Moja matka i ja
Myślałam, że kiedyś „wyrosnę” z żalu i złości, jakie przez całe życie czułam wobec mojej matki. Moje dzieciństwo było smutne i samotne, ciągle byłam dla niej „nie wystarczająco dobra”. Chciałam jej wybaczyć, będąc już dorosłą kobietą, bo bardzo męczyła mnie moja niechęć do niej. Rzeczywiście, kiedy sama stałam się matką, złagodniałam, zaczęłam lepiej rozumieć jej sytuację. Sama była samotną matką, musiała godzić pracę na etacie z opieką nad naszą trójką. Miała naprawdę trudne życie. A jednak nawet teraz, kiedy mam już 37 lat, już” wiem oraz rozumiem”, rozmawiamy przez telefon, a ona jest zainteresowana wszystkimi, poza mną, dostaję szału. Ostatnio podniosłam na nią głos, krzycząc że jest zimna i nic ją nie obchodzi, poza nią samą. Czułam potem ogromny żal do siebie, że tak się zachowałam. Przecież to nie prawda, a poza tym ona taka jest i będzie zawsze… Czego od niej chcę? Dlaczego nie ma we mnie złości na ojca, który nas zostawił, kiedy byłam małą dziewczynką, tylko do niej? Widzę, że to niesprawiedliwe, ale tak jest. (Opowieść Eli lat 37, córki Marii lat 62) Relacje między matkami i córkami bywają niezwykle trudne. Jest w nich wiele paradoksów. Czasem ogromna bliskość przeplata się ze złością i żalem. Czasem relacja jest trudna od samego początku. Czasem najsilniejsze konflikty pojawiają się w okresie dojrzewania córek, kiedy młode kobiety szukają przestrzeni do zbudowania własnej autonomii. To matki wprowadzają nas w naszą kobiecość i przez to one są tymi, które przekazują zestaw sprzecznych ze sobą ograniczeń, za pomocą których nasza kultura definiuje kobiecość . „ Bądź seksowana, ale nie uprawiaj seksu”; „Bądź uczciwa, ale nie rań uczuć innych ludzi”; „Bądź asertywna, ale równocześnie miła i posłuszna”; „Bądź inteligentna , ale nie za bardzo, bo odstraszysz chłopców”; „Jedz zdrowo, ale pilnuj się, żebyś nie była gruba”. Kultura w której żyjemy oczekuje od młodych dziewcząt porzucenia cząstki siebie, uważanej tradycyjnie za „męską”, związaną z siłą, autonomią, wojowniczością, wyrażaniem w otwarty sposób swoich potrzeb i niektórych emocji np. złości. Niestety często posłańcami tego przekazu wobec córek są matki, które w najlepszej intencji, przenoszą własne doświadczenia tego, co to znaczy być kobietą i w jaki sposób należy się dostosowywać do wymagań mężczyzn. Tym samym, wiele matek staje się strażniczkami ograniczeń kulturowych dotyczących młodych kobiet. Spróbujmy wyobrazić sobie matkę, która miałby odwagę wypuścić dorastającą córkę w świat mówiąc : „Wal w życiu śmiało co myślisz”, „Twoje potrzeby są tak samo ważne jak innych, a dla Ciebie najważniejsze”, „Dysponuj swoją seksualnością , należy tylko do ciebie”, „ Twoje ciało jest wspaniałe i nic mu nie brakuje”, „Kobieta ma prawo do swojej łagodności i wściekłości”, „Czystość i porządek w twoim pokoju nie świadczą o twojej wartości” , „Wolno ci pokochać kogo zechcesz”. Brzmi obco! Zwykle przekaz jaki dostajemy od matek jest typu „ucz się, sprzątaj, bądź miła, nie przynieś mi wstydu”. Choć jego źródłem jest kultura i niosą go młodym kobietom wszyscy tj. otoczenie, system edukacji, ojcowie, dalsza rodzina, grupa rówieśnicza , gniew córek kieruje się często głównie przeciwko matkom, bo to one nas kontrolowały, krytykowały, pilnowały… Dwoistość uczuć wobec matki Każda kobieta, kiedyś przestaje być nastolatką, ale nawet kiedy stajemy się dorosłe, doświadczamy dwoistości uczuć wobec swoich matek. Z jednej strony zaczynamy w pewnym momencie rozumieć jej motywy i dojrzale akceptować. Z drugiej strony trudno uwolnić się od dziecięcego gniewu, żalu, smutku czy nieustannego poczucia winy. Kiedy dochodzi się do takiego momentu w życiu, w którym mamy za sobą doświadczenie trudów własnego macierzyństwa, bycia w związku, łączenia ról, czyli wszystkiego tego przez co przeszła nasza własna matka, zaczynamy patrzeć na nią oczami rozumiejącej kobiety. „Tak, teraz wiem, że była ciągle nieobecna, bo nie radziła sobie z ilością obowiązków jakie miała na głowie.” „Tak, teraz rozumiem, że była nieustannie krytyczna wobec mnie, bo chciała żebym miała inne życie niż ona sama.” „ Tak, teraz rozumiem, że urodziła mnie mając 17 lat i nigdy nie pogodziła się z faktem, że macierzyństwo zabrało jej całą młodość.” Dorosłym kawałkiem swojej świadomości jesteśmy w stanie ogarnąć historię własnej matki ze współczuciem, płynącym ze wspólnoty kobiecego doświadczenia. Jednak nasza dziecięca, zraniona część ciągle opłakuje straty. To, że mama nie miała dla mnie czasu, choć miała go dla mojego brata. To, że ciągle mnie sztorcowała i nie była zadowolona z niczego, choć się starałam bardziej niż inni. To, że musiałam być w każdej sytuacji bardziej dorosła niż byłam. Tyle urazów, ile dziecięcych historii… Doświadczenie dziewczynki, które w sobie nosimy, powoduje, że ciągle czekamy, aż mama wreszcie się zmieni i zaopiekuje nami. Ta wewnętrzna, niedokarmiona część nas potrafi latami doprowadzać do wojny z własną matką. To ona wydaje się być odpowiedzialna za nasz głód akceptacji, niepowodzenia w życiu, niskie poczucie własnej wartości, nieudane związki, problemy z depresją… Jedyny problem polega na tym, że kiedy jesteśmy już dorosłymi kobietami, to często my same sobie odmawiamy właściwego pokarmu – jesteśmy zbyt krytyczne dla siebie, nie dajemy sobie prawa do przeżywania pewnych uczuć, zaniedbujemy podstawowe potrzeby, poświęcając się dla innych. Nasza realna, starzejąca się matka z jej zachowaniami, które dobrze znamy od lat, jest już w gruncie rzeczy tylko echem krzywdy, jakiej być może doświadczyłyśmy. W dorosłym życiu, tylko my same możemy zaopiekować się sobą w taki sposób, aby poczuć się kochane, wartościowe i bezpieczne. Dlaczego ojcowie wydają się być lepsi? To paradoks bardzo wielu kobiecych historii, które znam. Niezależnie od tego jak destrukcyjna była rola ojca w rodzinie, np. był alkoholikiem, stosował przemoc, porzucił rodzinę czy też po prostu był nieobecny, bo ciągle pracował, większość żalów jakie nosimy w sercu dosięga matki. Pamięć ojca wydobywa jego pozytywy. Jest tym za którym się tęskni, który mimo, że „nawalał”, to bywał dobrym ojcem, pamiętamy jak kiedyś nas pochwalił, albo dał cenny prezent. Z czasem okazuje się, że łatwiej mu wybaczyć trudne momenty z przeszłości niż matce, która zwykle była tym, jedynym rodzicem trwającym wiernie przy dziecku zawsze, opiekującym się nim, zaspokajającym jego potrzeby. W naszej kulturze oczekiwania dotyczące mężczyzn w obszarze ich funkcjonowania w związkach są znacząco niższe niż oczekiwania dotyczące kobiet. Mężczyzna generalnie wystarczy, że jest „taki jaki jest”. Kobieta musi być „jakaś”. Tę perspektywę mamy wszyscy tak