Artykuły

Narcyz czyli mężczyzna, który kocha siebie zbyt mocno

„Przyciąga do siebie kobiety jak magnes. Bez najmniejszego wysiłku okręca je sobie wokół palca. Jego wystudiowana pewność siebie, przekonanie o własnej wartości, dyskretne acz zauważalne sygnały świadczące o sukcesie życiowym i osiągniętej pozycji zawodowej, są wprost zniewalające.  Nigdy nie mówi, że coś zepsuł, nie usłyszysz od niego także, że zawdzięcza swoją posadę komuś innemu, albo że ktoś wie coś lepiej niż on… Narcyz osiąga wszystko sam i nie ma cienia wątpliwości co do swoich możliwości w tym zakresie. Jest w tym tak autentyczny, że wierzą wszyscy. Dopiero po jakimś czasie pojawiają się wątpliwości… „ Początek relacji z mężczyzną-narcyzem Początek relacji zwykle wygląda tak samo. Mężczyzna, którego poznajesz emanuje blaskiem, jest czarujący, imponuje swoją charyzmą, pewnością siebie, poczuciem humoru i towarzyskiej swobody. Zwykle bardzo dba o swój wizerunek i jest po prostu zadbany. Bije z niego siła z jaką idzie przez życie, co czyni go niezwykle seksownym. Jeśli zechciał nawiązać z Tobą relację szybko sprawi, że poczujesz się wybrana niczym dama dworu na której spoczął wzrok króla… Uwielbiasz spędzać z nim czas, wsłuchujesz się w każde jego słowo, które wymawia z wdziękiem i które brzmi za każdym razem jak wyraz dojrzałości, erudycji i humoru. Zaczynasz mieć poczucie, że w twoim życiu pojawiło się objawienie… Nie jesteś w stanie oderwać wzroku od jego uśmiechu , jego wyrazistych oczu, jego silnej sylwetki. Za chwilę nie jesteś już w stanie nie myśleć o nim. Czasem pojawia się w głowie kłopotliwa myśl „Jak takie cudo uchowało się samo na tym świecie?”. Ale mężczyzna uprzedza tę wątpliwość. Mówi lakonicznie o byłej partnerce, że owszem coś tam się zdarzyło, ale to nieistotne, byli bardzo młodzi, różnica charakterów, ona była bardzo dominująca, rozeszli się. A teraz nadszedł dla niego czas wielkiej miłości. Trudno nie utonąć w uczuciach. Wydaje się, że mężczyzna ten ma wszystko czego tylko można pragnąć kobieta. U jego boku można poczuć się jak królowa… Rozwój wydarzeń Od chwili, kiedy stajesz się zależna w jakikolwiek sposób np. zakochujesz się, zachodzisz w ciążę, bierzecie ślub, wasza relacja zaczyna się zmieniać. Król zaczyna wymagać, stawiać warunki, robi się krytyczny. Oczywiście wszystko dzieje się z wysoką kulturą, tak że trudno się w tym dopatrzeć manipulacji czy walki o władzę i kontrolę. Najczęściej kobieta-ofiara nie jest w stanie dostrzec prawdziwych intencji partnera, poddaje mu się całkowicie, ufa jego perspektywie, stara się zmienić siebie „zgodnie z instrukcjami”. Wierzy w jego każde słowo, spełnia jego zachcianki, oddaje mu się w pełni. W momentach konfliktu myśli :„No rzeczywiście jestem zbyt wymagająca i egoistyczna oczekując, że będzie zawsze przychodził na noc do naszego wspólnego mieszkania. Przecież on musi mieć autonomię i po prostu był w pracy” . Po chwili uniesienia , kobieta przeprasza, że była „zbyt zaślepiona swoim egoizmem”. A poza tym, mężczyzna nie może tyle robić w domu, ile ona chce. W końcu jest ekspertem wysokiej klasy w swojej dziedzinie (to często fakt!), musi się rozwijać i wcale nie leży na kanapie przed telewizorem (jak twierdzi kobieta), tylko właśnie się rozwija. Kobieta sama niech zajmie się dziećmi. On może pójść z nimi w niedzielę na spacer do fajnej knajpy, którą lubi, no bo nie na plac zabaw, który jest przecież beznadziejnie nudny. Kobieta dowiaduje się, że słabo sprząta, nie jest już atrakcyjna, jako matka słabo się wyrabia, jej kariera to nic takiego. Właściwie w to wierzy, bo mężczyzna przecież wie co mówi. Po każdej awanturze, kiedy odważa się protestować, kobieta czuje winę i wstyd,  zawsze pierwsza wyciąga dłoń na zgodę. On łaskawie przyjmuje… Ewentualne scenariusze rozwoju wypadków Narcyz jest w związku z kobietą dopóki sam zechce. Z pewnością nie będzie zmuszał siebie do niczego co mu nie służy. Jeżeli uzna, że wasza relacja nie jest mu w stanie przynieść już żadnych korzyści po prostu ją zerwie. Zrobi to szybko. Nagle dowiesz się, że u jego boku jest inna kobieta, bez której jego życie „nie ma sensu” i on po prostu odchodzi. Bardzo cię prosi, żebyś „nie histeryzowała” bo to ty zniszczyłaś wasz związek. Byłaś bez polotu i wiecznie niezadowolona. On będzie żył nadal w blasku zachwytu kolejnej kobiety, szczęśliwy, pewny siebie i swojej wyjątkowości, podczas gdy ty będziesz się zastanawiała: co złego zrobiłaś, że wasz cudowny związek rozpadł się, dlaczego on tak się zachował, w czym ta nowa kobieta jest lepsza itp. Inna opcja, to wspólne trwanie, ale oczywiście na jego zasadach. Ty masz się zmienić, aby wasz związek zaczął dobrze funkcjonować.  Może zdecydujesz się na podjęcie własnej terapii, żeby odkryć jak mogłabyś być stać się lepsza i bardziej dopasowana do jego potrzeb oraz wymagań. Generalnie trudno im sprostać zwykłej śmiertelniczce, ale często podejmujesz tę próbę, żeby nie stracić swojego związku. Jednak nawet jeśli relacja trwa (nie odszedł z nową miłością swojego życia, wybrał ciebie) nigdy nie czujesz się do końca bezpiecznie, zawsze może się okazać, że brakuje ci czegoś tak kluczowego, że on już nie może wytrzymać… Jak rozpoznać mężczyznę narcyza? Mężczyzna-narcyz nie liczy się z uczuciami drugiej osoby, dla niego każda relacja jest formą podkreślania swojej wartości. Zadaje się tylko z takimi osobami, które w danym momencie są mu potrzebne . Z kobietami, które podnoszą jego rangę, ze znajomymi, którzy się „liczą”, z ludźmi, którzy znaleźli się na „topie” itp. Związek z narcyzem jest jednostronny: ty dajesz, on bierze ( choć początkowo może ci się wydawać, że jest inaczej). Z czasem jednak , nawet jeśli tego nie dostrzegasz, to zaczynasz czuć, że relacja ta jest dla ciebie wyniszczająca i wymaga zbyt dużo energii. Narcyz kocha tylko i wyłącznie siebie, tobie na pewno nie uda się tego zmienić. Osoby narcystyczne nie umieją budować autentycznych relacji z innymi ludźmi. W dużej mierze wynika to z ich egocentrycznej postawy, ale także i rzeczywistego poczucia niższości. Narcyz jest wiecznym aktorem, który żywi się podziwem każdej osoby, którą napotyka na swojej drodze. Cały czas poszukuje potwierdzenia swojej wielkości i wyjątkowości, a tylko drugi człowiek może mu ją dać. Narcyz sam z siebie nie czuje się niesamowity i cudowny, więc ciągle szuka potwierdzenia w oczach innych. To nie kończy się nigdy. Jak rozpoznać mężczyznę – narcyza? Jeśli szukasz sygnałów ostrzegawczych, to kieruj się wszystkimi, które będą

Narcyz czyli mężczyzna, który kocha siebie zbyt mocno Read More »

Wstyd i depresja u mężczyzn

„Wolimy nie dostrzegać depresji u mężczyzn, ponieważ choroba ta jest spostrzegana jako niemęska. W przekonaniu wielu osób oznacza podwójne piętno: choroby psychicznej i „kobiecej emocjonalności”… Mężczyzna postrzega depresję jako stan kompromitujący i zawstydzający, więc najczęściej pozostaje nierozpoznana ani przez niego, ani przez jego otoczenie.”Terrence Real „Nie chcę o tym mówić” Trauma a depresja Doświadczenie nadużyć w dzieciństwie prowadzi od utraty kontaktu ze swoją delikatną, dziecięcą częścią, która musi „schować” się przytłoczona bolesnymi uczuciami strachu, złości, bólu czy wstydu, które są nie możliwe do udźwignięcia przez dziecko. To „odszczepienie” pozwala mu przetrwać, ale z czasem może prowadzić do rozwoju depresji (w dzieciństwie lub dorosłym życiu). Często czynnikiem wyzwalającym depresję jest jakiś rodzaj sytuacji kryzysowej w życiu np. utrata pracy, choroba, rozwód, narodziny lub odejście z domu dziecka itp. Kryzys jest normalną częścią życia i dla każdego jest trudny, jednak osoby, które nie mają za sobą doświadczenia nadużycia są w stanie zmobilizować wewnętrzne zasoby pozwalające przebudować życie i „pozbierać” się. Osoby, które noszą w sobie wewnętrzną ranę z dzieciństwa mają o wiele trudniej… Trauma doświadczona w przeszłości może mieć charakter przemocy aktywnej – np. bicia, nadużycia seksualnego, krzyku i nieustannej krytyki lub przemocy biernej, polegającej na zaniedbywaniu dziecka (np. z powodu problemu alkoholowego czy choroby psychicznej opiekunów), braku właściwej opieki i uwagi ze strony opiekunów, lekceważeniu podstawowych potrzeb dziecka (np. bezpieczeństwa, rozwoju intelektualnego i emocjonalnego, snu, jedzenia itp.). Trauma może też być wynikiem poważnej straty w dzieciństwie np. śmierci rodzica i braku wsparcia w przejściu przez dziecko przez doświadczenie żałoby. Wiele osób racjonalizuje bolesne doświadczenia z przeszłości, uważając, że „nie ma co rozpamiętywać”. Niestety (albo może na szczęście) nasz mózg jest tak skonstruowany, że pamięta wszystkie nasze ważne doświadczenia, i te dobre i te złe…   „Kobieca” i „męska” depresja Depresja jest w języku psychiatrii określana jako zaburzenie afektywne, czyli dotyczące funkcjonowania naszych emocji. Uważa się, że podatność na depresję jest dziedziczona genetycznie i nie ma związku z płcią. Trauma jest tym czynnikiem, który „uaktywnia” tę predyspozycję biologiczną i tutaj płeć zaczyna mieć znaczenie. Reakcja na nadużycia jakich doświadczamy w naszym rozwoju różni się w zależności od tego czy urodziliśmy się jako chłopiec czy dziewczynka. W naszej kulturze inaczej wygląda socjalizacja obydwu płci, wobec czego krzywda jakiej doświadczamy (która w efekcie może prowadzi do rozwinięcia się depresji) wywołuje inny rodzaj reakcji emocjonalnej. Dziewczynki, jak pokazują liczne badania, od pierwszych chwil życia są zachęcane do komunikacji, kontaktowania się z innymi, wyrażania swoich emocji (poza „złością, która piękności szkodzi”), pielęgnowania relacji z innymi. Blokowana jest natomiast dziewczęca asertywność, funkcjonowanie w obszarze pozarodzinnym, autonomia. Chłopców socjalizuje się odmiennie , wspierając ich indywidualizm, asertywne „ja” i niezależność, hamując natomiast emocjonalność, wrażliwość, umiejętność podtrzymywania więzi z innymi. W reakcji na nadużycie osoby o odmiennej płci reagują odmiennie. W sytuacji traumy, dziewczynki i kobiety mają skłonność do internalizowania złości i poczucia krzywdy, obwiniania samych siebie, zamykania się ze swoim cierpieniem. Jeśli doświadczają depresji, to charakteryzuje się ona „jawnością” – oczywistym dla otoczenia poczuciem cierpienia osoby chorej, utratą możliwości komunikowania się ze światem zewnętrznym i sięgnięcia po pomoc. W przypadku chłopców i mężczyzn, reakcja na traumę ma inny przebieg. „ Męską” reakcją na nadużycie jest eksternalizacja gniewu i cierpienia, wyrzucanie go na zewnątrz, rozwinięcie wewnętrznego systemu przekonań obwiniającego innych i prowadzącego do krzywdzących zachowań w świecie zewnętrznym poprzez np. agresję i odreagowywanie wobec rodziny czy sięganie po używki. Zraniona w dzieciństwie dziewczynka zwykle rani potem głównie samą siebie, zraniony chłopiec może wyrosnąć na zagrożenie dla swojego otoczenia. Trauma może być bardzo podobna, reakcja biegunowo różna…Kolejna różnica polega na tym, że depresja w wersji „kobiecej” (zinternalizowanego, jawnego cierpienia) jest już w naszych czasach dość dobrze rozpoznawana i diagnozowana zarówno przez otoczenie, osobę cierpiącą jak i służby pomocowe (psychologów, psychiatrów itp.), depresja w wydaniu „męskim” (eksternalizowane, niejawne cierpienie) wyrażająca się np. poprzez uzależnienia, stosowanie przemocy w rodzinie, pracoholizm itp. jest rozpoznawana bardzo  rzadko… Depresja rozpoznana może być z dużym sukcesem leczona, psychoterapia połączona z farmakoterapią daje 80-90% wyleczeń. Depresja nierozpoznana nie jest leczona w ogóle. Nierozpoznana, ukryta pod różnymi destrukcyjnymi zachowaniami depresja , może oczywiście także pojawić się u kobiet, jednak znacząco częściej jest problemem mężczyzn. Nie nazwana po imieniu, nie leczona, trwająca wiele lat i narażająca mężczyzn i ich otoczenie na bardzo poważne szkody… Jak rozpoznać depresję Jawna depresja bywa często nierozpoznawana u mężczyzn, z powodu stereotypowego myślenia na temat męskości i przypisywania tego zaburzenia (także przez służby pomocowe) głównie kobietom. Niejawna, daje tak mylące sygnały, że pozostaje nie zauważona w ogóle. Depresji może towarzyszyć bardzo wiele różnych objawów. Najczęściej występującymi są: utrzymujące się dłuższy czas obniżenie nastroju lub po prostu smutek, nasilający się pesymizm życiowy (jednostronna koncentracja na brakach, zagrożeniach, ciemnych stronach rzeczywistości), pragnienie śmierci (myśli samobójcze, wyobrażanie sobie świata bez naszej obecności, pragnienie skończenia z życiem ), wycofywanie z kontaktów społecznych (szczególnie jeśli następuje zmiana zachowania – ktoś w przeszłości było osobą otwartą obecnie unika wszelkiej możliwej aktywności społecznej ), brak akceptacji siebie, zaburzenia snu, zmęczenie i niski poziom energii, brak apetytu i utrata wagi, utrata satysfakcji, poczucie winy, oczekiwanie kary, samooskarżenie się, wołanie o pomoc (często nie wprost np. poprzez choroby somatyczne), drażliwość, brak decyzyjności, trudności w pracy. Symptomy te nie musza występować wszystkie, dla zdiagnozowania depresji potrzebna jest obecność oraz trwanie w czasie kilku z nich. W przypadku depresji niejawnej sytuacja wygląda zgoła inaczej. Osoba, która doświadcza cierpienia emocjonalnego z którym nie umie sobie poradzić, uruchamia mechanizmy „uciekania” od swoich bolesnych doznań takie jak np. „znieczulanie się” za pomocą alkoholu, „odlot” za pomocą narkotyków, zapominanie o cierpieniu dzięki praktykowaniu kompulsywnego seksu czy korzystaniu z portali pornograficznych, uciekaniu w wielogodzinną i wyczerpującą aktywność zawodową, agresywnemu odreagowywaniu emocji wobec rodziny, nadmiernej i niszczącej zdrowie aktywności sportowej (np. bieganie, korzystanie z siłowni), ucieczka w hazard lub kompulsywne wydawanie pieniędzy itp. Różnica między mężczyzną korzystającym z seksu, alkoholu, sportu czy pieniędzy, który nie ma depresji a tym, który ma depresję, polega na tym, że pierwszy robi to dla poprawienia i tak względnie dobrego samopoczucia, drugi ucieka od rozpaczliwego bólu i poczucia wstydu, co łatwo prowadzi do uzależnienia. Pierwszym etapem wsparcia psychologicznego staje się w tej sytuacji pomoc w utrzymaniu

Wstyd i depresja u mężczyzn Read More »

Kiedy partner/ka się zmienia…

Życie jest nieustanną zmianą. Kiedy wchodzimy w związek, każde z nas jest w jakimś określonym momencie swojego życia. Jesteśmy pewnego rodzaju „potencjalnością” rozwoju i realizowania pełni swoich możliwości, ale też „potencjalnością” zastoju i zatrzymania w jakieś fazie stawania się dojrzałą osobą. Nasz związek zmienia się wraz z nami. Czasami „wzrasta”, kiedy uda nam się przejść pozytywnie do nowej fazy wspólnego życia, czasami „utyka”, kiedy któraś ze stron (lub obydwie) nie chcą pozwolić, aby przyszło nowe… Zmiany w związku wydają się nam na tyle trudne i zagrażające, że usiłujemy trzymać się kurczowo starych mechanizmów. Wchodzimy w sztywne role, które na jakimś etapie wspólnego życia mają wiele sensu i służą budowaniu związku, ale na kolejnym etapie okazują się przeszkodą w rozwoju.   Maria i Piotr byli kochającą się parą, którą łączyły wspólne pasje (uwielbiali podróże), liczne grono przyjaciół oraz kilkanaście lat dobrego związku (poznali się pod koniec szkoły średniej, jako „para” przeszli przez studia, obydwoje „robili kariery” w swoich zawodach). Do czasu urodzenia się bliźniaków obydwoje byli „wolnymi duszami”, żyjącymi razem, ale dającymi sobie sporo swobody i wolności. Około trzydziestki Maria zaczęła bardzo pragnąc dziecka, Piotr mniej…Tak czy siak, dzieci przyszły na świat, ku radości obydwojga .Maria, pomimo kilku miesięcy kryzysu, weszła w nową rolę „mamy” , mimo rezygnacji z dotychczasowego stylu życia, nauczyła się odnajdywać w niej różne plusy i możliwości spełnienia. Piotr, pozostał wolnym duchem…Teoretycznie przyjął na siebie rolę ojca, ale w praktyce pozostawił większość domowych obowiązków na barkach Marii. On nie miał czasu, bo był w pracy, albo na spotkaniu z kolegami, albo na siłowni, albo właśnie pakował się na wyprawę trampingową…Ich związek zamienił się w pasmo awantur i wzajemnych żalów.    Tak scenariusz pojawia się w życiu często. Relacja rozwija się dzięki temu, że spotyka się ze sobą dwoje ludzi o wspólnych zainteresowaniach, potrzebach, oczekiwaniach wobec życia. Potem przychodzi nieuchronny moment zmiany i tylko jedna ze stron jest gotowa poddać się „nowemu”. Narodziny dziecka, są „klasykiem” zmiany w relacji, ale w związkach w których nie ma dzieci, dzieje się tak samo np. jedna ze stron dojrzewa do bycia bardziej niezależną, druga ma trudność w „puszczeniu” kontroli, jedna chce więcej niezależności wobec rodziny pochodzenia, druga jest silnie związana ze swoimi rodzicami, jedna potrzebuje bardziej realizować się zawodowo, druga czuje się zaniedbana. Jesteśmy żywymi, dość nieprzewidywalnymi nawet dla samych siebie istotami…Wiele zmian, które zachodzą w drugiej osobie w związku, może być dla nas na tyle trudnych, że mamy problem z ich przyjęciem. Nie tak miało być, nie z taką kobietą/mężczyzną decydowaliśmy się na wspólne życie…. Czym jest kryzys? Kryzys jest naszym oporem przed zmianą. W każdym związku prędzej czy później do niego dochodzimy. Przestajemy widzieć pozytywne cechy partnera/ki, dostrzegamy „cień” drugiej osoby, tracimy poczucie sensu bycia w tak trudnej dla nas relacji. To co kiedyś było tylko jednym z aspektów drugiej osoby, rozrasta się do nieprzewidywalnie dużych rozmiarów i staje się dla nas koszmarem… Mężczyzna, który na początku związku był silny i zdecydowany, wydawał się przez to właśnie fascynujących dla wielu kobiet. Kiedy jednak jego władczość rozwinęła się w stronę nieustannej kontroli, zazdrości, inwigilowania partnerki, stał się sprawcą przemocy. Opiekuńcza, ciepła i uwielbiająca dom kobieta, dawała wiele poczucia bezpieczeństwa w związku . Jeśli jednak rozwinęła tylko ten aspekt siebie i po urodzeniu dzieci skupiła się tylko na nich, okazała się chłodną i odrzucającą żoną dla swojego partnera. Nigdy do końca nie wiemy, kim staniemy się sami/e, a już tym bardziej kim stanie się po latach wspólnego życia osoba, która pokochaliśmy/łyśmy… Strategie radzenia sobie ze zmianą W sytuacji zmiany mamy kilka sposobów reakcji, które w dużej mierze zależą od tego jak w ogóle zachowujemy się życiu. Niektóre z tych sposobów radzenia sobie, prowadzą do wyjścia z kryzysu, inne niestety go podtrzymują. 1. Poczekam, może mu/jej minie… To strategia polegająca nie podejmowaniu działania. Osoba, która wybiera tę metodę, po prostu biernie czeka. Pociesza się myślami: „wszystko się jeszcze ułoży”, „to tylko chwilowe”, „czas nam pomoże”, „nie jest jeszcze aż tak źle”, „spróbuję wybaczyć” itd. Takie myślenie odracza konfrontację i pozornie oddala konflikt. W tym sensie jest reakcją konstruktywną, bo para się nie rozstaje ( czasem latami). Ma jednak pewną bardzo ciemną stronę – partnerzy/ki związku są coraz bardziej nieszczęśliwi/e. Metoda „zamiatania pod dywan” zapewnia trwanie relacji, ale powoduje, że w gruncie rzeczy kryzys coraz bardziej się pogłębia i coraz trudniej o autentyczną bliskość. Ta strona, która bardziej cierpi coraz bardziej oddala się emocjonalnie. Para jest razem, ale po latach obydwie strony są zwykle bardzo samotne i nie łączy ich ze sobą zbyt wile ciepłych uczuć. 2. Nie obchodzisz mnie…. To strategia polegająca na stopniowym odsuwaniu się od partera/ki, karaniu jej/jego chłodem, zimnem i obojętnością. „Ponieważ jest to dla mnie trudnej kim się stajesz, zaczynam się dystansować, odsuwam się od ciebie, przestajesz mnie interesować.” Towarzyszy temu często narzekanie i krytyka „to twoja wina”, „bo ty zawsze…” oraz unikanie dyskusji i otwartej rozmowy na temat realnych problemów w związku „nie będę z tobą o tym rozmawiał/a”, „to nie ma sensu”. Jeśli druga strona, w obliczu takiej sytuacji przyjmuje postawę pasywną i postanowi „poczekać, aż wszystko samo się ułoży” , związek stopniowo osłabnie, partnerzy będą spędzać ze sobą coraz mniej czasu, aż w końcu może dojść do momentu w którym już naprawdę nic nie będzie ich ze sobą łączyło… 3. Rozwodzę się… To reakcja, która polega na tym, że jedna ze stron po prostu przerywa związek. „Jest mi z tobą tak źle, że odchodzę”, „Mam tego dość”, „Już dłużej nie wytrzymam”. W takiej sytuacji nie ma już mowy o naprawie, o ile partner/ka który/a zdecydował/a się na odejście i nie zechce nawiązać dialogu, który mógłby naprawić związek. Odejście ze związku bywa sposobem radzenia sobie z długotrwałym kryzysem na który reagowaliśmy poprzednio innymi sposobami (np. przeczekiwaniem, odsuwaniem się, walką itp.) i kiedy pojawiła się szansa na zmianę np. potencjalny nowy/a partner/ka, możliwość wyjazdu w celach zawodowych itp., po prostu korzystamy z tej okazji… 4. Porozmawiajmy, o tym co się z nami dzieje… To jedyna prawdziwie konstruktywna reakcja na kryzys związany ze zmianami w związku. Polega na gotowości obu stron do spotkania i porozmawiania na temat

Kiedy partner/ka się zmienia… Read More »

Mężczyźni i kobiety – jeden język, dwa style komunikowania się

Małżeństwo siedzi za stołem przy obiedzie. Żona mówi do męża z goryczą w głosie : „Zawsze patrzysz tylko w gazetę. Założę się, że nawet nie wiesz, że tu siedzę!” Mąż odpowiada pewnym głosem: „Ależ wiem, że tu jesteś. Jesteś moją cudowną żoną i bardzo cię kocham” i nie patrząc (bo czyta gazetę) poklepuje psa, który zajął przy stole niedawne miejsce żony… Ten i wiele innych dowcipów na temat komunikacji między kobietami a mężczyznami, brzmi zabawnie, choć wyraża prawdę, która często bywa bardzo bolesna. Konflikty jakich doświadczamy w relacjach z osobami odmiennej płci bywają dramatyczne. Badacze/ki różnic wynikających z faktu urodzenia się dziewczynką lub chłopcem, używają terminu „gender” oznaczającego „płeć kulturową”. W społeczności w której żyjemy fakt urodzenia się istotą rodzaju żeńskiego lub męskiego, implikuje odmienny sposób w jaki jesteśmy wychowywane/ni od najwcześniejszych chwil życia, jakich wyborów życiowych dokonujemy, a także tego w jaki sposób wygląda nasza komunikacja z innymi ludźmi. Mówimy na pozór tym samym językiem, jednak, jeśli bliżej przyjrzeć się temu w jaki sposób to robimy, okazuje się, że komunikacja kobiet przebiega często znacząco inaczej niż komunikacja mężczyzn. Z tych wydawałoby się błahych różnic, czasem blisko do prawdziwej wojny… Psychologowie komunikacji międzyludzkiej uważają, że dziewczynki i chłopcy wychowują się w tym samym środowisku, jednak rosną w światach odmiennych wartości i słów. Dorośli odnoszą się do dzieci obydwu płci w różny sposób. Dziewczynki od pierwszych minut życia uczone są budowania więzi oraz empatii, opiekunowie często nawiązują z nimi kontakt wzrokowy, więcej mówią, chwalą za podejmowanie zachowań społecznych (np. opiekę nad innymi, grzeczność). Dziewczynki bawią się w małych grupach lub w parach. Kluczem takiej grupy jest intymność i zażyłość. Dziewczynki, a później kobiety, uczą się od najmłodszych lat wrażliwości na różne przejawy więzi. Rozwój werbalny chłopców traktowany jest w naszej kulturze za mniej istotny niż rozwój motoryki czy sprawności fizycznej. Chłopcy nagradzani są za niezależność, wojowniczość, samodzielność, autonomię. Chłopcy mają skłonność do zabaw grupowych o strukturze hierarchicznej (typu „szeryf i jego drużyna”), w których wartość mierzona jest pozycją zajmowaną w grupie. Ich zabawy polegają na ściganiu się, rywalizacji, wzajemnym porównywaniu możliwości „Im jestem lepszy, silniejszy, sprawniejszy, tym mam wyższy status wśród rówieśników”. Chłopcy, a potem mężczyźni, są zatem wyczuleni na zmiany statusu. Odmienna struktura zabaw przekłada się na różnice w komunikacji. Kobiety posługują się językiem relacji, powiązań, zależności, mężczyźni językiem pozycji w grupie i autonomii. Dla kobiet język jest głównie narzędziem porozumiewania się, sposobem nawiązywania kontaktów i tworzenia więzi. Natomiast dla mężczyzn rozmowa jest przede wszystkim sposobem na zachowanie niezależności oraz zdobycie i utrzymanie pozycji w hierarchicznym porządku. Mowa służy im jako środek do ściągania na siebie uwagi i utrzymania jej. Mężczyźni przygotowywani są kulturowo do zabierania głosu w sytuacjach publicznych, wśród ludzi mniej sobie znanych. Celem tego rodzaju komunikacji jest „zaistnienie w stadzie”, a język służy zwykle udzielaniu informacji, a nie budowaniu więzi. Odwrotnie dzieje się w sytuacjach intymnych. Tutaj istotą jest porozumiewanie się, a nie informowanie. W tej przestrzeni dominują kobiety, gdyż one od dzieciństwa uczone są sztuki budowania relacji. Mowa służy w tym wypadku do okazywania zaangażowania, zainteresowania i troski. Dziewczynki (a potem kobiety) uczone są werbalizowania swoich myśli i uczuć w prywatnych rozmowach z bliskimi, zaś chłopcy (a później mężczyźni) w przekazywaniu informacji, pomijaniu uczuć i myśli oraz w zatrzymywaniu ich dla siebie. Kobiety i mężczyźni spostrzegają te same sytuacje w często całkowicie odmienny sposób, nic więc dziwnego, że inaczej o nich mówią. Mężczyźni w naszej kulturze są zorientowani na działanie, udzielanie rad, myślą konkretami, informacjami. Rzeczywistość jawi się im jako forma otwarta, przestrzeń do zdobycia, pole walki. Dla kobiet ważne jest utożsamienie się z osobą mówiącą czy słuchającą, potwierdzenie przynależności, wsparcia, tożsamości z innymi osobami, wyrażenie emocjonalnego zaangażowania. Takie różnice w spostrzeganiu świata przypominają trudności komunikacyjne jakich doświadczają ludzie pochodzący z różnych kultur. Być może stosunki pomiędzy płciami powinny być traktowane podobnie tj. jako komunikacja międzykulturowa. Dawałoby to większy margines tolerancji na różnice jakich realnie doświadczamy. Jeśli brakuje nam świadomości tych odmienności, łatwo o poczucie niezrozumienia, frustracji, złości… Odmienności stylów komunikacyjnych nie są ani dobre ani złe, są po prostu częścią barwnej różnorodności świata w jakim żyjemy. Komunikacja kobiet i mężczyzn ma swoje blaski i cienie, nie ma stylu „idealnego”. Do typowych cech komunikacji kobiet należą: dążenie do nawiązania kontaktu, umiejętność tworzenia symetrycznych relacji ( jako równe partnerki), preferowanie w relacjach współzależności i współpracy, podejmowanie decyzji w dążeniu do porozumienia, pragnienie intymności i bliskości w relacjach, potrzeba akceptacji grupy, większa łatwość do zabierania głosu w sytuacjach prywatnych niż społecznych, koncentracja na szczegółach swoich przeżyć, w rozmowach przeplatanie wątków prywatnych z interesami, umiejętność proszenia o pomoc, radę, wskazówkę, okazywanie empatii i współczucia, dążenie do zrozumienia problemu, dzielenie się problemami z innymi ludźmi. Typowe cechy komunikacji mężczyzn to: dążenie do osiągnięcia jak najwyższej pozycji społecznej, tworzenie z innymi mężczyznami relacji asymetrycznych (jako rywale), preferowanie niezależności i autonomii, podejmowanie decyzji przy użyciu siły oraz przyjmując zasadę większości głosów, pragnienie przestrzeni w relacjach, potrzeba szacunku grupy. Dobra komunikacja między mężczyznami a kobietami pomimo tych różnic jest jak najbardziej możliwa, o ile dobrze znamy swój własny potencjał komunikowania się oraz rozumiemy „dialekt” drugiej strony. Ważna jest zarówno wzajemna tolerancja dla inności jakiej doświadczamy jak i rozwijanie własnych możliwości. Kobiety bywają w swoim sposobie spostrzegania świata jednostronnie zamknięte w nastawieniu na relacje. Aby poszerzyć swój potencjał przydatne mogłoby być dla wielu ćwiczenie asertywności, bezpośredniości, umiejętności rozwiązywania problemów (a nie tylko ich rozumienia). Z drugiej strony mężczyźni wydają się być kulturowo uwięzieni w swojej racjonalności, nastawieniu na działanie i rywalizację. Być może niejednemu przydałaby się nauka większej wrażliwości, wyrażania uczuć, powściągania impulsu do rywalizacji. Jeśli traktujemy z szacunkiem naszą wzajemną inność, może być ona motorem napędowym dla naszego rozwoju osobistego i umiejętności cieszenia się życiem. Agnieszka CzapczyńskaZajmuję się terapią indywidualną, terapią grupową, warsztatami rozwojowymi dla kobiet, prowadzeniem superwizji i szkoleniami w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Jestem z wykształcenia psycholożką, ukończyłam Wydział Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. W terapii łączę kilka nurtów: psychologię procesu, arteterapię, focusing, EMDR, brainspotting oraz jogę. Jestem superwizorką w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego i Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”.

Mężczyźni i kobiety – jeden język, dwa style komunikowania się Read More »

Kiedy zazdrość zamienia się w przemoc

Tak mnie kochał, że prawie przestałam oddychać… Na początku było wspaniale, jakby zajechał po mnie rycerz na białym koniu. Męski, szarmancki, kochający, oddany. Po tygodniu znajomości powiedział mi, że jestem kobietą jego życia i chciałby mieć ze mną dziecko. To było takie wzruszające! Codziennie sms-y ze słowami miłości ,niespodziewane kwiaty, romantyczne randki. Koleżanki wzdychały z zazdrości, a ja byłam zakochana po uszy. Potem był piękny ślub i szybka ciąża. Wtedy coś się zmieniło. Skończyły się kwiaty i randki, zostały sms-y wielokrotnie wysyłane do mnie przez cały dzień z pytaniami „co robisz?”, „gdzie jesteś?”, „dlaczego się spóźniasz?”, „do kogo dzwoniłaś, telefon był zajęty?”itp. Mąż nalegał, żebym przerwała pracę zawodową dla dobra nienarodzonego dziecka, ale tak naprawdę czułam, że jest po prostu zazdrosny. Nie wolno mi było spotykać się z nikim (bo był wtedy samotny), malować paznokcie (bo prowokuję), ubierać się ładnie (bo dla kogo tak się stroję). Kontrolował sposób w jaki spędzam czas, przeglądał moją skrzynkę mailową, zdobył bilingi telefoniczne i rozliczał mnie z każdego numeru telefonu. Zaczęłam doświadczać lęku, który rozwinął się w ataki paniki. Z czasem dowiedziałam się, że jego zazdrość to nie była wcale miłość tylko przemoc… Joanna, 33 lata     Co to jest zazdrość? Zazdrość łączy się z naszymi niezaspokojonymi potrzebami. Chcemy poczuć, że jesteśmy kochani, wartościowi czy bezpieczni w życiu i wydaje się nam, że ktoś z zewnątrz np. partner czy partnerka może zaspokoić ten głód. Niestety, ten „ktoś” nawet jeśli nas aktualnie kocha i podziwia, za chwilę może zniknąć i zabrać ze sobą nasze dobre samopoczucie. Wystarczy, że zakocha się w kimś innym…Zazdrości doświadczamy jako reakcji na coś z zewnątrz. To partner lub partnerka robi coś, co budzi w nas niepokój np. spotyka się ze znajomymi, rozmawia przez kimś przez telefon, spóźnia się itp. Rzadko kiedy bierzemy odpowiedzialność za to uczucie całkowicie na siebie. Niezależnie od tego co robi nasz partner/ka , to nam brakuje poczucia bezpieczeństwa, akceptacji czy umiejętności docenienia własnej wartości itp. Ten rodzaj perspektywy, w której świadomie stajemy za tym czego potrzebujemy, paradoksalnie daje nam o wiele więcej możliwości działania i pozwala w bardziej przytomny, niż to zwykle robimy sposób zatroszczyć się o siebie. Możemy wtedy zobaczyć czego realnie brakuje w naszym związku i czy mamy wpływ na zmianę np. jestem zazdrosna o „pracę” mojego partnera, która pochłania większość jego czasu i uwagi. Jakie moje potrzeby nie są zaspokojone w tej relacji? Czy mogę wyrazić to wprost w mojej relacji np. „Kocham cię i potrzebuję spędzać z tobą więcej czasu”. Czy takie postawienie problemu zmienia coś? Jeśli nie, to jak inaczej mogę zadbać o zaspokojenie mojej potrzeby bliskości? Za tym tokiem myślenia idą czasem poważne decyzje o zmianach, ale nie tracimy przynajmniej czasu na wypalanie się w awanturach typu „jesteś zły i zaniedbujesz mnie”. Czy zazdrość jest dobra czy zła? Zazdrość jest z jednej strony traktowana w naszej kulturze jako słabość, z drugiej zaś jako siła będąca przejawem miłości. Z perspektywy moralnej, przeżywanie zazdrości jest traktowane jako wyraz małoduszności, egocentryzmu i łapczywego zagarniania do siebie, tego co nie nasze. Czyli, krótko mówiąc, nic czym warto by było się chwalić przed innymi. Z perspektywy codziennego życia, jest z kolei symptomem „prawdziwej” miłości, w gruncie rzeczy pozytywnym doświadczeniem, świadczącym o naszej zdolności do kochania drugiej osoby . Z innej, bardzo pragmatycznej perspektywy psychologii, zazdrość jak każda emocja, nie jest ani dobra ani zła. To dopiero nasze działania, jakie podejmiemy kierowani zazdrością, mogą stać się konstruktywne dla nas i innych lub niszczące. Uczucie zazdrości może stać się bardzo ważnym impulsem popychającym do wglądu osobistego lub pomóc w naprawie funkcjonowania relacji. Jeśli czując zazdrość stanę się bardziej wrażliwa/y i bardziej uważna/y na potrzeby partnera/ki to jest to pozytyw budujący związek. Jeśli czując zazdrość dokonam wglądu we własne potrzeby i przyglądając się komu i czego zazdroszczę (co nigdy nie jest przypadkowe) odkryję co jest dla mnie wartością w życiu, to jest to pozytyw, który coś buduje. Jeśli jednak moja zazdrość stanie się narzędziem tortury dla mnie i bliskich mi osób, to nie prowadzi to do niczego dobrego… Poczucie bezpieczeństwa w związku Zazdrość w relacji ma bezpośredni związek z tym, na ile czujemy się bezpiecznie. Poczucie zagrożenia może płynąć z naszych przekonań na własny temat np. „Uważam, że jestem mało atrakcyjna /y”, „Nikt interesujący mnie na pewno nie pokocha”, „Inni są lepsi ode mnie” itp. Im gorzej myślimy o sobie jako o partnerce/rze , w jakiejkolwiek sferze np. emocjonalnej, intelektualnej czy seksualnej, tym bardziej prawdopodobne jest, że będziemy czuły/li zazdrość w związku i zazdrość będzie towarzyszyła wszystkim naszym relacjom, niezależnie od tego z kim aktualnie jesteśmy. Poczucie zagrożenia w związku może mieć jednak nie tylko przyczynę wynikającą z naszego osobistego braku poczucia bezpieczeństwa, lecz także bardzo konkretny, zewnętrzny powód związany z zachowaniem osoby z którą jesteśmy w związku. Jeśli nasz partner/ka zdradza nas, oszukuje, traktuje pogardliwie lub chłodno, okazuje nam naszą gorszość od innych, naprawdę trudno czuć się razem bezpiecznie… Kiedy zazdrość zamienia się w przemoc Zazdrość w miłości jest akceptowanym społecznie rodzajem zazdrości. Istnieje wokół tego tematu wiele przekonań typu : „Nie ufaj żadnej kobiecie”, „Mężczyźni są niewierni”, „Jak kocha, to zazdrosny”, które pokazują, że uważamy za normalne i powszechnie zrozumiałe doświadczanie tej emocji w związku. W naszej kulturze, zazdrość traktowana jest jako przejaw miłości i to daje „alibi” do okazywania jej w różny sposób drugiej osobie. Granica między zazdrością, która „jest wyrazem miłości”, a przemocą jest dość cienka.  Jeśli pod pretekstem zazdrości jedna osoba w związku krzywdzi i znęca się nad drugą, jest to przemoc, do której zalicza się: *Kontrolę dotyczącą różnych aspektów życia ofiary (np. sprawca pod pretekstem zazdrości odbiera autonomię i wymusza określony sposób ubierania się, spędzania wolnego czasu oraz czasu w pracy, sposobu dbania o siebie itp.) *Śledzenie, podsłuchiwanie, włamywanie się do skrzynki mailowej, czytanie sms-ów, sprawdzanie bilingów itp *Izolowanie drugiej osoby od otoczenia ( np. znajomych, rodziny) *Podważanie poczucia własnej wartości ofiary (np. zawstydzanie w sytuacjach publicznych) *Awantury na tle zazdrości, zmuszanie do tłumaczeń, zdawania sprawozdań, „udowadniania niewinności” *Obelgi, wyzwiska pod adresem ofiary i jej znajomych, stanowiących potencjalne zagrożenie dla sprawcy *Traktowanie własnej zdrady jako narzędzia karania partnera/ki (np. podkreślanie walorów

Kiedy zazdrość zamienia się w przemoc Read More »

Sposób na pokonanie traumy. Jak przez oczy dotrzeć do nieświadomego

Przy odpowiedniej pozycji oczu docieramy do szlaków nerwowych i procesów podkorowych, które są związane z bolesnymi doświadczeniami. Dzięki ruchowi oczu możemy je zintegrować aby nie wpływały nadal na nasze życie. Psychoterapeutka Agnieszka Czapczyńska metodami EMDR i Brainspotting pracuje nad traumatycznymi doświadczeniami. Rozmawiała: Beata Pawłowicz Na czym polegają te dwie metody psychoterapii wykorzystujące ruch gałek ocznych czyli EMDR i Brainspotting? Zacznę od brainspottingu. Dawid Grand, odkrywca metody, ma powiedzenie oddające istotę tej metody: „kierunek, w którym patrzysz określa twoje emocje”. Oczy są jak zewnętrzny mózg, w rozwoju embrionalnym powstają z tych samych komórek, co układ nerwowy. Są bezpośrednio połączone z układem limbicznym odpowiedzialnym za pamięć emocji. Za pomocą odpowiedniej stymulacji gałek ocznych możemy mieć bezpośredni kontakt z naszym nieświadomym. Mówimy, że oczy są zwierciadłem duszy, ale czy też można nimi tę duszę uleczyć bo rozumiem że o to chodzi w pojęciu samoregulacji? EMDR i Brainspotting bazują na naszych wrodzonych mechanizmach autoregulacji mózgu. Wykorzystują stymulację gałek ocznych do przetworzenia starych doświadczeń z przeszłości i włączenia ich w teraźniejszość w której mamy o wiele więcej zasobów na ich świadome przeżycie i racjonalne uporządkowanie. Innymi słowy, przeszłości nie da się odwrócić, ale możliwe jest takie przetworzenie pamięci dawnych doświadczeń, aby nas budowały zamiast nieustannie niszczyć. Jak to się przekłada na praktykę, na samą pracę podczas sesji? Pracując z traumą zachęcam osobę, która jej doświadczyła, aby wróciła pamięcią do zdarzenia z którym chce się zmierzyć. Może o nim opowiedzieć, ale nie musi. Istotne jest to, aby wewnętrznie przywołała to wydarzenie, tak jak je zapamiętała i aby wróciła do pamięci zapisanej w ciele np. zauważyła ścisk w klatce piersiowej, szybkie bicie serca, falę gorąca czy jakiegokolwiek doznania somatyczne którego doświadcza „tu i teraz”. Pracując metoda brainspottingu obserwuję ułożenie oczu osoby podczas wracania pamięcią do przeszłości, bo będą one układać się w określonym kierunku. Przy różnych ułożeniach oczu kontaktujemy się z różnymi obszarami mózgu. W inną stronę patrzymy wracając do wspomnienia szczęścia, w inną wracając do grozy. W EMDR pracuje się nieco inaczej, podczas powrotu do trudnego doświadczenia stosuje się bilateralną stymulację mózgu. Czynnikiem leczącym w oby metodach są mechanizmy autoregulacji i świadomość doświadczenia, obecność. W pewnym sensie to znana od zawsze metoda uzdrawiania w której to co leczy to możliwość przeżycia nieprzeżytego bólu w obecności drugiej współczującej istoty. Trauma jest doświadczeniem w którym byliśmy/łyśmy całkowicie sami/e w konfrontacji z zagrożeniem. Takie doświadczenia są po prostu za duże, żeby nasz układ nerwowy i tożsamość zmieściły je w sobie. Dlatego większość tych najtrudniejszych doświadczeń zostaje oderwana od świadomości. Wydaje nam się, że przeminęły, ale one tylko się schowały i wpływają na naszą teraźniejszość np. w postaci systemu negatywnych przekonań na własny temat, poczucia lęku w różnych irracjonalnych sytuacjach, bólów somatycznych nie związanych z żadną konkretna chorobą itp.  Kierowanie spojrzeniem odbywa się w prosty sposób: osoba terapeutyzowana obserwuje rękę terapeuty albo wskaźnik, którymi wykonuje on w powietrzu ruch w lewo i w prawo. Czy naprawdę dla pokoannia traumy ważniejsze jest to gdzie patrzymy i jakie temu towarzyszą odczucia w ciele niż rozmowa? Rozmowa w terapii to jedno, a świadomość doświadczenia w ciele to drugie. Oba podejścia są ważne i komplementarne, w brainspottingu nacisk kładziony jest na to drugie. Podczas sesji dużo czasu jesteśmy obserwując poczucia w ciele, bo tam mieszka nieświadome. W EMDR jest nieco więcej przestrzeni na kontakt werbalny. To jest trudne lub po prostu dziwne dla niektórych osób, bo rozmowa jest łatwiejsza. Tak jesteśmy nauczeni/ne. Łatwo wchodzimy w interpretacje, analizę, parafrazę. Metody somatyczne mówią: „zostaw na tyle na ile to możliwe dyskurs. Wejdź w doświadczenie, bo ciało jest mądre i samo znajdzie ścieżkę do autoregulacji. Wystarczy mu w tym nie przeszkadzać.” Intelektualna refleksja jest potrzebna na początku spotkania żeby ustalić co robimy i na koniec sesji, żeby powiązać doświadczenie z tożsamością osoby np. pytając jak rozumie to co się teraz wydarzyło? Albo jak to wpływa na jej widzenie tego co się stało w przeszłości? Zasada zaufania do ciała jest rewolucyjna! W naszej kulturze właśnie ciału nie ufamy. Tak, jesteśmy osadzeni/one w kartezjańskim paradygmacie o oddzieleniu umysłu od ciała i głęboko wbudowanym przeświadczeniu, że ciało jest tym gorszym, głupszym i bardziej kłopotliwym aspektem życia niż umysł. Metody somatyczne są rewolucyjne właśnie dlatego, ze wychodzą poza tę dualność. Świadomym wspomnieniom przemocy zawsze towarzyszą poczucia w ciele. Ciało pamięta wszystko co nam się wydarzyło. I to dobre i to okropne. Nośnikiem pamięci jest mózg, który jest neuroplastyczny, czyli można go formować trochę tak jak plastelinę. Narzędziem formowania tej plasteliny jest świadoma uwaga i mechanizmy autoregulacji (bilateralna stymulacja lub ułożenie gałek ocznych). Możemy tego używać do wzmacniania potencjału, pracy z ekspansją zasobów i budowania pozytywnej neuroplastyczności. Możemy też używać jej do rozładowywania wewnętrznych napięć związanych z traumą. W trakcie sesji brainspottingu i EMDR zadaniem terapeuty/tki jest tworzenie przestrzeni na bycie uwagą w poczuciach ciała. Jest to wspierane przez rezonującą obecność terapeuty/tki który/a czuje, doświadcza, jest świadoma/y własnego ciała. To co nie było możliwe w momencie traumy czyli czucie staje się możliwe w teraźniejszości w kontakcie ze współczującą obecnością drugiej osoby na sesji. Na czym polega rezonująca obecność terapeuty? W trakcie sesji skupiam się na odczuciach płynących z mojego ciała, bo one mogą być wskazówką, co dzieje się z ta osobą z która pracuję. Jak to możliwe? Wyjaśnia to teoria przeciw przeniesienia limbicznego: mój układ limbiczny zaczyna współgrać z układem limbicznym pacjentki, wchodzi z nim w rezonans a to powoduje, że moje ciało zaczynam czuć podobnie jak jej ciało. Układy nerwowe homo sapiens rezonują dzięki m.in. neuronom lustrzanym. Dlatego, kiedy znajdziemy się w polu drugiej osoby zaczynamy czuć to co ona. Każdy z nas ma te umiejętności, przynajmniej potencjalnie. Oznacza to tez pewien rodzaj odpowiedzialności za swój własny układ nerwowy, zestresowany/a terapeuta/tka ma małe szanse na pomoc w regulacji limbicznej swojego pacjenta/tki. W każdym nurcie terapeutycznym używa się ciała osoby pomagającej jako narzędzia pracy nazywając to na różne sposoby np. pracą z przeniesieniem. W metodach somatycznych terapeuta/tka ma za zadanie świadomie obserwować odczucia, jakie podczas sesji pojawiają się we własnym ciele. Jeśli nagle poczuję falę smutku mogę sprawdzić czy ona też pojawiła się w ciele mojej pacjentki i wtedy po prostu

Sposób na pokonanie traumy. Jak przez oczy dotrzeć do nieświadomego Read More »

Inteligencja emocjonalna – czy warto dać o jej rozwój?

Co sprawia, że niektóre osoby doskonale radzą sobie w relacjach z innymi, są dobrymi ojcami lub matkami, partnerami oraz przyjaciółmi, mimo przeżywanych trudności dogadują się z rodzicami i współpracownikami? Czy zależy to od statusu społecznego albo materialnego? Czy ma na to wpływ poziom wykształcenia albo wysokość IQ? Nie. Talent do tworzenia dobrych relacji z innymi wiąże się z poziomem inteligencji emocjonalnej. Jest to zdolność rozpoznawania własnych uczuć oraz uczuć innych osób, umiejętność wyrażania ich bez naruszania granic innych i w sposób adekwatny do własnego doświadczenia, zdolność motywowania samego/ej siebie, umiejętność kierowania emocjami własnymi oraz otoczenia. Inteligencja emocjonalna, w przeciwieństwie do inteligencji intelektualnej, polega na właściwym wykorzystaniu własnych emocji w relacjach z innymi ludźmi. Pojęcie to wprowadził do psychologii Daniel Goleman, którego badania pokazały, że osoby o bardzo wysokim IQ, paradoksalnie, często nie radzą sobie zupełnie w życiu prywatnym, a często nawet w pracy. Inteligencja emocjonalna wpływa na to, jak wykorzystujemy naszą wiedzę i IQ, a zatem bez niej nie jesteśmy w stanie właściwie korzystać z posiadanego potencjału intelektualnego. Na inteligencję emocjonalną składa się wg. Daniela Golemana całe spektrum właściwości: 1) samoświadomość tj. wiedza o swojej emocjonalności, sposobie reagowania pod wpływem uczuć, o własnych stanach wewnętrznych, wartościach, potrzebach, możliwościach oraz wynikająca z tego adekwatna samoocena, wiara w siebie, silne poczucie własnej wartości i świadomość swoich możliwości, umiejętności oraz ograniczeń; 2) samoregulacja tj. panowanie nad swoimi stanami wewnętrznymi, impulsami, porywami emocjonalnymi oraz świadoma samokontrola, czyli utrzymywanie norm, elastyczność w dostosowywaniu się do zmian, kreatywność oraz innowacyjność, umiejętność radzenia sobie z własnymi emocjami, tak aby nie owładnęły one zżyciem np. aby nie sparaliżował nas lęk czy poniósł gniew, zdolność do radzenia sobie ze stresem 3) motywacja tj. korzystanie z emocji, które prowadzą do nowych celów lub ułatwiają ich osiągnięcie, zaangażowanie, inicjatywa, optymizm i świadome wybory kierunków dążeń, upór w sytuacjach porażki i umiejętność kierowania swoimi emocjami, tak, aby sprzyjały one osiągnięciu celu, umiejętność automotywacji; 4) empatia tj. świadomość uczuć, odczuć i potrzeb własnych oraz innych osób, zrozumienie dla perspektywy własnej oraz innych osób, pozytywny wpływ i wzmacnianie potencjału innych osób, nastawienie na dawanie, dzielenie się i wspieranie; 5) umiejętności społeczne tj. wzbudzanie u innych pożądanych reakcji (wpływanie na innych), rozwiązywanie konfliktów, dążenie do zgody i porozumienia, przewodzenie, budowanie dobrych relacji, wzmacnianie więzi, budowanie współpracy, współdziałanie w zespole, wychwytywanie i rozumienie uczuć pojawiających się w relacjach np. umiejętność wyartykułowania niewyrażonego „pulsu” grupy; To właśnie te zdolności w największej mierze decydują o powodzeniu w życiu, a nie wysoki poziom IQ. Każdy/a z nas może wskazać osoby, które mimo niskiego lub przeciętnego poziomu inteligencji osiągają znaczące sukcesy na polu zawodowym i życiowym, oraz wręcz przeciwnie, intelektualistów, nie potrafiących funkcjonować w bliskich relacjach z otoczeniem, niezadowolonych z własnego życia, skonfliktowanych z całym światem. Osoby o wysokim poziomie inteligencji emocjonalnej lepiej funkcjonują społecznie, mają więcej kontaktów towarzyskich, lepiej odnajdują się w skomplikowanych relacjach damsko męskich, rodzicielsko-dziecięcych oraz zawodowych. Inteligencja emocjonalna a praca Coraz częściej pracodawcy biorą pod uwagę, przy wyborze kandydatów do pracy, inteligencję emocjonalną swoich pracowników, a nie tylko ich wykształcenie czy potencjał intelektualny. Właściwe kontrolowanie emocji pozwala na podejmowanie sensownych decyzji, racjonalne rozważanie mocnych i słabych stron danego rozwiązania, wybór najwłaściwszej strategii działania. Osobie wykazującej wysoki poziom inteligencji emocjonalnej jest łatwiej znaleźć alternatywy dla nieskutecznej koncepcji, ponieważ potrafi powstrzymywać się od negatywnych emocji, motywować do działania siebie oraz innych, tworzyć dobry klimat do wzajemnej współpracy w zespole. Okazało się, że inteligencja emocjonalna jest także źródłem sukcesu przywódców grup. W tym obszarze jest ona istotniejsza niż zdolności poznawcze, kreatywność, odpowiedzialność czy nawet wysokie IQ. Te cechy są kluczowe u szefów korporacji i osób które zarządzają formalną strukturą firm. Liderzy grup mniej sformalizowanych (np. szefowie zespołów), dla odniesienia sukcesu muszą umieć prawidłowo odczytywać emocje innych ludzi, mieć zdolność do kompromisowego rozwiązywania konfliktów grupowych, dar motywowania siebie i innych. Satysfakcja w życiu osobistym Także w tym obszarze inteligencja emocjonalna jest podstawowym warunkiem życiowego spełnienia. To na ile dobrze czujemy się we własnej skórze, umiemy być w dobrym kontakcie z przeżywanymi uczuciami, potrafimy stawiać zdrowe granice i doświadczać życia „ty i teraz”, posiadamy zapał oraz wytrwałość w dążeniu do wytyczonego celu, a także dysponujemy umiejętnościami społecznymi pozwala nam czerpać satysfakcję z życia osobistego, niezależnie od statusu materialnego czy wykształcenia. Dzięki inteligencji emocjonalnej jesteśmy w stanie lepiej radzić sobie z kryzysami, które są naturalne na ścieżce życia, przekraczać problemy, przewidywać i rozwiązywania skomplikowane kwestie wyborów osobistych. To właśnie te umiejętności bezpośrednio wpływają na jakość naszego życia. Jak rozwijać inteligencję emocjonalną Inteligencję emocjonalną można kształtować i rozwijać podobnie, jak poprzez naukę, rozwijamy nasz intelekt. Nasz system edukacji formalnej, który jest odbiciem systemu wartości kultury, w której żyjemy nie przykłada specjalnej wagi do obszaru emocji. Uczymy się całek czy zasad budowy silnika spalinowego, choć większość ludzi nigdy nie skorzysta z tego rodzaju wiedzy, a nie mamy podstawowych kompetencji jak radzić sobie ze złością, rozwiązywać konflikty z bliskimi czy przeżywać żal po stracie. Generalnie jesteśmy kulturą emocjonalnych analfabetów, choć jak pokazują testy na inteligencję emocjonalną, niektórzy okazują się samorodnymi talentami w tej dziedzinie. Inteligencji emocjonalnej nie można nauczyć się z książek, choć wiedza może nam pomóc wytyczać sobie własne ścieżki doskonalenia siebie w tym obszarze. Nasze kompetencje emocjonalne możemy rozwijać tylko poprzez praktykę. U wielu osób jest to rozwój, który przebiega dość spontanicznie w trakcie procesu stawania się dojrzałą osobą. Niekiedy jednak pozostawienie tego obszaru „czasowi” i „życiowemu doświadczeniu”, nie daje specjalnych rezultatów. Jeśli chcemy rozwijać swoją inteligencję emocjonalną możemy korzystać z wielu form pomocy np. warsztatów z zakresu komunikacji interpersonalnej, asertywności, rodzicielstwa bez przemocy, rozwiązywania konfliktów, negocjacji, autoprezentacji, radzenia sobie ze złością, warsztatów rozwojowych opartych na ekspresji twórczej poprzez taniec, twórczość plastyczną, dramę czy pracę z głosem i wielu innych form. Najklasyczniejszym narzędziem rozwoju w obszarze emocji jest też terapia, zarówno indywidualna jak i grupowa. To czego potrzebujemy się nauczyć, aby zwiększyć satysfakcję z własnego życia to takie kompetencje jak: – umiejętność kontroli negatywnych i pesymistycznych myśli – rozwój samoświadomości własnych emocji, potrzeb, zachowań -zdolność do wczuwania się w sytuację innych osób – umiejętność efektywnego radzenia sobie ze stresem – rozwój zdolności komunikacyjnych – umiejętność stawiania sobie i innym realistycznych wymagań           -zdolność

Inteligencja emocjonalna – czy warto dać o jej rozwój? Read More »

Jedynacy

Opinie na temat jedynaków/czek są skrajnie sprzeczne. Jedni uważają, że to najlepszy los, jaki można wygrać na życiowej loterii. Inni twierdzą, że bycie jedynakiem/czką to prosta droga do egoizmu i nieszczęśliwego samotnictwa. Jak jest naprawdę? Zapewne w każdej z opinii leży jakieś ziarno prawdy. To co jest psychologiczną oczywistością, to fakt że liczba rodzeństwa i kolejność narodzin w rodzinie niejako „wrzuca” nas w pewne dość sztywne role funkcjonowania w rodzinie. Rzeczywiście, czym innym jest rola jedynak/czki, rola kolejnego z czwórki dzieci, rola najstarszego dziecka, rola drugiego i rola trzeciego… Dorastając i zmieniając swoje relacje, rozwijamy się, uczymy wychodzić poza utarte scenariusze, jednak to „czym skorupka za młodu nasiąknie” bywa pewnego rodzaju podstawowym wzorcem funkcjonowania w relacjach z innymi. Jaki jest scenariusz do odegrania dla jedynaka/czki… Jednoosobowa odpowiedzialność Zdaniem Jill Pitkeathley i Davida Emersona, autorów książki „Jedynacy”, istnieje niezawodny, „intuicyjny” test rozpoznawania osób, które wychowywały się jako jedynacy. Przyjrzyj się dokładnie wszystkim w grupie i wybierz osobę, która jest: – najbardziej odpowiedzialna – najlepiej zorganizowana – najpoważniejsza – najrzadziej się spóźnia – nie lubi sporów i dyskusji – jest najbardziej opanowana Jeśli znajdziesz taką, która będzie miała wszystkie te cechy, najprawdopodobniej jest to jedynak/czka… Jedyne dziecko oraz pierwsze dziecko w rodzinie jest traktowane przez dorosłych w szczególny sposób. Bardzo często, rodzice w nieświadomy sposób lokują w nim dużą część swoich nadziei i oczekiwań dotyczących rodzinnego i osobistego spełnienia. Jedynacy bardzo często silnie odczuwają ciężar odpowiedzialności za szczęście i dobre samopoczucie rodziców. Niosą przeświadczenie, wynikające z postaw rodziców, że to oni są odpowiedzialni za wywiązanie się z różnych rodzinnych zadań, takich jak mediowanie w sporach między rodzicami, przyjaźń z mamą i tatą, realizowanie ambicji rodziców poprzez wybranie „rodzinnej” ścieżki kariery czy podtrzymywanie tradycji „klanu”, bycie źródłem radości i dobrego nastroju rodziców, opiekowanie się rodzicami. Ten rodzaj dziecięcego doświadczenia prowadzi do szybkiego rozwoju poczucia odpowiedzialności i pewnego rodzaju dojrzałości (przynajmniej na poziomie zachowań), jednak jego ciemną stroną jest nadmierne obciążenie. Nastolatkom jedynakom, ich poczucie odpowiedzialności za rodziców, bardzo utrudnia lub wręcz uniemożliwia przeżycie fazy buntu, która służy budowaniu poczucia własnej autonomii i niezależności wobec rodziców. Dorosłym jedynakom poczucie „nadopowiedzialności” za innych towarzyszy w różnych sytuacjach. W życiu osobistym np. poprzez branie na siebie odpowiedzialności za szczęście innych członków rodziny i obwinianie się za ich trudne położenie. W życiu zawodowym poprzez złą ocenę własnych granic i branie na siebie zadań przekraczających własne możliwości fizyczne lub psychiczne, nadmierną kontrolę wobec podwładnych „jak sama tego nie dopilnuję, to na pewno sknocą” itp. Wszystko przez mnie… Poczucie odpowiedzialności jest o milimetr od poczucia winy, bardzo trudnego uczucia pojawiającego się w związku ze wszystkim co poszło „nie tak jak miało być”. Ponieważ rola jedynaka jest rolą odpowiedzialnego (w jego mniemaniu) za wszystko, wobec czego poczucie winy jest jedną z częściej przeżywanych w dzieciństwie i dorosłym życiu emocji. „Być jedynakiem to mieć wrodzone poczucie winy” jak mówi jedna z osób cytowanych w książce „Jedynacy”. Ta postawa odpowiedzialności i poczucia własnej winy prowadzi do rozwoju przesadnej surowości wobec siebie i życiowego nawyku stawiania sobie niezwykle wysokiej poprzeczki. Życie powoli zamienia się w nieustanny poligon zmagań z kolejnymi wyzwaniami, brakuje miejsca na spontaniczność, zabawę i beztroskę.      Bycie wyjątkową osobą Jedynak rośnie w zwierciadle oczu swoich rodziców i dziadków, dla których jest kimś wyjątkowym, jedynym, szczególnym. Każde dziecko czuje się pępkiem świata, ale w rodzinach w których jest kilka „pępków”, bardzo szybko okazuje się, że trzeba zrobić miejsce na wyjątkowość innych. Jedynakom to doświadczenie  przychodzi o wiele później, zwykle w sytuacjach społecznych (przedszkole, szkoła, kolonie), a nie rodzinnych. Są niejako „przywiązane” do bycia kimś wyjątkowym, z jednej strony, aby nie zawieść oczekiwań rodziców, z drugiej aby nie stracić profitów jakie z tego płyną (zachwyt rodziny). Są przyzwyczajone do walki o pozycję numer jeden. Jedynaki w dorosłym życiu często wybierają miejsce w swojej nowej rodzinie czy aktywność zawodową, która daje im możliwość zachowania swojego uptrrzywilejowanego miejsca osoby, która skupia na sobie uwagę innych, jest w „światłach reflektorów”, odgrywa rolę „pierwszoplanowe” np. szefa. Trudności z dzieleniem się Jedynacy/czki otrzymują nie tylko pełną uwagę rodziców, ale też wszystkie możliwe dobra ekonomiczne. Ma to jak wszystko dwie strony, jasną i ciemną. Jedynacy mają obiektywnie większe możliwości rozwoju niż inne dzieci np. mogą więcej podróżować, korzystać z płatnej edukacji, uprawiać jakieś kosztowne hobby (tenis, konie, narty itp.), dostają większe wsparcie finansowe na początku swojej drogi zawodowej. Ciemna strona tej sytuacji to brak umiejętności dzielenia się z innymi. Osoba, która dostawała przez lata wszystko tylko dla siebie, nie miała możliwości nauki tej umiejętności. Dotyczy to nie tylko dóbr, ale też np. przestrzeni. Jedynacy mają często ogromną potrzebę posiadania własnej autonomicznej przestrzeni (bo zawsze mieli „swój pokój”), posiadania własnych przedmiotów i rzeczy, których „nikt nie dotyka”. Oczywiście tę postawę reprezentują też dzieci z rodzin wielodzietnych, które musiały dzielić się wbrew sobie, ale wynika ona ze skrajnie innych doświadczeń. Samotność w tłumie Wiele osób, które dorastały jako jedynaki/czki mówi o samotności, doświadczeniu „nie należenia” do żadnej grupy, bycia „poza”, niezwiązaniu z innymi. Nie zawsze musi to mieć zabarwienie negatywne, wiele osób ceni sobie ten stan i traktuje chwile przeznaczone tylko dla siebie jako coś cennego. Większość jedynaków potrzebuje okresów odizolowania, by móc cieszyć się własną przestrzenią, do której przywykli w dzieciństwie. W pewnych sytuacjach jest to dobre doznanie, w innych wiąże się z poczuciem samotności, jakie dużo częściej doświadczają na co dzień jedynacy (nawet najbardziej kochani przez rodziców). Poczucie samotności nie zmniejsza społecznych umiejętności np. bycia w grupie, zachowania się w towarzystwie itp. Jednak uczucia mogą znacznie odbiegać od postawy na zewnątrz np. „w środku” czuję samotna, „na zewnątrz” jestem duszą towarzystwa. Rodzinna rola jedynaka/czki jest jak widać bardzo złożona, ma swoje znaczne plusy rozwojowe dla dziecka jak i znaczne minusy. Nie ma ideałów… Często tego co nie mogło się nam wydarzyć w dzieciństwie szukamy w dorosłym życiu. Jedynacy/czki, podobnie jak „pierworodni/ne” dzieci w rodzinach wielodzietnych potrzebują oduczyć się swojej „nadodpowiedzialności” za innych, zaakceptować własną bezsilność i „zwykłość”, oddać prowadzenie i przyjąć w niektórych sytuacjach mało prestiżową pozycję „statysty”. Wtedy może zrobi się miejsce na coś nowego… Agnieszka CzapczyńskaZajmuję się terapią indywidualną, terapią grupową, warsztatami rozwojowymi dla kobiet,

Jedynacy Read More »

Kiedy rodzi się pierwsze dziecko…

Jesteśmy parą od prawie 5 lat i większość tego czasu byliśmy tylko we dwoje. Kiedy skończyłam 30 lat, a Wojtek 32 pojawił się  nasz upragniony synek, który przyszedł na świat 2 miesiące przed terminem. Przeżyliśmy wspólnie wiele trudnych chwil, na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Na mnie spadł nawał codziennych obowiązków domowych, na Wojtka w dużej mierze odpowiedzialność za finanse (przed porodem pracowałam zawodowo, mieliśmy porównywalne pensje). To wszystko nas chyba przerosło… Często się kłócimy o drobiazgi, jesteśmy wobec siebie krytyczni, już zapomniałam co to jest romantyczny wieczór we dwoje. Przykro mi, bo dawniej Wojtek  nieba by mi przychylił, a teraz gdzieś to wszystko prysnęło. Nie wiem czym to jest spowodowane, może jak wrócę do pracy wszystko się ułoży? Miało być tak wspaniale, dlaczego więc jest źle… Do narodzin oczekiwanego, pierwszego dziecka w związku bywa zwykle  dobrze. Kryzys, jaki pojawia się w małżeństwie po porodzie jest często dla młodych rodziców nieprzyjemnym zaskoczeniem. Miało być w końcu lepiej, a nie gorzej…Według badań amerykańskich psychoterapeutów J.J. Gottmanów, ok.  70% par skarży się na spadek satysfakcji z małżeństwa w ciągu pierwszych 12 miesięcy po przyjściu na świat pierwszego dziecka.  Zakrawa na paradoks fakt,  że większość par równocześnie  pragnęła dziecka , było ono „owocem ich miłości”, oczekiwano na nie często z dużą niecierpliwością. Miało być tak wspaniale, dlaczego więc jest źle…Powodów kryzysu w związku po narodzinach pierwszego dziecka jest kilka.  Trudne momenty mogą pojawić się z powodu stresu spowodowanego zmianą stylu życia,  zmęczeniem fizycznym, ciągłym brakiem czasu dla siebie. Do tego dochodzi też poczucie odpowiedzialności za dziecko, co samo w sobie może przerastać siły młodych rodziców oraz  zmiana statusu materialnego rodziny (na jakiś czas odpadają zarobki kobiety, ciężar utrzymania domu spada na barki mężczyzny). Ciężarem mogą stać się kwestie logistyczne. Mieszkanie we dwójkę w małym mieszkaniu na czwartym piętrze bez windy nie stanowi problemu dla pary młodych ludzi bez dziecka, dla pary z dzieckiem potrafi zamienić się w koszmar.  Jak rodzice to już  nie kochankowie Nieporozumienia i konflikty pojawiają się w życiu „dziennym” i „nocnym”. W gruncie rzeczy, dopóki nie staniemy wobec doświadczenia rodzicielstwa, nie poznamy też swoich reakcji na tę sytuację. Jak byśmy się do tego nie przygotowywali teoretycznie (co jest bardzo słuszne) i tak pozostaną one całkowicie nieprzewidywalne… Młoda mama może czuć się po porodzie nieatrakcyjna fizycznie dla swojego partnera, bo jej ciało przejściowo wygląda inaczej niż przed macierzyństwem. Młody tata może mieć realną trudność w zaakceptowaniu tej zmiany i przeżywać w związku z nią wiele trudnych emocji.  Nasze uczucia mają bezpośrednie przełożenie na poziom libido, energia seksualna nie jest oderwana od sfery emocji. Ma na nią też ogromny wpływ stan fizyczny ciała – kiedy jesteśmy zmęczone/ni, przeciążone/ni, przytłoczone/ni odpowiedzialnością i obowiązkami, po prostu brakuje już energii nawet do tego, żeby doświadczyć przyjemności. Czasem dochodzą też bardzo realne problemy typu życie w jednym pokoju z dzieckiem, brak intymności, ciągła czujność czy maleństwo się nie obudzi… Seks przynosi wiele doznań zmysłowych, ale pełni w związku też funkcje całkowicie „aseksulane”. Jest  źródłem wzajemnego wsparcia, daje poczucie bezpieczeństwa, jest sposobem na okazywanie wzajemnej akceptacji, czułości, bliskości. Nie musi tak być, ale kiedy następuje nawet czasowy kryzys w tym obszarze, partnerzy/ki mogą odczuwać brak miłości i mogą obwiniać o kryzys dziecko. Czasami stroną, która mocniej odczuwa spadek libido jest kobieta, czasami mężczyzna. Nie ma w tym względzie żadnej reguły. Zwykle jest to reakcja przejściowa, ale aby druga strona przetrwała poczucie straty i braku, trzeba o tym jak najwięcej otwarcie rozmawiać. Zmęczenie i stres Młodzi rodzice, którzy wcześniej zajmowali się głownie sami sobą oraz wspólnymi przyjemności, teraz zaczynają zmagać się z nowymi  dla siebie problemami. Całodobowa opieka nad dzieckiem to bardzo ciężka praca. Młoda matka, mimo, że pragnęła dziecka, może na początku macierzyństwa  czuć się opuszczona, zamknięta „jak w więzieniu”, przegrana zawodowo, niedoceniona, pozbawiona kobiecej atrakcyjności.  Do tego doświadcza wyczerpania,  braku snu, większej niż dotychczas zależności. Z jej perspektywy partner, który co rano wychodzi do pracy i wraca do domu późnym popołudniem, ma wszystko czego jej brakuje. Wolność, autonomię, rozwój zawodowy. Tymczasem on czuje się często odrzucony przez partnerkę, która skupia swoją uwagę na dziecku, przygnieciony odpowiedzialnością finansową za dom, marzy o swobodzie z czasów kawalerskich. Z jego perspektywy to ona ma wszystko czego mu brakuje. Nie musi chodzić do pracy, ma na co dzień kontakt z dzieckiem, nikt nie oczekuje od niej w tym momencie wysokiej pensji potrzebnej do spłaty kredytu. Łatwo jest się w tym momencie rozminąć w związku.  „Co ty robisz całymi dniami, jaki tu bałagan?!” , „Jesteś cały dzień w pracy i w niczym mi nie pomagasz!” – źródłem konfliktu może być wszystko, najmniejszy drobiazg w zachowaniu drugiej strony. Mężczyzna i kobieta po przyjściu na świat pierwszego dziecka są zwykle zbyt mocno przeciążeni, tyle że w zupełnie inny sposób. To co nieco pomaga to ustalenie zasad, które pozwolą wprowadzić nieco porządku w ten codzienny chaos np. po godzinnej drzemce, w miarę wypoczęty tata zajmuje się  dzieckiem, aż do wieczora, a w tym czasie mama ma czas na swoje sprawy np. kąpiel, telefon do koleżanki, cokolwiek co da jej trochę przestrzeni i oddechu. Kobiety w naszych czasach bardzo boleśnie odczuwają ograniczenie własnej wolności, bo wiedzą już, że mają do niej prawo i korzystają z tego. Wejście w macierzyńską rutynę przewijania, karmienia, sprzątania, gotowania bywa doświadczane bardzo traumatycznie. Wsparcie psychiczne partnera i jego konkretna pomoc w domowych obowiązkach  pomaga wyjść kobiecie z poporodowego dołka. Docenienie wysiłku partnera i ciężaru odpowiedzialności jaki niesie, pozwala mężczyźnie czuć się  ważnym w rodzinie. Jak nie zwariować? Wątpię czy istnieje możliwość przeżycia zmiany w związku związanej z narodzinami pierwszego dziecka, która byłaby całkowicie bezbolesna. Teoretycznie istnieje możliwość, w praktyce nie spotkałam się z takim cudem. Możemy jednak zrobić wiele, aby to doświadczenie było maksymalnie konstruktywne i budujące dla relacji. 1. Rozwijajcie swoją przyjaźń. Małżonkowie, którzy się przyjaźnią, lubią i dobrze znają lepiej znoszą wszelkie kryzysy (również ten związany z rodzicielstwem). Rozmawiajcie o swoich potrzebach, marzeniach, nadziejach i niepokojach. Łatwiej wtedy będzie zrozumieć się wzajemnie i pogodzić różne perspektywy. 2. Wymieniajcie się rolami. Utknięcie w jednej, sztywnej roli jest destrukcyjne zarówno dla mężczyzny jak i kobiety. Wymieniajcie się rolami. Niech

Kiedy rodzi się pierwsze dziecko… Read More »

Niewystarczająco dobra

Witaj. Chcesz być kobietą idealną? Na pewno chcesz, choć może jeszcze o tym nie wiesz. Przecież wszystkie chcemy takie być. Dobrze, że tutaj trafiłaś – dowiesz się, co musisz zrobić, by stać się ideałem, przedmiotem męskich westchnień i kobiecej zazdrości, cudem opiewanym w arcydziełach współczesnej kultury, zwanych kolorowymi magazynami, wzorcem i szablonem, do którego dokrajane będą kolejne pokolenia kobiet. Nie jest to proste, ale przecież w imię bycia ideałem jesteśmy gotowe na wiele pracy i wyrzeczeń… (portal kobiecy) Problem z „idealnością”, nieustannym porównywaniem się z innymi i wynikającą z tego huśtawką emocji (kiedy „jestem lepsza” uczucia pozytywne, kiedy „gorsza” negatywne) zaczyna się w naszym życiu na dużą skalę zwykle w wieku dojrzewania. W tym okresie zarówno dziewczęta, jak i chłopcy są w porównywalny sposób niezadowoleni/ne z siebie. Różnica pomiędzy płciami, polega na tym, że większość mężczyzn wyrasta z niskiej samooceny i jako grupa osiąga znaczny szacunek dla siebie, natomiast kobietom się to nie bardzo udaje. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego niezależnie od wieku, poziomu wykształcenia, wyglądu, statusu społecznego i wielu różnic jakie między nam są, jako grupa, doświadczamy stałego poczucia bycia „niewystarczająco dobrą” i wciąż udowadniamy „na co nas stać” za cenę swojego samopoczucia czy nawet zdrowia? Gender czyli kulturowy wzorzec kobiecości i męskości Jedną z prób odpowiedzi na to pytanie jest kulturowy wzorzec w jaki zdefiniowana jest w naszej społeczności kobiecość. Sposób w jaki kobieta i mężczyzna wygląda, je, uczy się, zachowuje w pracy, funkcjonuje w rodzinie, realizuje się w roli rodzica, podlega nieustannym ocenom ze strony otoczenia. W przypadku obydwu płci ocena ta wygląda inaczej. Kulturowy wzorzec bycia mężczyzną jest podobnie jak w przypadku kobiet, pewnego rodzaju „klatką”, która niszczy i okraja z indywidualności, ale wydaje się ona dość spójna. Najogólniej ujmując mężczyzna ma być silny, mocny, dominujący w świecie, zaradny w obszarze zawodowym. Cel jest prosty, choć wcale nie łatwy do osiągnięcia… Paradoks wpisany w bycie kobietą polega na tym, że każdy pozytywny wybór kobiety wiąże się równocześnie z czymś negatywnym. Cokolwiek wybieramy, powoduje to w nas frustrację, bo oznacza stratę czegoś innego… Kobieta, która jest „tylko matką” spostrzegana jest jako mało nowoczesna. Kobieta, która jest „tylko pracownicą” uważana jest za egoistkę. Kobieta, która łączy dwie role jest generalnie wiecznie zmęczona, ma za mało czasu na wszystko, „nie radzi” sobie w wielu obszarach i ma poczucie, że nie sprostała oczekiwaniom. Niewystarczająco dobra Ten paradoks czucia się w wielu sytuacjach „niewystarczająco dobrą” dotyczy wszystkich faz kobiecego życia i wielu obszarów życia.  Młode kobiety doświadczają dylematów związanych np. z własną seksualnością . Jeśli korzystają z niej w swobodny, „męski” sposób uchodzą za „łatwe” (czyli w jakiś sposób gorsze od „wstrzemięźliwych”). Jeśli zachowują abstynencję, otrzymują etykietkę „cnotek” (czyli gorszych od „wyzwolonych”). Kulturowych opcji poczucia się dobrze z samą sobą po prostu nie ma. Gdyby przyjrzeć się schematowi, to w obszarze seksu kobieta powinna być równocześnie wstrzemięźliwa i bardzo swobodna. Konia z wozem tej, która wie jak to zrobić… Ten paradoks dotyczy wielu innych aspektów życia. Powinnyśmy być w relacjach z jednej strony czułe i miękkie (np. w domu), z drugiej twarde i zdecydowane (np. w obszarze zawodowym).  Mieć czas na siebie i swój rozwój a równocześnie zajmować się innymi (partnerem, dziećmi, rodzicami, współpracownikami itp.) i dawać im swój czas w nieograniczony sposób. Dbać o siebie i być w dobrej kondycji ,a równocześnie prowadzić świetnie funkcjonujący dom. I tak dalej i tak dalej… Życie w kobiecej skórze przypomina łatanie starego koca, co się zaszyje to dziura w innym miejscu. Jedyne co jest stałe w miarę upływu lat, to fakt że ciągle trzeba „coś cerować” i ciągle czegoś nam brakuje… Budowanie dojrzałej tożsamości oparte jest na stworzeniu spójnego obrazu siebie, opartego na realnej ocenie swoich mocnych stron i obszarów do rozwoju. Kobiety, z racji tego jak sprzecznie wewnętrznie zdefiniowana jest kulturowo ich płeć, niezależnie od wieku, są w sytuacji wiecznego niezadowolenia z siebie i dyskomfortu. Konsekwencje bycia „niewystarczająco dobrą” Ciągłe niezadowolenie z siebie i dążenie do bycia kimś lepszym niż się jest prowadzi do wielu konsekwencji. Kobiety często doskonalą się w wielu obszarach życia. Są większościową grupą zasilającą ośrodki terapeutyczne, wszelkiego rodzaju warsztaty rozwojowe, kursy, szkoły doskonalenia zawodowego. Kobiety są w kulturze zachodniej znacznie lepiej wykształcone niż mężczyźni, a mimo to rzadko kiedy pozwalają sobie być ekspertkami w swoich zawodach. Nawet w obszarach tradycyjnie kobiecych jak gotowanie i ubiór, kreatorami smaków czy mody są głównie mężczyźni. Czując się gorsze i w wielu miejscach realnie będąc tak traktowane (np. mając na tym samym stanowisku znacznie mniejsze zarobki niż mężczyźni) kobiety są bardziej zmotywowane do nauki i rozwoju osobistego. To z jednej strony optymistyczne, z drugiej smutne, bo niestety często rozwój ten wcale nie przekłada się na znaczącą poprawę samooceny czy akceptacji swojej kobiecości. Zawsze przecież znajdzie się coś „do poprawki”… Ten powszechny brak zadowolenia z siebie jest bowiem nie tylko motorem napędowym do samorozwoju, ale i ogromnym źródłem stresu. Jeśli chcę być wszystkim na raz – matką, żoną, kobietą aktywną i autonomiczną , mającą czysty dom, dbającą o rodzinę ale i swój rozwój – to w jakimś momencie doba której potrzebuję, aby temu sprostać powinna mieć minimum 48 godzin. Dążenie do wywiązania się ze wszystkiego nie jest spostrzegane przez kobiety jako perfekcjonizm, to raczej po prostu robienie „tego co należy”, realizowanie swoich „normalnych”, kobiecych powinności. A efektem jest i tak niezadowolenie z siebie, bo czegoś się jednak zawsze nie ogranie… Niepewność co do swojej wartości a relacje Czucie się „niewystarczająco dobrą” ma znaczny wpływ na samoocenę, a co za tym idzie sposób zachowania w relacjach z innymi. Im czuję się mniej wartościowa, tym mniej mam odwagi i wiary w to, że moja perspektywa ma sens. Aby domagać się od innych respektowania swoich praw oraz szanowania granic, potrzebuję dać sobie samej prawo do tego, że one mi przysługują. „Niewystarczająco dobra” kobieta może mieć trudność w byciu asertywną, jasno komunikującą swoje potrzeby i oczekiwania, wymagającą od innych respektowania swoich zasad. W związkach oznacza to częste rezygnowanie z własnej perspektywy, zgodę na naruszanie granic, zadowalanie się małym, bo na więcej i tak nie zasługuję…Klasyczną strategią kobiecego przetrwania jest udawanie „głupszej niż się jest”, nie ujawnianie

Niewystarczająco dobra Read More »

Scroll to Top