Jesteśmy parą od prawie 5 lat i większość tego czasu byliśmy tylko we dwoje. Kiedy skończyłam 30 lat, a Wojtek 32 pojawił się nasz upragniony synek, który przyszedł na świat 2 miesiące przed terminem. Przeżyliśmy wspólnie wiele trudnych chwil, na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Na mnie spadł nawał codziennych obowiązków domowych, na Wojtka w dużej mierze odpowiedzialność za finanse (przed porodem pracowałam zawodowo, mieliśmy porównywalne pensje). To wszystko nas chyba przerosło… Często się kłócimy o drobiazgi, jesteśmy wobec siebie krytyczni, już zapomniałam co to jest romantyczny wieczór we dwoje. Przykro mi, bo dawniej Wojtek nieba by mi przychylił, a teraz gdzieś to wszystko prysnęło. Nie wiem czym to jest spowodowane, może jak wrócę do pracy wszystko się ułoży?
Miało być tak wspaniale, dlaczego więc jest źle…
Do narodzin oczekiwanego, pierwszego dziecka w związku bywa zwykle dobrze. Kryzys, jaki pojawia się w małżeństwie po porodzie jest często dla młodych rodziców nieprzyjemnym zaskoczeniem. Miało być w końcu lepiej, a nie gorzej…Według badań amerykańskich psychoterapeutów J.J. Gottmanów, ok. 70% par skarży się na spadek satysfakcji z małżeństwa w ciągu pierwszych 12 miesięcy po przyjściu na świat pierwszego dziecka. Zakrawa na paradoks fakt, że większość par równocześnie pragnęła dziecka , było ono „owocem ich miłości”, oczekiwano na nie często z dużą niecierpliwością. Miało być tak wspaniale, dlaczego więc jest źle…Powodów kryzysu w związku po narodzinach pierwszego dziecka jest kilka. Trudne momenty mogą pojawić się z powodu stresu spowodowanego zmianą stylu życia, zmęczeniem fizycznym, ciągłym brakiem czasu dla siebie. Do tego dochodzi też poczucie odpowiedzialności za dziecko, co samo w sobie może przerastać siły młodych rodziców oraz zmiana statusu materialnego rodziny (na jakiś czas odpadają zarobki kobiety, ciężar utrzymania domu spada na barki mężczyzny). Ciężarem mogą stać się kwestie logistyczne. Mieszkanie we dwójkę w małym mieszkaniu na czwartym piętrze bez windy nie stanowi problemu dla pary młodych ludzi bez dziecka, dla pary z dzieckiem potrafi zamienić się w koszmar.
Jak rodzice to już nie kochankowie
Nieporozumienia i konflikty pojawiają się w życiu „dziennym” i „nocnym”. W gruncie rzeczy, dopóki nie staniemy wobec doświadczenia rodzicielstwa, nie poznamy też swoich reakcji na tę sytuację. Jak byśmy się do tego nie przygotowywali teoretycznie (co jest bardzo słuszne) i tak pozostaną one całkowicie nieprzewidywalne… Młoda mama może czuć się po porodzie nieatrakcyjna fizycznie dla swojego partnera, bo jej ciało przejściowo wygląda inaczej niż przed macierzyństwem. Młody tata może mieć realną trudność w zaakceptowaniu tej zmiany i przeżywać w związku z nią wiele trudnych emocji. Nasze uczucia mają bezpośrednie przełożenie na poziom libido, energia seksualna nie jest oderwana od sfery emocji. Ma na nią też ogromny wpływ stan fizyczny ciała – kiedy jesteśmy zmęczone/ni, przeciążone/ni, przytłoczone/ni odpowiedzialnością i obowiązkami, po prostu brakuje już energii nawet do tego, żeby doświadczyć przyjemności. Czasem dochodzą też bardzo realne problemy typu życie w jednym pokoju z dzieckiem, brak intymności, ciągła czujność czy maleństwo się nie obudzi… Seks przynosi wiele doznań zmysłowych, ale pełni w związku też funkcje całkowicie „aseksulane”. Jest źródłem wzajemnego wsparcia, daje poczucie bezpieczeństwa, jest sposobem na okazywanie wzajemnej akceptacji, czułości, bliskości. Nie musi tak być, ale kiedy następuje nawet czasowy kryzys w tym obszarze, partnerzy/ki mogą odczuwać brak miłości i mogą obwiniać o kryzys dziecko. Czasami stroną, która mocniej odczuwa spadek libido jest kobieta, czasami mężczyzna. Nie ma w tym względzie żadnej reguły. Zwykle jest to reakcja przejściowa, ale aby druga strona przetrwała poczucie straty i braku, trzeba o tym jak najwięcej otwarcie rozmawiać.
Zmęczenie i stres
Młodzi rodzice, którzy wcześniej zajmowali się głownie sami sobą oraz wspólnymi przyjemności, teraz zaczynają zmagać się z nowymi dla siebie problemami. Całodobowa opieka nad dzieckiem to bardzo ciężka praca. Młoda matka, mimo, że pragnęła dziecka, może na początku macierzyństwa czuć się opuszczona, zamknięta „jak w więzieniu”, przegrana zawodowo, niedoceniona, pozbawiona kobiecej atrakcyjności. Do tego doświadcza wyczerpania, braku snu, większej niż dotychczas zależności. Z jej perspektywy partner, który co rano wychodzi do pracy i wraca do domu późnym popołudniem, ma wszystko czego jej brakuje. Wolność, autonomię, rozwój zawodowy. Tymczasem on czuje się często odrzucony przez partnerkę, która skupia swoją uwagę na dziecku, przygnieciony odpowiedzialnością finansową za dom, marzy o swobodzie z czasów kawalerskich. Z jego perspektywy to ona ma wszystko czego mu brakuje. Nie musi chodzić do pracy, ma na co dzień kontakt z dzieckiem, nikt nie oczekuje od niej w tym momencie wysokiej pensji potrzebnej do spłaty kredytu. Łatwo jest się w tym momencie rozminąć w związku. „Co ty robisz całymi dniami, jaki tu bałagan?!” , „Jesteś cały dzień w pracy i w niczym mi nie pomagasz!” – źródłem konfliktu może być wszystko, najmniejszy drobiazg w zachowaniu drugiej strony. Mężczyzna i kobieta po przyjściu na świat pierwszego dziecka są zwykle zbyt mocno przeciążeni, tyle że w zupełnie inny sposób. To co nieco pomaga to ustalenie zasad, które pozwolą wprowadzić nieco porządku w ten codzienny chaos np. po godzinnej drzemce, w miarę wypoczęty tata zajmuje się dzieckiem, aż do wieczora, a w tym czasie mama ma czas na swoje sprawy np. kąpiel, telefon do koleżanki, cokolwiek co da jej trochę przestrzeni i oddechu. Kobiety w naszych czasach bardzo boleśnie odczuwają ograniczenie własnej wolności, bo wiedzą już, że mają do niej prawo i korzystają z tego. Wejście w macierzyńską rutynę przewijania, karmienia, sprzątania, gotowania bywa doświadczane bardzo traumatycznie. Wsparcie psychiczne partnera i jego konkretna pomoc w domowych obowiązkach pomaga wyjść kobiecie z poporodowego dołka. Docenienie wysiłku partnera i ciężaru odpowiedzialności jaki niesie, pozwala mężczyźnie czuć się ważnym w rodzinie.
Jak nie zwariować?
Wątpię czy istnieje możliwość przeżycia zmiany w związku związanej z narodzinami pierwszego dziecka, która byłaby całkowicie bezbolesna. Teoretycznie istnieje możliwość, w praktyce nie spotkałam się z takim cudem. Możemy jednak zrobić wiele, aby to doświadczenie było maksymalnie konstruktywne i budujące dla relacji.
1. Rozwijajcie swoją przyjaźń. Małżonkowie, którzy się przyjaźnią, lubią i dobrze znają lepiej znoszą wszelkie kryzysy (również ten związany z rodzicielstwem). Rozmawiajcie o swoich potrzebach, marzeniach, nadziejach i niepokojach. Łatwiej wtedy będzie zrozumieć się wzajemnie i pogodzić różne perspektywy.
2. Wymieniajcie się rolami. Utknięcie w jednej, sztywnej roli jest destrukcyjne zarówno dla mężczyzny jak i kobiety. Wymieniajcie się rolami. Niech tata „matkuje” zajmując się dzieckiem i domem, mama „ojcuje” wychodząc do świata, podejmując jakąś aktywność w obszarze pozarodzinnym. To daje dużo oddechu i pozwala lepiej zrozumieć perspektywę drugiej strony.
3. Rodzic też człowiek, musi odpocząć. To bardzo ważne, by mama mogła od czasu do czasu (najlepiej systematycznie) zostać całkowicie wyręczona przez męża w opiece nad dzieckiem. Równie ważne są potrzeby taty. Wychodzenie do pracy wprawdzie „odświeża” go na sprawy domu, ale czasem on sam też potrzebuje zrobić coś tylko dla siebie.
4. Znajdźcie czas dla związku. Po narodzinach dziecka, związek jest zwykle na ostatnim miejscu. Wydaje się, że „może poczekać”, ale to złudzenie. Najlepszym wyposażeniem jakie możemy dać dziecku to silna więź między rodzicami. To nie muszą być randki stulecia, ale zwykłe, codzienne 10 minut, które spędzicie tylko ze sobą. Jeśli uda się już zostawić dziecko pod czyjąś opieką, zróbcie coś tylko dla was dwojga.
5. Potwierdzajcie wzajemnie swoją wartość. Kryzys to nie jest czas w którym jest łatwo, ale paradoksalnie jest on szansą na umocnienie związku. Wspierajcie się wzajemnie, aby dobrze przeżyć ten czas. Powiedz mężowi, że widzisz, jak dobrym jest ojcem i jak jest dla ciebie ważny. Powiedz żonie, jaką wydaje ci się opiekuńczą matką i jaka jest atrakcyjna. Ten rodzaj wzajemnego wsparcia pozwala wspólnie przeżyć czasową rewolucję jaką są narodziny dziecka. Jeśli Wam się to uda, za osiemnaście lat będziecie z nostalgią wspominać czasy, kiedy wasz maturzysta/ka była maleństwem, które właśnie przywieźliście ze szpitala…
Zajmuję się terapią indywidualną, terapią grupową, warsztatami rozwojowymi dla kobiet, prowadzeniem superwizji i szkoleniami w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Jestem z wykształcenia psycholożką, ukończyłam Wydział Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. W terapii łączę kilka nurtów: psychologię procesu, arteterapię, focusing, EMDR, brainspotting oraz jogę. Jestem superwizorką w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego i Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”.