiście możemy buntować się i obrażać na dyskryminację wobec innych „odmian” urody, ale uciec nie ma gdzie. Wystarczy włączyć telewizor, otworzyć dowolną gazetę,  przyjrzeć ulicznym reklamom, żeby dotarł do nas społeczny  przekaz „ wartością jest szczupłe (lub umięśnione, w zależności od płci) młode ciało oraz twarz o bardzo regularnych rysach i ładnej skórze”. Rozjazd między doskonałością  modeli z kolorowych reklam a rzeczywistością pogłębia fakt,  że  jest to doskonałość wirtualna, stworzona technicznie na potrzeby masowej kultury.  Postacie prezentowane nam przy okazji reklam są po prosu nierzeczywiste. Nikt z nas nie posiada ani tak zbudowanego ciała, ani tak doskonałych rysów (nawet jeśli aktualnie jesteśmy młodzi). Ta wizja ciała, jest nie tylko źródłem frustracji większości z nas, ale i bardzo poważnych zaburzeń psychicznych. Presja szczupłego ciała – anoreksja i bulimia Pragnienie szczupłego ciała to kulturowo domena kobiet. Nie brakuje takich, dla których dążenie do idealnych wymiarów ( co to właściwie oznacza?) stało się obsesją. Od  odchudzania „w imię zdrowia”  do anoreksji i bulimii nie jest daleko, szczególnie w przypadku nastolatek. Zaczyna się bardzo niewinnie – „chcę stracić tylko parę kilogramów ”. Z miesiąca na miesiąc dziewczyny jedzą coraz mniej, uważając że kalorii, które spożywają jest wciąż za dużo, wymyślają coraz dziwaczniejsze diety, aż z czasem przestają jeść w ogóle, albo popadają w bulimię. Dbanie o wagę i smukłą figurę  powodują, że kobietom bardzo często ciężko jest zaakceptować swoją realną fizyczność, trudno im uwierzyć we własną wartość, a przede wszystkim w swoje wewnętrzne piękno i unikalność jako osoby. Anoreksja w zaawansowanej fazie rozwoju choroby jest śmiertelna. Nie muszę dodawać, że szczupła figura nie zagwarantowała jak dotąd trwałego szczęścia żadnej kobiecie… Mężczyzna gladiator i bigoreksja Wielu mężczyzn chce wyglądać choć trochę jak Arnold Schwarzenegger. Jego kariera jest  dowodem, że umięśnione ciało otwiera drogę na szczyty kariery. Bigorektycy, osoby uzależnione od budowania za wszelką cenę swojej muskulatury, podporządkowują życie siłowni, skrupulatnie badają rozmiary  bicepsów i są wiecznie niezadowolone ze swojego wyglądu oraz stanu mięśni. Dbałość o rzeźbę ciała zamienia się w obsesję, a ćwiczenia fizyczne stają się nałogiem. Bigorektykowi wydaje się, że jego ciało jest zbyt drobne i niedoskonałe, więc chory zwiększa intensywność ćwiczeń wyniszczając skrajnie swój organizm.  Aby osiągnąć wspaniałą muskulaturę, trzeba spędzać na siłowni wiele godzin dziennie. Z czasem życie kręci się już tylko wokół tego. Wielu młodych mężczyzn ćwiczy bez nadzoru lekarza, nie zważając na zmęczenie i kontuzje.   Postępy na siłowni wydają się ciągle małe, mężczyźni zaczynają  zażywać  preparaty witaminowe i wzmacniające, przechodzą na „cudowne” diety, sięgają po anaboliki, które zaburzają metabolizm komórek, utrudniając wchłanianie, przyswajanie i powstawanie substancji niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Konsekwencje tych zaburzeń są bardzo różne- obniżenie odporności organizmu na zakażenia wirusowe i bakteryjne, cukrzyca, rozregulowanie hormonalne jąder (blokują one wytwarzanie testosteronu, co powoduje obniżenie potencji i zaburzenie płodności).  Zażywanie anabolików  zazwyczaj odbywa się w sposób nie kontrolowany, często w dawkach wielokrotnie przewyższających dopuszczalne. Długotrwałe stosowanie sterydów może doprowadzić do wczesnej miażdżycy, wywołuje nowotwory wątroby, płuc i prostaty, zmiany zakrzepowe żył jak również zaburzenia psychiczne, takie jak zmiany osobowości, wzrost agresji, napięcia, stany depresji.  Ale mięśnie są… Totalne opalanie  – tanoreksja Kiedyś bladość była w modzie. Opalenizna kojarzyła się z ciężką pracą w polu, a blada i delikatna cera z arystokracją, pałacami oraz wysoką rangą. W naszych czasach podziały na „lepszych” i „gorszych” wyznaczają inne linie demarkacyjne, a opalenizna zyskała akceptację i kojarzona jest ze zdrowiem, wakacjami, luksusem. Rośnie liczba kobiet, które piękno utożsamiają z odcieniem swojej skóry. Pragnienie bycia opaloną prowadzi w niektórych przypadkach do uzależnienia od solarium. Regularne opalanie może zamienić się w obsesję i prawdziwy nałóg do tego stopnia, że osoba, która cierpi na tę chorobę, uważa że jest atrakcyjna tylko wtedy, kiedy jej skóra jest już ciemnobrązowa. Lekarze  biją na alarm, że przez nadmierne opalanie  rośnie liczba chorych na czerniaka złośliwego.   Opalanie przyspiesza proces starzenia, gdyż skóra staje się przesuszona i szybciej pojawiają się zmarszczki. Prowadzi też do przebarwień oraz poważnych i co gorsza nieodwracalnych zmian w skórze. Dla kobiet, które nadużywają solarium racjonalne argumenty to „strachy na lachy”, bo zwykle są bardzo młode i trudno im wyobrazić sobie, że robią sobie realną krzywdę…A opalone są przecież takie ładne. Wieczna młodość – uzależnienie od operacji plastycznych To uzależnienie jest dość elitarne, bo po prostu drogie. Na operacje plastyczne najczęściej decydują się osoby, u których wygląd zewnętrzny jest elementem pracy zawodowej np. osoby publiczne, które funkcjonują w swoim zawodzie, często dzięki temu, że są atrakcyjne fizycznie  np. modelki/e, aktorki/rzy, prezenterki/rzy. Drugą grupą klientów chirurgów plastycznych są osoby głęboko sfrustrowane swoim wyglądem, które uważają, że poddanie się upiększającym zabiegom zmieni ich życie na korzyść. Operacje pozwalają  wyglądać młodziej, sprawiać wrażenie osób będących w doskonałej formie lub zbliżyć się swoim wyglądem do kanonów urody w naszej kulturze. W tym tkwi pułapka.  Większe piersi, zgrabniejszy nos, bardziej napięta skóra twarzy nie są żadną gwarancją na lepsze życie, znalezienie miłości i akceptacji czy poprawę relacji z innymi ludźmi.  Osoby decydujące się na operacje plastyczne tak właśnie niestety myślą. Większe piersi nie są potrzebne żadnej kobiecie dla własnej przyjemności (w tym obszarze jest wręcz przeciwnie).  Naprawdę chodzi o chęć zmian w zupełnie innych sferach życia np. o to, żeby stać się bardziej atrakcyjną dla mężczyzn, znaleźć kochającego partnera, poczuć się akceptowaną. Jedna operacja pociąga za sobą kolejne.  Jeśli „to” można zmienić, to także i „tamto”…Kolejne poprawki ciała prowadzą do utraty własnej tożsamości. Podobnie jak w mechanizmie każdego innego uzależnienia  wpada się w błędne koło, a receptą na radzenie sobie z lękiem i własnym cierpieniem jest „kolejna dawka”, czyli następna operacja. Po udanym zabiegu zmiany jakiegoś elementu swojej fizyczności, niestety nie pojawia się upragniony spokój ducha, lecz paradoksalnie wzrasta krytycyzm wobec innych części ciała. Stąd obsesyjna „potrzeba” poddawania się następnym operacjom. Anoreksja, bulimia, tanoreksja, uzależnienie od operacji plastycznych  wyrastają z głębokiego braku akceptacji wobec siebie i dążenia do wyznaczonego, pochodzącego od otoczenia społecznego ideału piękna. Ten

Ofiary kultu ciała Read More »

Przekonania na temat bliskości – klucz do dobrych związków

Choć  nie możesz zawrócić i zacząć wszystko od początku,  możesz zacząć na nowoi znaleźć zupełnie nowe zakończenie. Carl Bard Przekonania kluczowe – korzenie naszych wyborów Niezależnie od decyzji jakie podejmowała w swoim życiu Maria, zawsze prędzej czy później doświadczała podobnej sytuacji – jej kolejny związek rozpadał się, a ona czuła się z tego powodu „nieznośnie winna”. Ostatni partner, Zbyszek,  wydawał się idealny – ciepły, otwarty, dojrzały, spokojny. Pierwsze pół roku znajomości było naprawdę wspaniałe, Maria czuła się spełniona i szczęśliwa. Z radością zdecydowała się ślub, sprzedaż swojej małej kawalerki i zakup za wspólne pieniądze większego mieszkania. Zaczęła coraz częściej myśleć i mówić o dziecku, które chciałaby mieć z mężem. Zbyszek od początku znajomości zbywał temat, potem coraz częściej okazywał otwartą złość. On nie chciał mieć dzieci i nigdy tego nie ukrywał.  Maria czuła się odrzucona, bo wierzyła, że „siłą swojej miłości” odmieni męża. Zbyszek  z kolei zarzucał jej coraz częściej zaborczość, nie liczenie się z jego potrzebami, egoizm. Kiedy Maria zaszła w nieplanowaną ciążę, Zbyszek wyprowadził się z domu, zarzucając jej manipulację i „wrabianie go” w ojcostwo, którego nie akceptuje. Maria urodziła córkę, jest już po rozwodzie, wychowuje ją samodzielnie. Patrząc wstecz, odkryła, że związek ze Zbyszkiem był  niezwykle podobny do relacji jaka łączyła ją przez lata z matką. Maria była dzieckiem, które zawsze musiało się „bardzo starać”, aby ją zadowolić. Jeśli czegoś chciała, nauczona była „zapracowywać” na to swoją grzecznością, uległością, pracą w domu i w szkole. Nigdy, ani jako dziewczynka ani jako kobieta, nie czuła, że coś może jej się należeć porostu dlatego, że tego pragnie i potrzebuje. Zawsze też kiedy sięgała po to co związane było z jej potrzebami, a kolidowało z potrzebami innych, czuła się „nieznośnie winna”. Odkryła też swoją skłonność do wchodzenia w związki z mężczyznami, którzy nie byli zdolni do akceptowania jej potrzeb. Wchodząc z nimi w relacje, odtwarzała swój dziecięcy scenariusz, potwierdzający przekonanie, że posiadanie i wyrażanie własnych potrzeb skazuje na samotność i odrzucenie.            Przekonania to utrwalone sposoby myślenia, które wpływają na nasze emocje oraz zachowania. Każda/y z nas posiada przekonania określane jako kluczowe. Są to  nasze najważniejsze, najgłębsze i podstawowe poglądy o nas samych.  Są one zwykle  w dużej mierze  nieświadome.  Uważamy je za prawdy absolutne, mówiące o tym „jak jest naprawdę”, „na co zasługujemy”, „kim jesteśmy w gruncie rzeczy”.  Przekonania kluczowe mają charakter globalny i absolutny, są zwykle sztywne i ogólnikowe. Kształtują się w dzieciństwie  podczas interakcji z ważnymi dla nas osobami i w konfrontacji z różnymi sytuacjami.  Ich podstawowym  źródłem jest nasza rodzina oraz relacje z rodzicami. Dziecko uczy się myślenia na temat świata doświadczając go na własnej skórze. Maria, jak każde dziecko, pragnęła całą sobą uszczęśliwić swoją  mamę. Mama wychowywała Marię w pojedynkę, tata odszedł od rodziny, kiedy urodziło się dziecko i nigdy potem nie podtrzymywał kontaktu z córką. Maria szybko odkryła, że mama czasem uśmiecha się i okazuje radość kiedy,  dziewczynka „postara się” i zrobi to, czego mama oczekuje. Niezależnie od prawdziwych intencji mamy, której sytuacja na pewno nie była łatwa,  na poziomie przekonań, był to komunikat rodzicielski „Kocham Cię, jeśli jesteś taka jakiej oczekuję”. Maria nauczyła się wierzyć, że miłość polega na byciu posłuszną, oddaną i zadowalającą innych. Co więcej, życie wielokrotnie to później potwierdzało. Jej związki rozpadały się, kiedy tylko „ośmielała” się stawać za swoimi ważnymi potrzebami – niezależności, spełnienia zawodowego, rodzicielstwa. Miłość wydaje się mieć według tej wizji tylko dwie strony  „Jesteśmy razem i mogę doświadczać bliskości, o ile ja zrezygnuję z siebie” lub „Mogę być w pełni sobą, ale tylko za cenę samotności”. Każdy wybór wiąże się z bólem wynikającym ze straty jakiegoś kluczowego aspektu życia. Maria spędziła wiele lat balansując pomiędzy tymi dwiema  skrajnościami.     Automatyczne myśli – mapa, po której się poruszamy Przekonania kluczowe są zwykle tak podstawowe, że nie podlegają żadnej świadomej  refleksji. To z czym kontaktujemy się na co dzień, a co bezpośrednio wynika z tych przekonań, to myśli, określane jako „automatyczne”.  Zwykle są to rzeczywiste słowa lub obrazy przychodzące nam spontanicznie do głowy w różnych sytuacjach codziennego życia. Pozwalają poruszać się po skomplikowanym, pełnym wieloznacznych bodźców świecie. Generalnie są one niezbędne do życia, bo wiele wyborów wymaga natychmiastowej reakcji i musimy mieć jakąś „wewnętrzna mapę”, która pozwoli tych wyborów dokonywać. Problem polega na tym, że czasami u podstaw naszej „mapy” leżą założenia, prowadzące zawsze do bólu, cierpienia i niespełnienia w związku. Nasz sposób widzenia rzeczywistości może być prawdziwy, ale równie dobrze możemy się mylić w ocenie rzeczywistości. Zwykle traktujemy nasz  automatycznie wyuczony sposób kategoryzowania rzeczywistości jako prawdę bezwzględną. Niesłusznie, bo popełniamy bardzo wiele błędów w ocenie swojej sytuacji, do najbardziej typowych należą: Scenariusze odgrywane w związku Maria nieświadomie powtarzała w swoich związkach wciąż tą samą historię, oczekując za każdym razem innego efektu. Wchodziła w relacje z mężczyznami nie chcącymi lub nie potrafiącymi szanować jej podstawowych potrzeb i oczekiwała, że te potrzeby będą zaspokojone, o ile ona sama „bardziej się postara”. Nasze zachowania w relacjach są stosunkowo sztywne i wynikają z nieświadomych „scenariuszy” sięgających okresu wczesnego dzieciństwa. Scenariusze składają się przekonań, które prowadzą nas do określonych zachowań, których efektem finalnym są emocje, których doświadczamy. Każdy człowiek otrzymuje w rodzinie przekazy dotyczące wielu dziedzin życia ( w tym bliskości). Trudno jest rozpoznać scenariusz, kiedy go odgrywamy, bo jest on odbierany jako „obiektywna prawda”, a nie nasz wybór.  Nawet jeśli odgrywamy scenariusz prowadzący prędzej czy później do doświadczenia cierpienia czy frustracji, to i tak jest on jedyną drogą do  poczucia  bezpieczeństwa w tym chaotycznym i wieloznacznym świecie. Maria natychmiastowo zakochiwała się w swoich kolejnych, krzywdzących ją partnerach , doświadczając za każdym razem podobnego poczucia, które opisywała jako „stan jakbyśmy byli odnalezionymi połówkami jednego jabłka”. Powodowało to zwykle skrócenie czasu wchodzenia w związek –  Maria szybko w pełni angażowała się w znajomość, zakochiwała  bez możliwości chociażby powierzchownego przyjrzenia, kim jest jej partner. Wejście w nieświadomie odgrywany scenariusz odbywa się automatycznie. Informacje zwrotne od znajomych i przyjaciół na temat nowego partnera zwykle  zbywamy, o ile stają się niewygodne dla całości wizji. Inne, niż pasujące do nieświadomego scenariusza opcje partnerów i relacji spostrzegamy jako nudne, dziwne, „nie moje”, trudne do zaakceptowania akceptowalne.  Zwykle z tego

Przekonania na temat bliskości – klucz do dobrych związków Read More »

Przemoc wobec osób starszych

Przemoc w rodzinie wobec osób starszych jest zjawiskiem trudnym do zdiagnozowania.  Starsi ludzie nie przyznają się do trudnej sytuacji, często wstydzą się i ukrywają, że ktoś z członków rodziny stosuje wobec nich przemoc, niejednokrotnie nie mają świadomości, że sposób w jaki są traktowani jest nadużyciem…W wielu przypadkach są też całkowicie zależni od krzywdzącej rodziny, a jedyną alternatywą na zmianę sytuacji jest dom opieki, który dla wielu starszych osób jest jeszcze gorszą możliwością niż przemoc ze strony dorosłych dzieci. Czym jest przemoc wobec osób starszych?   Przemoc może być zdefiniowana jako pojedyncze lub powtarzające się działanie,  które powoduje krzywdę i cierpienie osoby starszej. Podstawową formą przemocy wobec osób starszych jest zaniedbywanie, inne formy to:  przemoc fizyczna, wykorzystywanie finansowe, przemoc emocjonalna, seksualna. Seniorzy potrzebują często codziennej opieki związanej z higieną, odżywianiem, braniem leków.  Brak tego typu pomocy stanowi w ich przypadku zagrożenie dla życia i zdrowia.  Osoby starsze są zastraszane, wymusza się na nich pożyczanie lub oddawanie pieniędzy pochodzących z renty czy emerytury, zaciągnie pożyczek na rzecz rodziny, przepisywanie własności. Mogą być także szykanowane, wyśmiewane z powodu swego ograniczenia np. trudności z pamięcią, niesprawności fizycznej. Osoby starsze padają ofiarą niewybrednych kpin i żartów, których nadawcą jest często młodsze pokolenie członków rodziny…  Dlaczego się nie bronią? Osobom starszym ciężko jest się bronić przed  agresją, ze względu na to, że dom rodzinny jest najczęściej jedynym miejscem, w którym mogłyby i chciały żyć. Nie mają szans na wyprowadzenie się, więc ich sytuacje dodatkowo komplikuje fakt, że są skazane na „łaskę i niełaskę” pozostałych członków rodziny. Osoby starsze boją się też tego, że ewentualne skargi sprawią, że ich życie będzie wyglądało jeszcze gorzej. Bardzo często milczą, ponieważ wstydzą się głośno mówić o upokorzeniach, jakich padają ofiarą, albo wręcz myślą, że na nie zasłużyły… Osoby w podeszłym wieku mają ograniczoną możliwość poruszania się oraz kontaktu z innymi osobami. Czasem boją się informować o przemocy ze strachu, że w konsekwencji mogą zostać umieszczone w domu opieki. Dla wielu osób, to jak wpaść z deszczu pod rynnę. Kim są sprawcy przemocy? Większość sprawców przemocy wobec osób starszych to członkowie rodziny, często jedyni opiekunowie starszej osoby. Ofiarę łączy ze sprawcą więź emocjonalna oraz  zależność ekonomiczna i społeczna. Sprawcy przemocy są zwykle znani ofierze – najwięcej przypadków przemocy ma miejsce w środowisku rodzinnym ze strony dorosłych dzieci, wnuków. Sprawcami są osoby, które bezpośrednio zajmują się opieką. Specjaliści szacują, że większość incydentów przemocy, zaniedbania nigdy nie zostaje zgłoszona. Przemoc wobec osób starszych dotyczy bardzo dużej grupy ludzi Temat przemocy wobec osób starszych jest w naszej społeczności, deklarującej szacunek dla starości, tematem tabu. Dane statystyczne na ten temat są z całą pewnością niedoszacowane, ponieważ wiele ofiar nie rozpoznaje swojej sytuacji jako przemocy oraz  nigdzie jej nie zgłasza. Skala problemu przemocy w rodzinie wobec osób starszych opiera się zatem na szacunkach. Według WHO ofiarami przemocy fizycznej staje się co roku co najmniej 4 mln starszych mieszkańców Europy, przemocy ekonomicznej — 6 mln, psychicznej — 29 mln, a seksualnej — 1 mln (www.rynekzdrowia.pl). Precyzyjne określenie liczby ofiar jest bardzo trudne, gdyż oficjalne dane statystyczne nie oddają rzeczywistej skali zjawiska, a wyniki uzyskiwane podczas prób jej oszacowania znacznie od siebie odbiegają. W prowadzonych w różnych krajach badaniach, odsetek ofiar przemocy domowej wśród osób starszych wahał się od jednego do kilkunastu procent całej populacji seniorów. Wsparcie dla ofiary W przypadku przemocy fizycznej ze strony członka rodziny, ofiara lub świadkowie powinni wzywać policję.  Patrol interwencyjny ma obowiązek przyjechać na wezwanie i zbadać sytuację. W przypadku rozpoznania przemocy policja zakłada „Niebieską Kartę”, jest to procedura służąca ochronie ofiar przemocy.  Policja powinna także udzielić niezbędnych informacji na temat działających lokalnie instytucji pomocowych. Służbami, które mają kompetencje do udzielenia pomocy w  sytuacji przemocy (w tym np. zaniedbywania) są policja, ośrodki pomocy społecznej, sąd, prokuratura. Przemoc w rodzinie stanowi zagrożenie dla życia i zdrowia ofiary , ze strony prawnej jest po prostu  przestępstwem. W przypadku przemocy wobec osób starszych, pomoc świadków jest właściwie w wielu przypadkach jedynym ratunkiem, nie wahajmy się informować służby pomocowe… Agnieszka CzapczyńskaZajmuję się terapią indywidualną, terapią grupową, warsztatami rozwojowymi dla kobiet, prowadzeniem superwizji i szkoleniami w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Jestem z wykształcenia psycholożką, ukończyłam Wydział Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. W terapii łączę kilka nurtów: psychologię procesu, arteterapię, focusing, EMDR, brainspotting oraz jogę. Jestem superwizorką w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego i Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”. agnieszkaczapczynska.pl

Przemoc wobec osób starszych Read More »

Pracoholizm

Marek, manager z Krakowa: -„Jeśli biorę kolejną delegację i pracuję następną dobę, to dla tego, żeby więcej zarobić. A nie dlatego, że nie mogę żyć bez pracy. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio byłem w kinie albo na przyjęciu u znajomych. Na wakacje wyjechałem ostatni raz pięć lat temu, może sześć…To dlatego, że uważam, że beze mnie nie poradzą sobie w firmie. Czasem nie pójdę na obiad, ale to dlatego, że nie mam na to czasu. Przeżyłem rok temu rozwód, moja żona twierdziła, że to z mojej winy, bo wybrałem pracę zamiast domu. Uważam, że to niesprawiedliwe i krzywdzące, w naszych czasach, żeby do czegoś dojść nie można siedzieć z założonymi rękami na kanapie. Miewam ostatnio kłopoty ze skokami ciśnienia, zacząłem brać leki, czuję się świetnie. W ostatnim roku pracowałem po 7 dni w tygodniu. Ale to nie są powody, żeby zaraz szukać pomocy u specjalisty…” Trudno podać liczbę pracoholików w Polsce, ponieważ osoby dotknięte tą chorobą, podobnie jak Marek, zwykle nie chcą się same przed sobą przyznać, że mają problem. Jeśli decydują się na pomoc to po prostu idą do lekarza skarżąc się na bezsenność, bóle głowy, brzucha, problemy z ciśnieniem, trudności z koncentracją uwagi lub jakieś inne dolegliwości somatyczne. Domagają się szybkiej diagnozy i skutecznego leczenia, nie wiążącego się wprowadzaniem jakichkolwiek zmian do ich stylu życia. Lekarze z reguły nie wnikają w przyczyny złego samopoczucia. Wizyta u psychologa to zwykle dalszy etap i wynik  szantażu ze strony rodziny, która boleśnie doświadcza skutków uzależnienia pracoholika. On sam  twierdzi, że po prostu lubi swoją pracę, albo wyjaśnia, że chce zapewnić dobre życie rodzinie. Często odmawia uznania swojej choroby i podjęcia leczenia, ponieważ nie widzi nic złego w swoim sposobie funkcjonowania. Czasem żartuje na swój temat „może i jestem pracoholikiem, ale uważam, że to moja zaleta”. Żyjemy w świecie w którym wydajność, praca, produktywność, działanie, sukces zawodowy mają tak wysoką rangę, że minimalizujemy cenę jaką trzeba za to zapłacić.  Tak, zgadzamy się powszechnie, alkoholizm to rzeczywiście problem, ale pracoholizm? Panuje fałszywe przekonanie „małej szkodliwości” społecznej tego uzależnienia, a wręcz traktowane jest ono przez wielu pracodawców jako atut pracownika. Co to jest pracoholizm? Pracoholizm oznacza uzależnienie od pracy. Tak jak w przypadku innych uzależnień, nie zawsze łatwo stwierdzić jednoznacznie czy ktoś jest już uzależniony od pracy czy jeszcze nie. Alkoholik, gdy przestaje pić, przeżywa lek, niepokój, objawy somatyczne. Pracoholik, który przestaje pracować nie wie, w jaki sposób wypełnić sobie czas, co ze sobą zrobić, jak funkcjonować. Zaczyna natychmiast szukać sobie jakiegoś zajęcia.  Praca nie jest dla niego pasją, lecz ucieczką przed bólem, samotnością, poczuciem niskiej wartości, problemami które dzieją się w rodzinie. Pracoholik często traci  swoich bliskich. Wraca do domu zbyt późno, aby brać udział w życiu rodzinnym, a poza tym w domu także jego praca zawodowa jest na pierwszym miejscu. Powoli rozluźnia się więź z partnerem/ką, dziećmi.  Pracoholik stara się uczestniczyć w rodzinnej rozmowie, ale tak naprawdę wyłącza się, nie słucha, nie może się skupić, bo ciągle planuje, kombinuje, analizuje sprawy zawodowe. Praca staje się podstawowym sensem życia. Pracoholizm może z czasem  łączyć się z innymi uzależnieniami. Jestem zmęczony, więc sięgam po coś, co mnie pobudzi, np. amfetaminę. Mam kłopoty ze snem – sięgam po leki nasenne czy alkohol. Praca uzależnia równie silnie jak środki chemiczne, z tą tylko różnicą, wiąże się z uznaniem społecznym i daje rangę, czego nie można powiedzieć o alkoholu czy narkotykach. Zarabiam, rozwijam się, mam władzę, szacunek otoczenia, rangę, która upaja. Zwykle po jakimś czasie takiego funkcjonowania nie ma  już czasu na wydawanie pieniędzy, pracoholik długo siedzi w pracy, nie bierze urlopów, nie korzysta z dni wolnych. Wielu pracoholików skarży się, iż w dniach w których nie pracują odczuwają różne dolegliwości – bóle głowy, nudności, stany depresyjne.  Alkoholik  jeśli nie znajdzie się na dnie, nie przyzna, że jest chory i potrzebuje pomocy. Pracoholika otrzeźwia zawał, pęknięty wrzód żołądka, wylew i słowa lekarza „albo praca, albo życie”. Narastanie uzależnienia Proces narastania uzależnienia od pracy można przedstawić w trzech etapach:na początku stały pośpiech, brak wolnych dni, niezdolność powiedzenia „nie” pracodawcy czy kolejnemu zobowiązaniu zawodowemu, ciągłe myślenie o pracy, wygórowana ambicja i ocena własnych zdolności; potem pojawienie się innych uzależnień (narkotyki, alkohol, nadmierne objadanie się) oraz dolegliwości somatycznych (bóle głowy, bezsenność), narastające wycofanie z życia towarzyskiego i rodzinnego, nasilenie dolegliwości somatycznych (podwyższone ciśnienie, wrzody żołądka); na końcu pustka emocjonalna, alienacja, bankructwo duchowe i emocjonalne.Proces rozwoju uzależnienia odbywa się stopniowo i trudno jest zobaczyć, że posuwa się do przodu.  Na początku jest po prostu praca, która jest  drogą do podniesienia statusu ekonomicznego i społecznego. Wszyscy pracujemy, bo musimy zarobić na życie i chcemy żeby było nas stać na pewne przyjemności. Osiągamy kolejne cele i stawiamy sobie kolejne, coraz wyżej i wyżej… Zatracamy się w pracy. Obiecujemy sobie, że już niedługo zwolnimy, ale jeszcze nie teraz, może za pół roku jak tylko skończy się ten kontrakt, osiągnie się kolejny szczebel kariery,  dostanie się jeszcze jedna podwyżkę. Jeszcze jeden projekt, jeszcze jeden kontrakt, jeszcze jedna podwyżka. Nie potrafimy już powiedzieć sobie „stop”. Przyjmujemy kolejne zlecenia, choć już na nic nie mamy czasu. To bardzo dowartościowuje  „Dają mi to pracę, bo jestem kimś”. Płacą za to mordercze tempo nieprzespanymi nocami, tygodniami nie widywania rodziny i przyjaciół. Jeśli wyjazd na urlop to krótki, a i tak nie można wyłączyć służbowej komórki, bo jest taka jedna, ważna sprawa, w sprawie której będą dzwonić… Istnieje mit społeczny, mówiący o tym, że pracoholik to ideał dla pracodawcy. Jest to nie do końca prawda. Pracoholicy to osoby chore, którym z czasem coraz trudniej pracować  w zespole, bo uważają, że są niezastąpione i  nie potrafią delegować zadań na innych, nie słuchają rad, bywają aroganckie. Często są mało wydajne, bo cechujący ich perfekcjonizm powoduje, że wykonywanie nawet stosunkowo prostej czynności zabiera dużo czasu. Pracoholicy są mało kreatywni, działają jak cyborgi. Pomoc dla pracoholika Wracający do trzeźwości alkoholik powinien przestać pić, pracoholik raczej nie może rzucić pracy , bo praca jest źródłem utrzymania i stanowi obiektywną wartość w życiu. Problem polega na tym jak nauczyć się ją wykonywać, aby odzyskać kontrolę nad swoim życiem.  Można zmienić zawód lub pracodawcę, ale przede

Pracoholizm Read More »

Internet – wróg czy przyjaciel?

Czy na skutek czasu spędzanego w sieci zdarzyło ci się zawalić jakąś ważną sprawę w życiu? Czy wolisz wirtualne spotkania niż pogawędki ze swoimi realnymi znajomymi? Czy więcej satysfakcji daje ci surfowanie po forach z pornografią niż seks z realnym partnerem/partnerką? Czy  wpadasz w panikę, kiedy przegrywasz w grze on-line? To mogą być sygnały uzależnienia od internetu. Od pewnego czasu mówi się o problemie uzależnienia od internetu, choć nawet wśród  profesjonalistów w dziedzinie pomagania wiedza na ten temat ma bardziej charakter intuicyjny niż oparty o rzetelną znajomość przedmiotu. Często używamy tego pojęcia anegdotycznie, mając na myśli osoby spędzające dużo czasu przed ekranem komputera. Czasem rodzice określają tak zachowania swoich dzieci, które potrafią grać godzinami w gry komputerowe albo komunikować się ze znajomymi przez skype’a. Mówimy „uzależnienie od internetu” , ale w codziennym języku nie brzmi to tak dramatycznie jak „uzależnienie od narkotyków”. Czy jednak nie minimalizujemy problemu?  Jak kubeł zimnej wody działają  wstrząsające wiadomości ze świata o wypadkach śmierci związanych z korzystaniem z komputera. W Chinach i Południowej Korei zanotowano przypadki zawałów serca u graczy, którzy trwali przy swoich konsolach przez ok. 50 godzin bez przerwy. Aktualnie korzysta z Internetu ok. 1,5 biliona użytkowników na całym świecie, nowoczesne technologie są integralną częścią naszego życia. Staliśmy się globalną wioską, po której informacje rozchodzą się w błyskawicznym tempie. Według Centrum Badań Uzależnień Komputerowych (Computer Addiction Study Center) w Harwardzie pomiędzy 5-10 % użytkowników Internetu jest uzależnionych od sieci. Według ostatnich badań amerykańskich 27% osób badanych poniżej 35 roku życia podało, że sprawdza swoje strony na portalach społecznościowych takich jak Twister czy Facebook częściej niż 10 razy dziennie. 36% procent osób powyżej 35 lat podaje, że sprawdza swoje strony na tych portalach zaraz po tym jak uprawiały seks, podczas gdy 40% w tej samej kategorii wiekowej podaje, że robi to  trakcie prowadzenia samochodu. W literaturze amerykańskiej nadmierne korzystanie z internetu określa się  jako IAD –  uzależnienie od internetu (Internet Addiction Disorder ). Co to jest uzależnienie od Internetu? Pojęcie uzależnienia od Internetu (IAD) jest jeszcze wciąż terminem kontrowersyjnym. Uzależnienie to  nie stanowi oficjalnej jednostki chorobowej uwzględnionej w klasyfikacji zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego DSM-IV. Dla wielu badaczy nie stanowi ono bowiem oddzielnej jednostki chorobowej. Uważają oni, że nadmierne korzystanie z sieci należy traktować jako symptomem innych zaburzeń, takich jak depresja czy zaburzenia lękowe. Czasem wręcz to tylko zachowanie wynikające z  potrzeb związanych z wykonywanym zawodem. Niezależnie od sporów metodologicznych, które być może rozstrzygnięte zostaną za kilka lat, w kolejnej edycji DSM-V (planowanej na 2013 rok),  już teraz  istnieje wiele badań pozwalających wyróżnić różne formy szkodliwego korzystania z Internetu, określanych mniej lub bardziej potocznie jako uzależnienie. Uzależnienie od Internetu może zatem dotyczyć: Diagnoza problemu W 2006 Amerykańskie Towarzystwo Medyczne( American Medical Association) zarekomendowało amerykańskiemu Towarzystwu Psychiatrycznemu (American Psychitaric Association) umieszczenie IAD jako formalnej diagnozy w planowanym  DSM-V. Na potrzeby diagnozy uzależnienia od Internetu  zmodyfikowano kryteria diagnostyczne dotyczące uzależnia od hazardu. Aby zdiagnozować uzależnienie od  Internetu, osoba wykazująca nadmierne zaangażowanie w aktywność w sieci, musi spełnić pięć lub więcej z poniższych kryteriów: Amerykańskie fora internetowe zajmujące się tą problematyką (np. http://psychcentral.com/netaddiction/ ) podają użytkownikom Internetu proste testy, które mają pomóc w rozpoznaniu problemu. Poniżej przykład takiego kwestionariusza (http://psychcentral.com/netaddiction/quiz/) : Kto się uzależnia od Internetu? Początkowo uważano, że uzależnienie od internetu stanowi zagrożenie przede wszystkim dla młodych, introwertycznych mężczyzn. Aktualnie sądzi się, że uzależnić się od korzystania z sieci może każdy, bez związku z płcią wiekiem, wykształceniem czy statusem socjoekonomicznym. Ludzie uzależniają się przede wszystkim korzystając z portali społecznościowych, stron networkingowych (takich jak Facebook, Myspace), czatów, gier on-line, stron z pornografią, portali hazardowych, aukcji internetowych, stron z informacjami. Są one uzależniające ponieważ pozwalają użytkownikom nieustannie komunikować się z setkami jeśli nie wręcz z tysiącami innych odbiorców. Interakcje społeczne do jakich dochodzi w sieci łatwo zaspokajają  potrzeby, których nie zaspokaja realne życie, co podtrzymuje mechanizm korzystania z Internetu. Mózg osoby uzależnionej od Internetu wykazuje podobne zmiany strukturalne jak mózg osoby uzależnionej od środków chemicznych. Większość badań dotyczących korzystania z Internetu opiera się na subiektywnych raportach użytkowników, co za całą pewnością prowadzi do zaniżania podawanych danych, szczególnie jeśli chodzi o korzystanie ze stron pornograficznych.  Według AVN Media Network, sami tylko mieszkańcy Stanów Zjednoczonych wydają rocznie około trzech bilionów dolarów na internetową pornografię. Około 60% ludzi diagnozujących u siebie uzależnienie od Internetu podaje, że korzysta ze stron pornograficznych. Leczenie IAD W Stanie Washington stworzono program powrotu do zdrowia osób uzależnionych od Internetu, o nazwie Restart. To pierwszy tego rodzaju program w USA, choć nie pierwszy na świecie. Już parę lat temu Chiny rozpoznały problem i wprowadziły programy dla młodzieży służące pomocy uzależnionym od gier komputerowych. Jednak mimo tych działań, problem jest wciąż jeszcze słabo rozpoznany i brakuje badań, które mierzyłyby efektywność programów pomocowych. Część profesjonalistów proponuje osobom uzależnionym pełną abstynencję od Internetu. Inni, argumentują, że jest to nierealistyczne, ponieważ jako społeczeństwo jesteśmy coraz bardziej zależni od komputerów min. podczas prowadzenia transakcji handlowych, w edukacji, rozrywce, dostępie do informacji, komunikacji interpersonalnej. Trudno sobie wyobrazić osobę, która umie posługiwać się komputerem i będzie w stanie tego uniknąć w codziennym życiu. Jako realistyczny cel terapii podaje się naukę racjonalnego korzystania z komputera, tak jak to analogicznie stawiają sobie za cel terapeuci osób uzależnionych od jedzenia. Wiele procedur pracy z osobami uzależnionymi od Internetu pochodzi z programów terapeutycznych sprawdzonych w pracy z innymi uzależnieniami, dotyczy to np. pracy w grupach wsparcia. Jeśli osoba uzależniona od  Internetu doświadcza symptomów fizycznych (np. długotrwałego obniżenia nastroju), psychoterapię łączy się terapią farmakologiczną np. lekami antydepresyjnymi. Interwencje psychologiczne w pracy z osobami uzależnionymi od Internetu mają charakter behawioralno-poznawczy i polegają min. na pracy nad zmianą środowiska osoby uzależnionej, tak aby ograniczyć skojarzenia związane z używaniem Internetu , zmniejszaniu wzmocnień pozytywnych jakich dostarczał Internet, nauce identyfikowania uczuć i myśli, które prowadzą do korzystania z sieci. Terapeuci prowadzą też z osobami uzależnionymi od Internetu treningi umiejętności społecznych, coaching i treningi komunikacyjne.   W przypadku, gdy osoba uzależniona od Internetu doświadcza trudności rodzinnych proponuje się terapię par lub rodzinną. Tak jak w przypadku każdego innego uzależnienia, należy liczyć się z dużym ryzykiem nawrotu choroby. Jednym z elementów terapii jest więc praca

Internet – wróg czy przyjaciel? Read More »

Współuzależnione myślenie

Współuzależnienie to termin, który pojawił się w psychologii w latach 70-tych  i służył określeniu sposobu w jaki funkcjonują w relacjach osoby żyjące w rodzinie z problemem alkoholowym. Z czasem znaczenie tego pojęcia rozszerzono jako pewnego rodzaju wzorzec myślenia, czucia i zachowania charakteryzujący osoby, które doświadczyły w swoim dzieciństwie nadużyć ze strony swoich opiekunów, były zaniedbywane, nie otrzymały właściwej ochrony. To drugie rozumienie  pojęcia, lepiej określa termin „współuzależnione myślenie” . Charakteryzuje się ono kilkoma podstawowymi właściwościami.  Trudność w trafnym odczytywaniu własnej wartości Zdrowe poczucie własnej wartości jest realistyczne. Dostrzegamy swoją wyjątkowość i darzymy siebie szacunkiem, ale też widzimy swoje słabe strony i obszary do rozwoju. Trudność w ocenie własnej wartości osoby myślącej we współuzależniony sposób  polega  na doświadczaniu jednej ze skrajności lub też przechodzeniu z bieguna na biegun – od poczucia „bycia nikim”  do stanu megalomanii, czucia się kimś znacząco lepszym i wartościowszym od reszty otoczenia.  Ten ekstremizm i niestabilność  w myśleniu o sobie ma związek z nieustannym porównaniem się z innymi osobami, bazującym bardzo często na zewnętrznych cechach takich jak wygląd, zamożność, znajomości, osiągnięcia własne lub przynależność do znaczącej społecznie rodziny, wykształcenie, osiągnięcia itp. Maria, czterdziestotrzyletnia matka trójki dzieci, ocenia swoją wartość poprzez osiągnięcia swoich dzieci. Kiedy jej najstarszy syn oblał maturę, poczuła się całkowicie bezwartościowa  i „do niczego”. Miała poczucie, że jej syn „odebrał jej szacunek do siebie jako matki”. Bogdan, trzydziestoletni prawnik, zbudował swoje poczucie wartości na randze jaką dawała mu praca w znanej warszawskiej kancelarii. Po nieoczekiwanej  stracie pracy „poczuł się jak mały chłopiec”, nie był w stanie funkcjonować w racjonalny sposób, czuł, że „cały świat się mu zawalił”, a on sam nie reprezentuje nic.      Cieszenie się szacunkiem społecznym jaki dają zewnętrzne atrybuty sukcesu nie jest niczym złym, ale posiadanie ich nie jest tożsame z wartością, którą mamy będąc dzieckiem,  kobietą czy mężczyzną i której nikt nie może nam ani dać ani odebrać. Wartość ta jest nam przypisana jako istotom przychodzącym na ten świat, nasze dokonania zewnętrzne, których ocena zależy w dużym stopniu  od opinii innych, są tylko sposobem w jaki manifestujemy w świecie swoją indywidualność. Definiowanie własnej wartości tylko poprzez pryzmat oceny otoczenia powoduje, że nigdy nie możemy poczuć się bezpiecznie we własnej skórze, każde „wahnięcie” w  ocenie innych powoduje, że „ziemia usuwa się nam spod nóg”. Brakuje nam fundamentów. Trudność w ustalaniu własnych granic Granice są naszym sposobem ochrony siebie. Powstrzymują innych przed nadużywaniem nas, powstrzymują nas przed nadużywaniem innych.  Dotyczą naszego świata wewnętrznego, dzięki nim możemy rozpoznać własne myśli i uczucia od myśli i uczuć innych ludzi. Dotyczą też naszego ciała i przestrzeni, której potrzebujemy dla poczucia komfortu i bezpieczeństwa. Osoba myśląca we współuzależniony sposób  ma problem z odczytywaniem własnych granic, co wiąże się też z trudnością w odczytywaniu granic innych ludzi. Prowadzi to do sytuacji w których albo pozwalamy innym bezkarnie  nadużywać naszego czasu, energii, ciała, przestrzeni albo sami/same robimy to innym, często zależnym od nas ludziom. Osoby, które mają małą świadomość swoich granic miewają często poczucie, że ktoś je poniża lub, że one poniżają innych, mają problem z mówieniem „nie”, doświadczają lęku związanego z bliskością. Trudność w określeniu siebie Nasze „Ja” nie jest czymś stałym, jest raczej procesem w trakcie którego stajemy się powoli całością, przechodząc przez wiele faz przejściowych. Trudność w określeniu siebie polega na braku wiary w to, że etap na jakim jestem, moja rzeczywistość, to czego doświadczam w danym momencie swojego rozwoju jest na tyle ważne, że warto się nad tym pochylić i uszanować to doświadczenie. Trudność w określeniu siebie to pewnego rodzaju nawyk nie kontaktowania się ze swoimi autentycznymi emocjami i myślami. W zamian kierujemy uwagę na zewnątrz lub dostosowujemy odczucia do tego jak wyobrażamy sobie, że powinny one wyglądać. Niektóre osoby mają ten nawyk utrwalony na tyle mocno, że w ogóle nie umieją odczytywać swoich emocji. Kiedy ktoś je np. zezłości doświadczają „niepokoju” albo „zaczyna je boleć brzuch”. Nie są w stanie rozpoznać i nazwać, tego, że czują złość. Inne osoby  umieją poczuć i nazwać swoje autentyczne uczucia, nie pozwalają sobie jednak na to, aby wyrażać je wobec innych. Czując złość np. uśmiechną się i powiedzą „Ależ skądże nie przeszkadza mi, że spóźniłeś się godzinę, poczytałam sobie w tym czasie ciekawą książkę”. Własne emocje mają w wewnętrznym systemie przekonań o wiele mniejszą rangę niż konieczność dbania o pozytywny  odbiór ze strony otoczenia. Trudność w zaspokajaniu swoich potrzeb i pragnień Wszyscy mamy ten sam zestaw potrzeb, niezależnych od naszej woli,  których zaspokojenie jest podstawowym warunkiem dobrego życia. Do potrzeb tych należy wypoczynek, jedzenie, schronienie, czułość fizyczna i emocjonalna, seks, bezpieczeństwo, rozwój i inne.  Potrzeby dzieci zaspokajają początkowo opiekunowie, potem jako dorośli dbamy o to sami. Jeśli nie jesteśmy w stanie sami/same zaopiekować się sobą w jakimś aspekcie, zwracamy się po pomoc do innych, ale to my jesteśmy odpowiedzialni/ne za zauważenie jakieś swojej potrzeby i znalezienie drogi do jej zaspokojenia.  Współuzależnione myślenie wiąże się z trudnością w zaspokajaniu własnych potrzeb. Możemy być nauczeni/czone nie czytać tych potrzeb w ogóle i w związku z tym nie umiemy ich rozpoznawać. Doświadcza się tego, jako po prostu braku potrzeb np. idę do sklepu z intencją kupienia sobie nowego ubrania i czuję, że właściwie to  przecież nic nie potrzebuję, każda nowa rzecz wydaje mi się niepotrzebna, myśli krążą wokół tego co już mam i w co przecież mogę się ubrać. Inne osoby potrafią rozpoznawać potrzeby, ale mają głęboko uwewnętrznione przekonanie, że mówienie o nich i staranie się o ich  zaspokojenie  jest samolubstwem. Źle  świadczy o osobie, która to robi. W milczeniu oczekują od innych odczytania tych potrzeb i zatroszczenia się o nie np. żona nie mówi mężowi, że chce dostawać od niego kwiaty na rocznicę ślubu i złości się, kiedy on ich nie przynosi. Osoby te wolą często ograniczyć siebie, niż prosić o pomoc.  Zaniedbywaniu  swoich potrzeb często towarzyszy uczucie wstydu, że w ogóle coś potrzebuję. Trudność w wyrażaniu swojej rzeczywistości z umiarem Osoba myśląca we współuzależniony sposób ma skłonność do zachowań ekstremalnych. Angażuje się w coś „na całość”, albo  nie podejmuje działań  w ogóle. Jest szczęśliwa albo zrozpaczona.  W depresji albo w „amoku”. Ten brak umiejętności znalezienia środka może dotyczyć

Współuzależnione myślenie Read More »

Utracony świat dzieciństwa

„Co by się stało, gdybym pojawiła się przed wami zła, brzydka, gniewna, zazdrosna, zagubiona? Co stałoby się z waszą miłością? A przecież taka również byłam. Czy oznacza to, że nie kochaliście mnie, lecz jedynie to, co widzieliście? Porządne, godne zaufania, wrażliwe, pełne zrozumienia, wygodne dziecko, które w gruncie rzeczy było kim innym. Co stało się z moim dzieciństwem? Czy nie okradziono mnie z niego? Nie ma już powrotu. Nigdy już tego nie nadrobię. Zawsze byłam tylko małą dorosłą. A moje zdolności – czyż nie wykorzystano ich niegodnie?” (wypowiedź Wewnętrznego  Dziecka, które odnalazła w sobie dorosła kobieta poddająca się terapii) Alice Miller „Dramat udanego dziecka, studia nad powrotem do prawdziwego Ja”    Nowonarodzone dziecko jest całkowicie zależne od potrzeb swoich opiekunów, od ich miłości, czułości i tego czy zechcą w życzliwy sposób o nie zadbać. Przychodzimy na świat z wrodzoną potrzebą szacunku wobec granic naszego ciała, emocji i potrzeb. W tej fazie życia jesteśmy całkowicie bezbronni/nne wobec naszego otoczenia i tego w jaki sposób nasi opiekunowie zaopiekują się tymi właśnie podstawowymi aspektami naszej egzystencji – ciałem, uczuciami i potrzebami. „Trudne dzieciństwo” to  określenie sytuacji w której wzrastaliśmy o otoczeniu dorosłych, którzy z jakiegoś powodu, nie umieli czy nie chcieli, sprostać wymaganiom właściwej opieki nad dzieckiem. To czasem historie w jakiś sposób oczywiste, bo związane z uzależnieniem jednego czy dwójki rodziców, przemocą fizyczną czy seksualną w rodzinie, zaniedbywaniem i opuszczeniem dziecka, poważną chorobą opiekunów, złą sytuacją ekonomiczną rodziny przekładającą się na klimat codziennego życia. To jednak również historie nie „oczywiste”, dotyczące dzieciństwa w rodzinach, w których, na pierwszy rzut oka nie działy się wydarzenia uznawane społecznie za „patologię”. Traumatycznym  dzieciństwem może być wzrastanie w domu w którym rodzice (lub jedno z  nich) nie szanuje podmiotowości dziecka, jego prawa do własnego świata uczuć i decyzji, stosuje przemoc psychiczną np. za pośrednictwem bardzo surowego systemu wychowawczego,  w którym dziecko jest odrzucane przez opiekunów, o ile nie dostosuje się do ich oczekiwań. Jak doświadczenie traumy wpływa na dziecko „Za każdym razem kiedy ojciec przychodził do domu pijany, truchlałem ze strachu i wstydu. Chciałem zapaść się pod ziemię i zniknąć. Pamiętam, że kiedy byłem jeszcze bardzo mały po prostu rozpaczliwie płakałem. Wtedy mama robiła się jeszcze bardziej nerwowa i niespokojna. Szybko odkryłem, że kiedy powstrzymuję łzy i strach, ona czuje się znacznie lepiej. Z czasem wyrosłem na bohatera i  obrońcę mamy, potem innych osób w moim życiu”.         Trauma, to sytuacja która wykracza poza emocjonalne i poznawcze granice poradzenia z sobie i zagraża naszemu przetrwaniu.  Z badań wynika, że dzieci, które doświadczyły sytuacji  kryzysowych posiadają  kilka typowych rysów, określanych jako utrata  radości z życia,pseudodojrzałość,brak gotowości do zabawy,poczucie niskiej wartości,złe  mniemanie o własnych zdolnościach, wycofywanie się z życia społecznego lub otwarta wrogość, złość, która wynika z faktu braku kontroli nad własnym życiem. Tak to wygląda „z zewnątrz”. „W środku” dziecko, które jest bezradne wobec zagrożenia, uczy się odcinać od różnych aspektów siebie – przestaje czuć strach, ból, smutek, zazdrość o rodzeństwo, a nawet ból. W celu przetrwania rozwija w sobie czasem do perfekcji system niedopuszczania do siebie bolesnych emocji i impulsów nie akceptowanych przez otoczenie. Przystosowanie  się do potrzeb i  wymagań rodziców prowadzi do wytworzenia pewnego rodzaju stałego „pancerza”, trwałej „maski”, która z jednej strony gwarantuje nam akceptację rodziców ( niekiedy jest to równoważne z przeżyciem), z drugiej odcina od naszych autentycznych uczuć, impulsów, potrzeb. To co w dzieciństwie służy przetrwaniu, przenosi się jako trwały wzorzec w nasze dorosłe życie. Dorosłe życie skrzywdzonych dzieci     Odrzucone w dzieciństwie uczucia (np. smutek, złość) czy impulsy (np. agresywność, seksualność) co jakiś czas „wypływają na powierzchnię” i robą duże zamieszanie w naszym dorosłym życiu. To zwykle bardzo trudne momenty, w których  tracimy kontakt z naszą racjonalną, przystosowaną stroną i zaczynamy robić czy czuć „dziwne rzeczy” nad którymi nie mamy żadnej kontroli. Łagodna, empatyczna i zawsze otwarta na pomoc całemu światu kobieta może zamieniać się w krytyczną i drażliwą wobec całego otoczenia „zołzę”. Silny i radzący sobie z każdą sytuacją mężczyzna może robić się niebezpiecznie agresywny w stosunku do swojego płaczącego kilkuletniego synka. Zwykle te „przemiany” dzieją się to w sposób nieświadomy.  Nie zauważamy tego momentu w którym nasz „odcięty” fragment usiłuje przedrzeć się do realnego świata, przez co nie jesteśmy w stanie wnieść go w jakikolwiek przytomny sposób do życia. Tę zmianę zauważa nasze otoczenie i często usiłuje nam to zakomunikować, ale są to trudne do przyjęcia informacje. Gdyby kobieta, która nauczyła się być tylko łagodna umiała zaakceptować swoją złość czy siłę i wnosić ją wprost do relacji z innymi,  być może nie musiałaby być złośliwa wobec najbliższych. Gdyby mężczyzna, który nauczył się odcinać od swojej bezbronnej, dziecięcej części zaakceptował ten delikatny  aspekt siebie, być może płacz własnego syna budziłby w nim chęć opieki i przytulenia, a nie gwałtowny gniew. Nasze wyparte i odrzucone w dzieciństwie aspekty potrzebują abyśmy przywołali je do życia, zwykle są nam po prostu desperacko potrzebne. Trudno jest wyobrazić sobie egzystencję bez jednej ręki czy nogi, to samo dotyczy naszej psychiki. Trudno jest żyć bez fragmentu swoje psychiki np. w oderwaniu od swojej siły czy kruchości. Odcinanie się od pewnych aspektów siebie, którego uczymy się w dzieciństwie pochłania bardzo dużo energii psychicznej. Musimy ciągle  kontrolować, czy aby jesteśmy tacy/takie „jak należy”. Toczymy w sobie nieustanną walkę pomiędzy tym co naprawdę czujemy i chcemy, a tym co uważamy, że należy czuć i chcieć. Jakkolwiek  mocno stłumimy swoje dziecięce impulsy,  nie da się do końca pozbyć tęsknoty za utraconą częścią siebie np. swoją spontanicznością, kreatywnością, autonomią, seksualnością czy wojowniczością.  Nieświadomie  kontaktujemy się z tymi „wygnanymi” aspektami poprzez różne zastępcze sposoby – używki, wchodzenie w przypadkowe związki, różne typy nałogów czy przymusowych zachowań. Każde z tych działań w jakiś sposób pozwala nam doświadczyć tego aspektu siebie, z którym nie jesteśmy w stanie skontaktować się w „normalnym” stanie świadomości. Przeszkadza temu  nasza „zbroja” zbudowana w dzieciństwie. Stajemy się dorosłą ofiarą swojego sposobu przetrwania trudnego i traumatycznego dzieciństwa.   Zmiana jest możliwa Przeszłość i nasze zranienia pochodzące tamtych czasów są nieodwracalne. Możemy je opłakiwać jako utracone dzieciństwo. To proces mający w sobie wiele podobieństw do stanu żałoby po stracie realnej, fizycznej

Utracony świat dzieciństwa Read More »

Rodzinne sekrety

Sekrety istnieją w każdym obszarze naszego życia, począwszy od urzędowej klauzuli tajności, po trzymane w ukryciu przed partnerem/ką i otoczeniem zdrady małżeńskie. To, czego nie chcemy  ujawnić światu, nasza „druga twarz”  przeplata się z  „normalnym”  porządkiem dnia, tym co dumą prezentujemy innym jako oficjalny obraz samych siebie…  Niszcząca siła sekretu Tajemnice istnieją w każdej dziedzinie ludzkiego życia, ale mają najbardziej niszczycielską moc wtedy, gdy dotyczą spraw dziejących się w czterech ścianach domu. Rodzina jest teoretycznie systemem służącym wzajemnemu wspieraniu się i to tutaj kształtuje się nasza tożsamość oraz umiejętność bycia w bliskich relacjach z ludźmi przez resztę życia. Jeżeli członkowie rodziny mają między sobą sekrety  lub istnieje zbiorowa tajemnica, którą chroni się przed światem zewnętrznym, prowadzi to do odcięcia się od pewnych aspektów życia przez wszystkie osoby zaangażowane w „spisek”. Przykładem tego typu niszczącej  tajemnicy jest nieujawnianie prawdy o przemocy dziejącej się w rodzinie, uzależnieniu, chorobie psychicznej itp. Tego typy tematy tabu działają jak trucizna na życie emocjonalne członków rodziny. Bardzo często powodują, że dzielą rodzinę „od środka” prowadząc do izolacji poszczególnych osób np. dzieci od rodziców, dzieci od siebie wzajemnie, bliższej rodziny od dalszej rodziny itp. Równie często sekrety uniemożliwiają komunikację ze światem zewnętrznym, skutecznie utrudniają możliwość wchodzenia w bliskie relacje z osobami spoza rodziny i sięganie po pomoc z zewnątrz. Na straży rodzinnej tajemnicy stoją rożne przekonania typu: „Jeśli miałabym powiedzieć komuś o tym, że ojciec pije, zdradziłabym nas wszystkich”, „Nie mam żadnych przyjaciół,  gdybym miał musiałbym zapraszać ich do domu i wtedy zorientowaliby się co się u nas dzieje” , „Wolę nie mówić o tym co robi matka, bo to by ją zabiło” itp.  Każda rodzina ma swój obszar prywatności, który oddziela ją od innych  oraz chroni intymność przed inwazją świata zewnętrznego. Jednak w przypadku niebezpiecznych sekretów, związanych z jakiegoś rodzaju nadużyciami wewnątrz układu rodzinnego, granice te stają się sztywne i nieprzepuszczalne. Przyjaciele, znajomi, służby pomocowe nie są mile widziani, bo ich bliskość grozi ujawnieniem prawdy… Mottem rodziny staje się myśl „nikomu nie mów o naszych sprawach”… Zasada ta powoduje, że członkowie rodziny nie są w stanie, nawet w krytycznych momentach prosić o pomoc kogokolwiek z zewnątrz. Nawet problemy, które w żaden sposób nie dotyczą „tajemnicy”, stają się trudnością nie do przekroczenia, o ile wiążą się z koniecznością skorzystania z pomocy kogoś z zewnątrz.  Sekrety rodziny mogę też ”zamrozić „ rozwój  jednostki, nie dając jej szans na osiągniecie dojrzałości emocjonalnej czy wkroczenie w kolejną fazę życia. Wyobraźmy sobie sytuację w której młody człowiek zostaje wciągnięty w tajemnicę dotyczącą wieloletniego romansu matki, w czasie kiedy usiłuje się wydostać spod wpływu rodziców i zacząć samodzielne życie. Lojalność wobec matki i chęć ochrony ojca przed bolesną prawdą mogą spowodować wewnętrzną konieczność pozostania na lata w rodzinnym domu…        Granica zdrowej tajemnicy Nie wszystkie tajemnice są destrukcyjne dla rodziny, niektóre wydają się być sensowne, a nawet są wręcz niezbędnym elementem  budowania tożsamości związku czy osoby, która je posiada. Kiedy rodzeństwo ma swoje sekrety przed rodzicami , daje im to poczucie bliskości i zacieśnia więź.  Podobnie, tajemnice  młodej pary, których nie ujawnia się przed rodzicami i teściami, służą budowaniu autonomii i niezależności w związku. Granica między tym co służy, a tym co działa niszcząco jest dość płynna. Na pewno destrukcyjne są zawsze  sekrety „dużego kalibru”, dotyczące nadużyć  czy przemocy. Jednak równie niszczące dla życia rodzinnego bywają „małe tajemnice”, wynikające z braku przyzwolenia na autentyczność i indywidualność poszczególnych członków rodziny. Ten rodzaj układu rodzinnego powoduje, że jedynym sposobem jaki przychodzi do głowy matce, która chce się czegoś dowiedzieć się o życiu córki, jest pokątne czytanie  jej pamiętników. W podobnym celu mąż grzebie w pamięci telefonu żony, a  córka  przedstawia X-a jako swojego chłopaka, choć w rzeczywistości spotyka się z Y-kiem. Brak przyzwolenia w rodzinie  na wyrażanie prawdy dotyczącej  tego co się czuje, robi czy wzajemnie od siebie potrzebuje, prowadzi nie tylko do tajemnic, ale także do agresji lub wręcz przeciwnie pogłębia tygodnie milczenia i dystans wobec siebie. Czy warto ujawniać rodzinne sekrety Zazwyczaj istnieje wiele przyczyn dla których decydujemy się milczeć, czasem miesiącami, czasem przez wiele lat. W wielu sytuacjach powodem jest altruistyczne pragnienie ochrony uczuć innych członków rodziny np.  „Nie powiem ojcu o tym co wiem o moim bracie, bo będzie nieszczęśliwy”. Czasami rządzi nami strach , że prawda stanie się przyczyną odrzucenia przez najbliższych czy otoczenie. To czasem realne zagrożenie, czasem tylko nasze wyobrażenie. W przypadkach, w których rodzinna tajemnica wiąże się z aktualnie trwającym uzależnieniem członka rodzinny, przemocą  czy ukrywaną chorobą, wszystkie relacje członków rodziny ulegają głębokiemu przeobrażeniu. Ich życie dostosowuje się do wymogów utrzymywania tajemnicy – siniki tłumaczone są potknięciem się na schodach, nieobecność męża w pracy nagłą chorobą, kłopoty finansowe bezrobociem lub kryzysem ekonomicznym itp. Członkowie rodziny popadają w pewien rodzaj paraliżu, tracą możliwość rozwijania bliskich relacji z innymi  czy pogłębiania związków wewnątrz istniejącego już układu. Jednym z elementów pomocnych w podjęciu decyzji o ujawnieniu rodzinnej tajemnicy  jest dotarcie do motywów dla których milczymy, spojrzenie na nie z innej perspektywy niż przyzwyczailiśmy się patrzeć przez lata np. odmiennie wygląda tajemnica widziana oczami dziecka, dla którego ujawnienie jej stanowi bardzo realne zagrożenie związane z doświadczeniem krzywdy, inaczej oczami dorosłej, niezależnej osoby, która wyrasta z tego dziecka. Bardzo ważnym problemem w pracy terapeutycznej z osobami „spętanymi” rodzinną tajemnicą jest zmiana wielu przekonań. Trzeba uwierzyć, że konfrontacja  z prawdą nie oznacza zdrady wartości rodzinnych, lecz często jest jedyną  ścieżką do uzdrowienia tego, co jeszcze da się uzdrowić. W wielu przypadkach złamanie reguł rodzinnej tajemnicy jest niezbędne dla osiągnięcia poczucia wolności i autonomii członków rodziny. Jednym z bezpiecznych sposobów ułatwienia sobie tego nader trudnego zadania jest wyjawienie długo skrywanej prawdy obiektywnemu słuchaczowi jakim może być zaufany terapeuta/ka, duchowny, lekarz itp. Powierzenie swojego sekretu drugiej osobie, która na pewno nie nadużyje swojej wiedzy, pozwala na pozbycie się poczucia winy i wstydu, odnalezienie akceptacji i współczucia, odkrycie nowych źródeł wsparcia czy siły. Z drugiej jednak strony, dzielenie się prawdą tylko z „profesjonalistą” może nie być wystarczające dla odzyskania rodzinnych więzi zamrożonych przez milczenie. To ważne, aby pomoc z zewnątrz pomogła w przełamaniu oporu związanego z ujawnianiem prawdy, pomogła przyjrzeć się konsekwencjom wyjścia poza

Rodzinne sekrety Read More »

Scroll to Top