Siedzisz na pustą kartką, na której masz napisać swój tekst, naszkicować swój projekt, narysować swoją wizję, wyrazić to co myślisz, podjąć decyzję co dalej w życiu… A w środku doświadczasz głuchego milczenia w głowie albo ściśnięcia w brzuchu. Dzieje się to raz, drugi, trzeci. A potem już sama myśl o tym, że będziesz musiała przeżywać tę gehennę po raz kolejny, jest wystarczającym powodem, żeby trzymać się jak najdalej od wszystkiego, co pachnie własną kreatywnością. Kiedy przestaje płynąć twórczość na którą czekamy, pojawia się bezsilność, smutek, złość, lęk. Czasem nazywamy ten stan pustką, chociaż nie ma w tym ciszy. Zanurzając się głębiej w to doświadczenie, może usłyszymy w swojej głowie chór głosów. „Teraz pokaż co potrafisz, zrób wreszcie coś dobrego!”, „Jesteś przeciętna, przecież to banał”, „ Szkoda czasu na tę amatorszczyznę, lepiej zajmij się czymś pożytecznym”, „To na pewno nikomu się nie spodoba”. Znasz ten stan?
Czymkolwiek jest twórczość, którą chcemy zaprosić do naszego życia, wymaga ona miłości, wsparcia i akceptacji zarówno ze strony innych, jak i nas samych. Może nawet przede wszystkim nas samych. Wszystkie byłyśmy kiedyś artystkami. Performerkami i kreatorkami zaskakujących wydarzeń. Nieprzewidywalnymi ogrodniczkami. Zaskakującymi projektantkami mody. Twórczyniami przedziwnych potraw z liści, błota i kamieni. Długo można by wyliczać talenty małych dziewczynek. Żeby to sobie uświadomić, warto przywołać wspomnienia z dzieciństwa. Czasem trzeba po nie sięgnąć naprawdę daleko w przeszłość. Przypomnieć sobie czasy, kiedy jako dzieci nie wiedziałyśmy jeszcze, że to co wyrażamy musi się podobać innym, być w „dobrym guście” i „na poziomie”. Trzeba cofnąć się do momentu w którym wyrażanie na zewnątrz tego co czujemy, myślimy, chcemy, uważamy za słuszne albo zabawne było dziecięcą, nieocenzurowaną oczywistością. Kiedy bez poczucia zażenowania rysowałyśmy głowonogi oznaczające mamę albo tatę, tańczyłyśmy na trawniku z radości, że spadł wiosenny deszcz, układałyśmy w pudle po butach klocki i wierzyłyśmy, że to prawdziwy dom dla lalek.
Twórczość, rozumiana jako możliwość wyrażenia, w unikalny i niepowtarzalny sposób, swojego sposobu doświadczania świata, jest wrodzonym darem z którym się rodzimy. Jedni mają tego daru więcej, inni mniej, ale patrząc na bawiące się małe dzieci, wykluczam możliwość, że można go nie mieć w ogóle. Kreatywność nie jest właściwością wybrańców losu. Posiadamy tę właściwość wszyscy. Zwykle posiadamy talenty w jednej lub kilku obszarach. Ale ten „jeden lub kilka” obszarów to cały kosmos możliwości wyrażania siebie w wyjątkowy i niepowtarzalny sposób. Większość dorosłych sądzi, że nie jest zdolna do twórczości w ogóle lub prawie w ogóle. Jak to się dzieje? Gdzie i kiedy gubimy nasze unikalne dary?
Krytyk wewnętrzny – przekonania od których zamarza twórczość
Niezależnie od tego jak bardzo byłyśmy kochane oraz wspierane w dzieciństwie i tak prędzej czy później nauczymy się porównywania z innymi, oceniania samej siebie, krytyki. To tylko kwestia miejsca i czasu – dla jednych źródłem może być dom, dla innych przedszkole, szkoła podstawowa czy kolejne szczeble edukacji. System wychowania, przez który przechodzimy, wszyscy bez wyjątków, zbudowany jest na zakazach, które mówią nam czego nie powinniśmy robić i jak powinnyśmy postępować. W miejsce dziecięcego, odważnego eksperymentowania z nowym, nowatorskich pytań prowokujących twórcze poszukiwania, niezależnych sądów i opinii, odważnego sięgania po własną perspektywę uczymy się hamowania własnej inwencji, kontrolowania własnej nieprzewidywalności, aby nie naraziła nas na pośmiewisko, podporządkowywania autorytetom i utartym kanonom. Nasza twórcza energia zamieniana jest w energię wewnętrznej krytyki. Kulturowy system wychowania i edukacji z jednej strony daje nam liczne umiejętności, z drugiej zabija indywidualność.
Zwykle przekonania, które blokują naszą kreatywność są w miarę stałe i dobrze je znamy. Uważamy je za obiektywną prawdę na swój temat i nawet nie próbujemy udowadniać samym sobie czy innym, że jest inaczej. Po prostu przestajemy tworzyć i pozostaje nam tylko trudna do zdefiniowania tęsknota.
Przekonania podważające wartość są tylko jedną z możliwych prawd na nasz temat. Zawsze istnieje wiele innych perspektyw. To od czego można zacząć odgrzebywanie zasypanego źródła kreatywności, to od uzmysłowienia sobie jakimi przekonaniami na temat własnych możliwości karmię siebie na co dzień. Sprawdź czy poniższa wyliczanka nie dotyczy także ciebie: „Jestem beznadziejna, inni są lepsi”, „Tworzyć mogą tylko wyjątkowe osoby, ja jestem przeciętna”, „Nie umiem rysować, śpiewać, itp.”, „Nie wolno mi się pomylić, pomyłka potwierdzi, że jestem do niczego”, „Muszę być idealna, to co tworzę musi być wspaniałe”, „Nie ma we mnie nic ciekawego co warto pokazywać ludziom”, „Jeśli nie będę najlepsza, wolę nawet nie próbować”, „Na pewno mnie wyśmieją”, „Nie ma we mnie nic oryginalnego, jestem tylko kopistką”.
Przekonania te nazywa się w psychologii procesu „wewnętrznym krytykiem”. Pojawienie się krytyka łatwo rozpoznać po spadku energii, nagłym poczuciu wstydu, zażenowania, lęku, pustce w głowie, poczuciu bezwartościowości.
Powrót do źródła
Istnieje wiele sposobów przekraczania blokad oddzielających nas od własnej twórczości. Różne podejścia psychologiczne podejmują się zadania „rozbrojenia” krytyka na swój własny, twórczy sposób. Nurt poznawczy uczy podważania krzywdzących nas przekonań przy użyciu metod racjonalnego myślenia oraz szukania ich pozytywnych alternatyw. Praca z procesem pomaga w transformowaniu energii uwięzionej w krytyce i pokazuje jak wykorzystywać ją w codziennym życiu w inny niż dotychczas sposób. Nurt terapii przez sztukę jest jak pomost służący przechodzeniu na drugi brzeg rzeki i pozwala bezpośrednio powrócić do stanu dziecięcej, spontanicznej kreatywności. To tylko wybrane przykłady, jest ich o wiele więcej.
Niezależnie od drogi jaką wybierzemy, powrót do źródła jest możliwy w każdym wieku i dla każdej osoby, która ma taką wolę. Wymaga to pewnej pracy na sobą, ponieważ praktykowane przez lata blokowanie kreatywności jest silnie utrwalonym nawykiem. Można go zmienić, ale wymaga to pogłębienia kontaktu ze sobą na tyle, żeby rozróżniać różne nieświadome systemy przekonań, które usiłują rządzić naszym życiem min. rozpoznawać głos krytyka. Wymaga też praktykowania, próbowania nowego, szukania sposobów wyrażania siebie i wybierania spośród nich tych, które są nam najbliższe. Czasem wiąże się ze zmianą otoczenia zewnętrznego. Trudno bowiem czuć się wolną i spontaniczną, kiedy otaczają nas ludzie nastawieni na podważanie naszego poczucia własnej wartości, pozbawieni szacunku wobec indywidualności i odmienności innych.
Odzyskanie kontaktu z własną kreatywnością nie musi oznaczać tego, że staniemy się wszystkie pisarkami i malarkami. Może świat wyglądałby trochę inaczej, gdyby tak było, ale kreatywność jest zbyt nieprzewidywalna, żeby zmieścić się w jakimkolwiek, nawet najbardziej pozytywnym scenariuszu. Uwolniona twórczość pozwala po prostu poczuć się swobodnie we własnej skórze. Stwarza przestrzeń do eksperymentowania kim chcę być i jaka pragnę się stawać. Pomaga odnaleźć swoją niepowtarzalność i wnosić ją do świata, czymkolwiek ona jest – marzeniem o byciu matką, stworzeniem własnej firmy, pomalowaniem ścian na ukochany kolor. Odzyskiwanie kontaktu w własną kreatywnością to droga to pełniejszego życia.
Zajmuję się terapią indywidualną, terapią grupową, warsztatami rozwojowymi dla kobiet, prowadzeniem superwizji i szkoleniami w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Jestem z wykształcenia psycholożką, ukończyłam Wydział Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. W terapii łączę kilka nurtów: psychologię procesu, arteterapię, focusing, EMDR, brainspotting oraz jogę. Jestem superwizorką w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego i Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”.